Zdecydowana większość polskich więźniów w ZSRS została uwolniona na mocy „amnestii” po podpisaniu paktu Sikorski-Majski. Krupa, żołnierz Września ’39, nie miał jednak szans na „amnestię”. Ani nie został bowiem deportowany na Sybir, ani nie trafił do Sowietów jako jeniec. Jak więc dostał się w ręce NKWD? Otóż Krupa przeszedł granicę niemiecko-sowiecką z własnej woli, przeprawiając się przez San.
W sowieckiej strefie okupacyjnej chciał odnaleźć rodziców, którzy we wrześniu uciekli przed Niemcami ze swojej rodzinnej wioski na południu Polski. Pojmany natychmiast przez sowieckich pograniczników, został oskarżony o szpiegostwo i przewieziony na Łubiankę, gdzie po brutalnym pobiciu podpisał przyznanie się do niezliczonych „win” wobec ojczyzny światowego komunizmu.
Opis męczarni, którym poddawani byli tam więźniowie, mrozi krew w żyłach. W celi Krupy przetrzymywany był m.in. sowiecki oficer, który odważył się naubliżać politrukom. Przesłuchiwała go NKWD-zistka imieniem Natasza. Kobieta ta siała postrach wśród więźniów Łubianki. Po kolejnym „badaniu” aresztowany oficer nie był w stanie sam dowlec się do celi – musieli go przynieść strażnicy. „Ułożyliśmy go na jego pryczy. Ciało miał zlane potem, zupełnie mokre i lepkie ubranie – wspominał Michał Krupa. – Rozebraliśmy go, żeby wytrzeć, nieprzygotowani na wstrząsający widok. Lepką substancją okazała się krew. Zdjęliśmy mu spodnie i cofnęliśmy się z przerażenia, gdy zobaczyliśmy, że wycieka z otworu, w którym powinny się znajdować jądra. Rozmawialiśmy szeptem, w najwyższym stopniu porażeni i niezdolni dotknąć tego biednego, nieszczęsnego człowieka”. Więźniowie przekonali się w ten sposób, że pogłoski o Nataszy i jej szewskich cęgach nie były wcale przesadzone…
Krupa został skazany na 10 lat ciężkich robót w łagrze nad Peczorą. Gdyby jednak udało mu się przeżyć łagier, z wyroku sądu miał po odbyciu kary pozostać na Syberii do końca życia.
Często mówi się o ZSRS, że był to kraj de facto niewolniczy. Sceny, które zapamiętał Krupa z Moskwy tuż przed załadowaniem więźniów do pociągów, w naturalny sposób przywodzą na myśl karty najsłynniejszej powieści Harriet Beecher Stowe. „Cały obszar, na którym byliśmy zamknięci, przypominał ogromny rynek bydła, ze skazańcami rozmieszczonymi w zagrodach i boksach. […] Setki żołnierzy strzegły poszczególnych grup więźniów, a przedstawiciele różnych obozów pracy przechadzali się między boksami w poszukiwaniu siły roboczej. Wybierali najsilniejszych i nieustannie targowali się z enkawudzistami. Tym ostatnim bardzo zależało na pozbyciu się skazańców i zrealizowaniu celów »końcowych« określonych przez komisarzy rządowych. Niektórzy z »kupujących« domagali się możliwości zbadania więźniów, jakby byli oni końmi roboczymi. Sprawdzali mięśnie, oglądali zęby i, ogólnie rzecz biorąc, szukali wad, które mogłyby wpłynąć na długość okresu przydatności do pracy” – czytamy w „Płytkich grobach na Syberii”.
Piekło Kuryły
Podróż do łagru to oczywiście standardowa wielotygodniowa podróż zapchanym pociągiem towarowym, a na koniec setki kilometrów, które skazańcy musieli przejść pieszo w głębokim śniegu. Dość powiedzieć, że z 300 więźniów do celu dotarło tylko 215. Wywołało to wściekłość komendanta łagru (nazwiskiem Kuryło), który osobiście odpowiadał za wyrobienie nierealnych norm produkcji drewna. Nic jednak nie wywoływało takiej furii komendanta, jak ucieczka więźniów. Stada wygłodniałych wilków, mróz i głód były najlepszymi barierami odgradzającymi skazańców od wolności, ale mimo to nie brakowało desperatów, którzy rzucali się w ten śnieżny bezkres. Ci, których pojmano i doprowadzono przed oblicze Kuryły, byli następnie publicznie karani:
„Dwaj strażnicy, z młotem i z sierpem, zaczęli wymachiwać nad głowami skazańców tymi narzędziami, zmuszając ich do biegania w kółko po białym prześcieradle rozłożonym na drucie kolczastym – pisał Michał Krupa. – Nieszczęśnicy mieli pokaleczone stopy, poszarpane niemal na strzępy, uginali się pod ciosami zadawanymi młotem i wbijającym się głęboko w ciało sierpem. […] Jeden z więźniów potknął się i upadł. Mongoł z sierpem niczym sęp rzucił się na niego i spojrzał na Kuryłę, czekał na jego sygnał. Odwróciliśmy się w stronę komendanta, wzrokiem błagaliśmy go o litość, ale on, rozpromieniony z radości i podniecenia, skierował kciuk w dół. W okamgnieniu ostrze sierpa odcięło głowę od wijącego się w konwulsjach ciała skazańca. Owładnięty histerycznym śmiechem strażnik pomalował cztery rogi prześcieradła spływającą z niej krwią. Gdy już zaspokoił mordercze żądze, kopnął głowę w kierunku strażnika z młotem, który roztrzaskał ją na miazgę”.
Mimo to Michał Krupa zaryzykował i spróbował wyrwać się z piekła Kuryły. Jego celem był leżący ponad 3 tys. km na południe (w linii prostej) Afganistan, skąd chciał się dostać do armii Andersa. Po drodze spotkał ludzi na wskroś złych, którzy zaprzedali się komunizmowi, a także rosyjskich Sprawiedliwych, którzy uratowali go po egzekucji. Fragment książki opisujący moment przekroczenia przez Krupę granicznej rzeki Amu-darii, moment wyswobodzenia się ze stalinowskiego horroru, na długo pozostaje z czytelnikiem.
Michał Krupa
„Płytkie groby na Syberii”
Rebis