Sergiusz Piasecki - najlepszy bandyta wśród pisarzy i pisarz wśród bandytów
  • Krzysztof MasłońAutor:Krzysztof Masłoń

Sergiusz Piasecki - najlepszy bandyta wśród pisarzy i pisarz wśród bandytów

Dodano: 

Wypomina jednak jakże trafnie i „skromnie” pomijane przez Miłosza w jego curriculum vitae przekłady wierszy Mao Tse-tunga, ale również – i to najważniejsze – podkreśla, że poeta nie służył, jak twierdził, krajowi, lecz Bierutowi. „Jest różnica – wyliczał Piasecki – między służbą, wysługiwaniem się, współpracą. A już zupełnie czym innym jest przynależność do aparatu rządowego, administracyjnego albo policyjnego. Wiele słów się pomieszało, wiele straciło znaczenie, wiele się wypacza. Ale czy możemy sobie wyobrazić Polaka, który by w razie zwycięstwa Hitlera i stworzenia przez niego przemocą w Polsce ustroju nazistowskiego reprezentował ten ustrój za granicą jako attaché kulturalny, i twierdził poważnie, że służy Polsce? Jakbyśmy nazwali takiego typa?”.

Poplecznicy Miłosza odżegnywali Piaseckiego od czci i wiary, subtelny eseista Jeleński artykuł o „byłym poputcziku Miłoszu” nazwał „nikczemnym”, ale na przykład Jan Lechoń z amerykańskiego oddalenia pisał: „Artykuł Sergiusza Piaseckiego o Miłoszu ulżył mi jak jakaś katharsis. To samo właściwie chciałem napisać, ale nie wiem, czy potrafiłbym to zrobić z taką pasją, z taką, powiedziałbym, bezpośredniością oburzenia. Ktoś tam urąga, że Piasecki nie ma prawa decydować o randze pisarzy, bo nie jest pisarzem. Byłem prawie tego zdania, ale właśnie ten artykuł, w którym każdy argument trafia »bez pudła«, jest dowodem jego talentu. W antologii publicystyki polskiej mógłby on pozostać jako rozprawa definitywna z literaturą zdrady, jako jej egzekucja”.

Bevin, uważaj na zegarek!

Wcześniej, niemal dosłownie w przededniu opuszczenia Polski, w końcu kwietnia 1946 r., Piasecki przygotował „Sto pytań pod adresem »obecnej« Warszawy”, list otwarty do redaktora „Odrodzenia”, znanego autorowi „Kochanka Wielkiej Niedźwiedzicy” sprzed wojny, Karola Kuryluka. Jako osobna broszura pytania te ukazały się po roku, oczywiście nie w kraju, gdzie nikt, znów oczywiście, nie raczył na nie odpowiedzieć. Ściśle mówiąc, ktoś jednak odpowiedział – Stanisław Ryszard Dobrowolski w „Kuźnicy”, wymieniając zbiegłego z komunistycznego raju pisarza, jednym tchem ze Skiwskim i Hemarem, w tym samym emigracyjnym towarzystwie, godnym porównania ze złodziejami, przemytnikami, bandytami znanymi z kart książek Sergiusza Piaseckiego.

A stawiającego pytania interesowały sprawy najróżniejsze: „Dlaczego w rządzie są ministrowie skazani przez Sąd Polski Podziemnej w czasie okupacji niemieckiej na karę śmierci, jako zdrajcy Narodu, np. min. Stefan Jędrychowski; dlaczego stopa życiowa więźnia w Polsce przedwojennej była wielokrotnie wyższa od stopy życiowej obecnych pracowników; dlaczego taki straszny wróg Polski jak Hitler nie odmawiał niepracującym kart żywnościowych, a dziecko i matka były lepiej żywione, natomiast w Polsce »demokratycznej« niepracujący mają tylko jednego opiekuna: śmierć; dlaczego w obozie katyńskim znaleźli się oficerowie i cywile Polacy? Przecież Polska Rosji w 1939 r. wojny nie wypowiedziała i istniał świeży pakt o nieagresji. Kto? Po co? Za co ich tam zawiózł z Polski?; dlaczego prasa polska w ohydny sposób szkaluje Papieża; czy pan wie, że nie tylko wojska sowieckie są w Polsce, lecz nawet NKGB, i nawet wychodzi w polskim języku gazeta Armii Czerwonej »Wolność«, bogato ilustrowana, służąca gloryfikowaniu ZSRR. Adres redakcji: Poznań, ul. Słowackiego 57. Więc nie tylko są wojska radzieckie, lecz nawet i ich aparaty represyjne i propagandowe; dlaczego w Wilnie, w jednym tylko dniu i w jednym rejonie, lekarz zbadał trzy zgwałcone przez bolszewików kobiety? Trzecia była nieletnia i zmarła; czy została obecnie na Mińszczyźnie i Mohilewszczyźnie chociaż jedna rodzina polska z tych 1 500 000 Polaków, którzy tam mieszkali przed wojną roku 1920 i pozostali za granicą Polski? Gdzie są tamci nasi rodacy? Czyją piekielną robotą było całkowite zniszczenie ich; dlaczego obecny rząd polski sprzedaje Rosji węgiel trzykrotnie taniej, niż kosztuje jego wydobycie z kopalni; dlaczego, po ośmioletniej przerwie, gdy pisarze i obywatele polscy tyle przecierpieli, literatura polska jest tak nędzna, tak bezbarwna, tak fałszywa i bezradna; gdzie jest pisarz polski, Bruno Jasieński; dlaczego rozstrzelano przywódców komuny białoruskiej: Raka-Michajłowskiego i Taraszkiewicza; dlaczego żołnierzy armii sowieckiej naród polski nazywa »zegarmistrzami«. I dlaczego, gdy w kinie wyświetlano dodatek filmowy z obrad ONZ, gdy ukazał się Bevin w towarzystwie Wyszyńskiego, wyrostki na sali krzyczały: »Bevin, uważaj na zegarek!«; dlaczego wywiera się presję na urzędników i nauczycieli, aby wstępowali do PPR, czyli, jak mówi naród: Polskiej Partii Renegatów; dlaczego zmasakrowano i zniszczono taką cudną, kulturalną Estonię? Za co?; dlaczego ja, pisarz polski, który jako samouk wydostał się z przepaści życia i stał się literatem, ukazując ludziom świat głębinowy ich braci z marginesu życia, który ma rzeczy napisane i ogrom materiału do nowych powieści, muszę milczeć, tułać się, ciężko zarabiać na życie i marnować czas, zamiast pracować na właściwym mi polu literackim; dlaczego ja, panie Karolu, nie mogę w tej naszej obecnej »demokratycznej, niepodległej« Polsce przyjść do pana jak dawniej, za złych sanacyjnych czasów, na pogawędkę o biedzie więźniów, o braku wolności słowa i na setki innych tematów. Dlaczego?... Dość!”.

Może jednak nie „dosyć”, zawsze pozostaje przecież miejsce na postscriptum. Znalazło się ono i u Piaseckiego, pytającego o jedno jeszcze: „Panie Karolu, jestem bardzo ciekaw pewnych prywatnych Pana spraw: czy Pan obecnie naprawdę czuje się uczciwym człowiekiem, Polakiem – i co Panu się śni po nocach?”.

Cień sprawiedliwości na ziemi

Prywatne sprawy znajdowały odbicie niemal w całej twórczości Sergiusza Piaseckiego. Także w publicystyce. Można być więcej niż pewnym, że „Były poputczik Miłosz” byłby choć trochę łagodniejszy dla autora „Traktatu moralnego”, gdyby nie zaszłości natury osobistej między wybitnymi pisarzami i wilnianami. Zainteresowanych odsyłam do sporej już literatury przedmiotu, m.in. książki wnuczki Sergiusza Piaseckiego Ewy Tomaszewicz pt. „Gwiazdy Wielkiej Niedźwiedzicy”. Niechęć Piaseckiego do Miłosza, nazwanego przez niego w „Dla honoru organizacji” Narcyzem, wzięła się z potraktowania przez znanego już i cenionego poetę przyszłej żony Piaseckiego, Jadwigi Waszkiewicz (pobrali się w 1942 r., dwa lata później przyszedł na świat ich syn Władysław). Miłosz – pisze Ewa Tomaszewicz – „otoczył ją aurą uwielbienia, pisał dla niej wiersze. Osiągnął swój cel – została jego kochanką, w jej pojęciu i zgodnie z jego zapewnieniami, żoną. Po jakimś czasie zaszła w ciążę”. Poeta nie zamierzał jednak brać odpowiedzialności za swoje czyny, doprowadzając kochankę do spędzenia płodu, a w konsekwencji do choroby i zerwania przez nią stosunków z rodziną. Zdaniem autora „Dla honoru organizacji” Narcyz „postąpił podle, podstępnie i tchórzliwie. Takiemu łotrowi chyba i Chrystus by nie wybaczył, bo zginąłby cień sprawiedliwości na ziemi”.

To pod wpływem Jadwigi Sergiusz Piasecki zmienił wyznanie, przechodząc w 1942 r. z prawosławia na katolicyzm. Z Wilna wyjechał w maju 1945 r. zaopatrzony w papiery repatriacyjne na nazwisko Tomaszewicz. Po jego ucieczce na Zachód pod tym nazwiskiem żyli w Polsce jego żona i syn. W 1956 r. orzeczeniem sądu PRL za zaginionego w czasie wojny uznany został Jan Tomaszewicz. Jako Sergiusz Piasecki pisarz nie istniał w kraju do końca Polski Ludowej. W Anglii korzystał z wolności słowa, ale żył w potęgującej się z roku na rok biedzie. W 1962 r. doszło do zerwania przez niego kontaktów z rodziną w kraju. Bardzo też podupadł na zdrowiu. Zmarł na raka lewego płuca w polskim szpitalu Penley w Walii, 12 września 1964 r. Miał 63 lata. Na jego nagrobku, zaprojektowanym przez Ryszarda Demela, przyjaciela pisarza i przyszłego jego biografa, na cmentarzu w Hastings umieszczony został wizerunek gwiazdozbioru Wielkiej Niedźwiedzicy.

Z bólu i tęsknoty

Latem 1946 r. we Włoszech nadarzyła się Piaseckiemu sposobność wydania swojej najsławniejszej książki na emigracji. Poprzedził wówczas autor „Kochanka Wielkiej Niedźwiedzicy” wstępem, który później rekomendował jako „klucz” do idei powieści. Czytamy w nim:

Żyliśmy jak królowie. Wódkę piliśmy szklankami. Kochały nas ładne dziewczyny. Chodziliśmy po złotym dnie. Płaciliśmy złotem, srebrem i dolarami. Płaciliśmy za wszystko, za wódkę i za muzykę. Za miłość płaciliśmy miłością, nienawiścią za nienawiść.

Lubiłem swych kolegów, bo nigdy mnie nie zawodzili. Byli to prości, niewykształceni ludzie. Lecz czasem byli tak wspaniali, że stawałem zdumiony. Wówczas dziękowałem Naturze, że jestem człowiekiem.

[…] Często w piersiach mi tchu brakowało z rozkoszy Życia. Czasem dlaczegoś głupio oczy się załzawiły. Czasem ktoś brutalnie zaklął, a dziecinnie się uśmiechnął i twardo podał wierną dłoń.

I mało było słów. Ale słowa były słowami i łatwo je zrozumieć mogłem i zawsze wiedziałem, że to nie słowa honoru ani przysięgi. Więc były pewne…

Tak pędziły w barwnym wirze głupie dnie i wariackie noce, którymi Ktoś za coś nas obdarzył.

A nad tym wszystkim: nad nami, ziemią i chmurami, po północnej stronie nieba pędził dziwny Wielki Wóz… królowała wspaniała, jedyna, zaczarowana Wielka Niedźwiedzica.

O niej, o nas – przemytnikach i o granicy opowiem w tej powieści, która powstała z bólu i tęsknoty za pięknem Prawdy, Natury i Człowieka”.

Artykuł został opublikowany w 4/2014 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.