Ta historia zaczęła się kilka tygodni wcześniej, gdy prawicowy francuski dziennik „Le Figaro” wziął na celownik lewicowego ministra finansów Josepha Caillauxa (od VI 1911 do I 1912 roku był on premierem Francji). Za kampanią tą stali jego dwaj wielcy polityczni rywale: Louis Barthou i Raymond Poincaré.
Krakowski tygodnik „Nowości ilustrowane” komentował na gorąco, że zamach w redakcji „Le Figaro” stał się „sensacyą Francyi i całego świata”.
„Pan Caillaux, minister skarbu w obecnym gabinecie francuskim, jest politykiem wybitnym. Miał tęgą głowę, duże wpływy, duży majątek, duże dochody i żonę, słynną z piękności. Wszystkiego ludzie mu mocno zazdrościli. Zwłaszcza, gdy został ministrem w obecnym gabinecie, którym podobno właściwie kieruje, jako najtęższa głowa” - pisały „Nowości ilustrowane”.
16 marca redakcja ogłosiła, że wydrukuje prawdziwą sensację: listy Caillauxa sprzed kilku lat, które pisał do swojej ówczesnej kochanki Henriette (w 1911 roku została ona jego drugą żoną). Po wszystkim okazało się, że w kompromitujące materiały zaopatrzyła redakcję Bertha, pierwsza – zdradzana – żona Caillauxa.
Gaston Calmette, redaktor naczelny „Le Figaro”, pojawił się w redakcji o 6 po południu. Przed gabinetem czekała już na niego Henriette Caillaux. Nie podejrzewający niczego Calmette zaprosił ją do środka. Rozmowa była bardzo krótka. Pani Caillaux zażądała wydania prywatnej korespondencji męża. Calmette odmówił. W odpowiedzi żona ministra wyciągnęła z mufki pistolet. Z bliskiej odległości oddała do swojego rozmówcy sześć strzałów. Redaktor naczelny „Le Figaro” zmarł kilka godzin później w szpitalu.
Kontrowersyjny wyrok
Pani Caillaux nie próbowała uciec i spokojnie czekała na przyjazd policji, ale po przybyciu do redakcji stróżów prawa odmówiła wykonania ich polecenia: wejścia do policyjnego wozu. Zamiast tego żona ministra stanowczo oznajmiła, że pojedzie na komisariat z szoferem, który ją przywiózł do redakcji. Policjanci nie oponowali…
Caillaux podał się oczywiście do dymisji, a proces jego żony śledziła cała Francja. Ostatecznie sąd... uniewinnił Henriettę Caillaux. Ona sama nie zaprzeczała, że dokonała zabójstwa, ale utrzymywała, że nie była to zbrodnia z premedytacją. Jej obrońcy przekonywali, że był to efekt wybuchu emocji kobiety, która przyszła do redakcji „Le Figaro”, by bronić swojego honoru. Mimo uniewinniającego wyroku małżeństwo państwa Caillaux nie wytrzymało tej próby i w niedługim czasie rozpadło się.