Z nożem w kieszeni. Jak Sowieci pomagali Polakom na Wołyniu

Z nożem w kieszeni. Jak Sowieci pomagali Polakom na Wołyniu

Dodano: 

Tego, jak w rzeczywistości postrzegano „sojuszników” z AK, można się dowiedzieć z pisma naczelnika CSRP Pantelejmona Ponomarienki z 22 czerwca 1943 r.: „W rejonach objętych wpływami naszych oddziałów partyzanckich i centrów partyjnych do działalności grup polskich, utworzonych przez nacjonalistyczne koła reakcyjne, nie dopuszczać. Kierowników w sposób niedostrzegalny usuwać i magazyny broni przejmować lub, jeśli będzie taka możliwość, brać takie oddziały pod swoje pewne wpływy. Wykorzystywać, kierując je do aktywnej walki z Niemcami. W odpowiedni sposób przegrupowując i rozdrabniając, należy pozbawić je znaczenia [jako] samodzielne jednostki bojowe i dołączyć do wielkich oddziałów [sowieckich], po czym po cichu przeprowadzić odpowiednią czystkę z elementów wrogich”.

Świadomość owej postawy Sowietów mieli przywódcy polskiego podziemia. Delegat Rządu na Kraj Kazimierz Banach bez złudzeń konstatował: „Bolszewicy mają swoje jaczejki wśród społeczeństwa ukraińskiego i wśród band. Usiłują opanować kierownictwo bandami, a już i obecnie wiele band jest pod ich komendą. Stwarzają pozory, że ludność polską chcą brać w obronę. Wszędzie jednak tam, gdzie ludność zmuszona była z ich opieki korzystać, zmierzają tylko do tego, by z młodzieży polskiej stworzyć komunistyczne oddziały partyzanckie. Jeden z takich oddziałów jest już zorganizowany i przybrał nazwę Oddziału im. Tadeusza Kościuszki”.

Sowieccy partyzanci na Białorusi, 1943 rok.

O prawdziwych intencjach sowieckich miały okazję przekonać się niektóre grupy samoobrony oraz oddziały partyzanckie AK. Szczególnie krytycznie, jak widać w cytowanym niżej raporcie, bolszewicy postrzegali oddział AK „Krwawa Łuna”, dowodzony przez por. Jana Rerutkę „Drzazgę”: „z […] Polaków o skrajnie nacjonalistycznym nastawieniu został sformowany »specjalny batalion« o nazwie »Krwawa Łuna«”. Przy czym od wszystkich ochotników wymagana była dobra znajomość języka rosyjskiego i ukraińskiego. Oddział z rozkazu „Oliwy” był wysyłany do wsi ukraińskich na akcje, w czasie których akowcy podawali się za sowieckich partyzantów. W takich sytuacjach do nakryć głowy przyszywali czerwone wstążki. Po wejściu do wsi oddział AK wydawał polecenie mieszkańcom, aby zebrali się w jednym miejscu, rzekomo dla odbycia „pracy polityczno-uświadamiającej”. Po czym rozpoczynał „masowe zabijanie” cywili, grabież ich majątku i na końcu palił wieś. Jak podkreślano, zdarzenia takie miały prowadzić do zaostrzenia relacji między sowieckimi partyzantami a miejscową ludnością i „dać powód podziemnej prasie polskiej i ounowskiej do popularyzacji »sowieckich bestialstw«”.

Być może ta ocena legła u podstaw decyzji o likwidacji por. „Drzazgi”. Stało się tak pomimo dobrych relacji, jakie łączyły go z partyzantami z oddziału płk. Nikołaja Prokopiuka, z którym przeprowadził wiele udanych walk z UPA. Wołyński konspirator por. Tadeusz Klimowski „Ostoja” tak opisał to wydarzenie: „Po kilku dniach [»Drzazga«] został (po wizytach sowieckich) zaproszony do sowieckiego obozu celem uzgodnienia wspólnej akcji na jeden z obiektów niemieckich. Pojechał z z[astęp]cą, lekarzem i strzelcem. Nie wrócił. Zwłoki wszystkich znaleziono w pobliżu sowieckiego obozu. Przebieg likwidacji został ustalony. Sowieci nasycili »bazę samoobrony« (nowa nazwa »skupisko polskie«) prasą ZPP i odeszli”.

W lipcu 1943 r. ofiarą podobnej zbrodni padł dowódca ośrodka samoobrony w Hucie Starej por. Leon Osiecki. Podłożem zabójstwa było odrzucenie przez niego oferty agenturalnej współpracy z Sowietami i ujawnienie osoby, która próbowała dokonać werbunku. Rozkaz zabicia Osieckiego wydał szef sztabu partyzanckiego oddziału NKGB D. Miedwiediewa, Siergiej Paszun. Plan zabójstwa przewidywał upozorowanie go w sposób umożliwiający zrzucenie odpowiedzialności na Niemców. Jednak – jak stwierdził w raporcie Iwan Szytow – Paszun „sprzątnął Osieckiego nadzwyczaj nieudolnie, porzucając trupa w lesie”. W konsekwencji polską samoobronę wsi pod sowiecką presją włączono do oddziału partyzanckiego im. Feliksa Dzierżyńskiego.

Porwanie „Bomby”

Najbardziej dramatycznym wydarzeniem było przerwanie przez bolszewików w grudniu 1943 r. niezwykle efektywnej działalności cichociemnego, dowódcy oddziału partyzanckiego AK kpt. Władysława Kochańskiego „Bomby”. 21 grudnia został on porwany i deportowany do Moskwy, gdzie skazano go na karę wieloletniego pozbawienia wolności.

Masowa mogiła ofiar UPA w Woli Ostrowieckiej

Tak ów epizod opisał na podstawie rozmowy z kpt. Władysławem Kochańskim weteran 27. Dywizji Wołyńskiej Józef Turowski w swojej książce „Pożoga”: „[...] do Bronisławówki pojechało 13 osób […]. W sztabie oddziału radzieckiego jeden z oficerów, komisarz zwany »Bohunem«, zaprosił kapitana »Bombę« i jego ludzi na kolację do pobliskiego Zawołcza […]. Podczas przyjęcia oficerskiego do izby wpadła dziewczyna i krzyknęła głośno »samoloty«. Wykorzystując konsternację, wszystkich Polaków rozbrojono, powalono na ziemię i powiązano. Podobnie, ale bardziej drastycznie, przebiegała akcja w kwaterze żołnierskiej, gdzie wtargnęła grupa partyzantów radzieckich. »Bohun« zastrzelił siedzącego przy stole Zygmunta Kopija, a pozostałych obezwładniono i powiązanych ułożono po dwóch na saniach, ukryto pod kocami i kożuchami, i pośpiesznie ruszono w drogę. Jazda trwała całą noc. Porwanych rozwiązano, pozwolono im zejść z sań, rozpalono ogniska. Funkcjonariusze NKWD zaczęli brać po dwóch Polaków i odprowadzać w kierunku lasu, skąd słychać było serie pistoletów maszynowych. Po przesłuchaniu przez komisarza »Bohuna« rozstrzelano: Franciszka Kopija, Stanisława Zygadło, Antoniego Szajewskiego, Jankowskiego, Henryka Chomicza i Jana Jankiewicza. Po upływie około dwóch godzin ruszono w drogę, by po kilku dniach przekroczyć linię frontu. Dalsza podróż odbywała się samochodami aż do Kijowa, skąd porwanych przewieziono samolotem do Moskwy i umieszczono w więzieniu na Łubiankach. Po kilku miesiącach uciążliwego śledztwa grupa porwanych Polaków stanęła przed specjalnym sądem. Sześciu uniewinniono, a kpt. Władysława Kochańskiego »Bombę«, »Wujka« skazano na 25 lat więzienia”.

Zdecydowanie przypadkowy charakter miało natomiast starcie 27. Wołyńskiej Dywizji AK z sowieckim oddziałem partyzanckim NKGB D. Miedwiediewa pod Ośmigowiczami 16 lutego 1944 r. Podczas walki Polacy przekonani byli, że walczą z oddziałem UPA, nie wiedząc o tym, że Sowieci dwa dni wcześniej zajęli wieś. Zdarzeń takich, choć już niekoniecznie przypadkowych, musiało być znacznie więcej, skoro kierownik grupy informacji Wydziału Propagandy i Agitacji KC KP(b) Ukrainy Słyńka informował: „Jeśli wcześniej organizacje prosikorskie zajmowały pozycję wyczekującą co do walki przeciwko Niemcom, jak również nie zaczepiały sowieckich partyzantów, to teraz mają one wrogi stosunek do działań partyzantów na terenie zachodnich obwodów Ukrainy. Są nieodosobnione wypadki zbrojnych starć sowieckich partyzantów z polskimi nacjonalistami”. O tych wszystkich faktach warto jest także pamiętać, gdy się przypomina sowiecką pomoc udzieloną Polakom na Wołyniu w latach 1943–1944.