100 sekund, które wstrząsnęły Warszawą. Tak zginął kat z SS

100 sekund, które wstrząsnęły Warszawą. Tak zginął kat z SS

Dodano: 

„Należy podziwiać organizację zamachu – komentował akcję żołnierzy „Pegaza” pracownik niemieckiej policji kryminalnej „Kripo” Fritz Schramm. – Wszystko było przewidziane i wykonane do najdrobniejszych szczegółów. Tego zamachu mogła dokonać tylko bardzo silna organizacja, posiadająca ludzi fachowych. Moim zdaniem była to polska organizacja wojskowa, rozgałęziona i dobrze zakonspirowana. Musimy się z nimi liczyć, bo któregoś dnia gotowi nam sprawić wielce niepożądaną niespodziankę – nie będziemy nawet wiedzieli, gdzie i kiedy”.

Chociaż główny cel akcji udało się zrealizować i Kutschera zginął na miejscu, to jednak nie wszystko poszło tego dnia po myśli akowców.

„»Sokół« (Kazimierz Sott) i »Juno« (Zbigniew Gęsicki) zdecydowali się odprowadzić samochód do garażu na Wolę. Chociaż dostali zalecenie, by w razie niebezpieczeństwa porzucić pojazd i przedzierać się pieszo, podjęli ryzyko – pisze Sławomir Koper w książce „Polscy terroryści i zamachowcy”. – Pojazd był postrzelany podczas zamachu, wewnątrz były liczne plamy od krwi rannych, ale zamachowcy zdecydowali się nim wracać. Wydawać się to mogło zbytecznym ryzykiem, jednak warto pamiętać, że w pojeździe znajdowała się broń użyta podczas zamachu. Były to: osiem pistoletów maszynowych, sześć zwykłych pistoletów i kilkanaście granatów, bardzo cennych dla oddziału, a wycofując się pieszo, nie mogliby ich zabrać. I to zapewne zaważyło na decyzji zamachowców. Niestety, przy okazji popełnili fatalny błąd, wybierając drogę przez most Kierbedzia, którą niedawno przyjechali do szpitala. Samochód był zapewne już wcześniej zauważony przez Niemców, nieczęsto po ulicach miasta jeździło auto ze świeżymi śladami po pociskach. W efekcie doszło do tragedii”.

Auto akowców zostało zablokowane i wywiązała się strzelanina. Gdy skończyła im się amunicja, skoczyli do Wisły. Niemcy strzelali z mostu do bezbronnych żołnierzy, zabijając ich na miejscu.

Tablica na moście Śląsko-Dąbrowskim, wspierającym się na filarach mostu Kierbedzia, upamiętniająca dwóch uczestników akcji na Kutscherę - „Sokoła” (Kazimierza Sotta) i „Juno” (Zbigniewa Gęsickiego).

W sumie w akcji zabitych zostało pięciu Niemców. Polacy stracili czterech żołnierzy (poza zastrzelonymi „Sokołem i „Juno” w wyniku odniesionych ran zmarli także „Lot” i Marian Senger „Cichy”).

Następnego dnia po zamachu Niemcy rozstrzelali w pobliżu miejsca akcji na Kutscherę 100 ludzi. 200 kolejnych osób zamordowano w ruinach getta. W następnych dniach Niemcy zabili jeszcze ponad 200 osób, ale potem nie dokonywali już – aż do wybuchu powstania warszawskiego – masowych egzekucji na ulicach stolicy Polski.