Zagadka katastrofy "Heweliusza". Dlaczego polski statek zatonął?

Zagadka katastrofy "Heweliusza". Dlaczego polski statek zatonął?

Dodano: 
Prom "Jan Heweliusz"  /  Pomnik Ofiar Katastrofy Promu „Jan Heweliusz” na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie
Prom "Jan Heweliusz" / Pomnik Ofiar Katastrofy Promu „Jan Heweliusz” na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie Źródło: Wikimedia Commons / Balcer / Kapitel; CC BY-SA 2.5
Prom „MS Jan Heweliusz” wypłynął z portu w Świnoujściu 13 stycznia 1993 roku. Niedługo później zatonął w wodach Morza Bałtyckiego. Zginęło 56 osób. Była to największa katastrofa w dziejach polskiej żeglugi w czasie pokoju. Co naprawdę wtedy się wydarzyło?

Już wkrótce na jednej z platform streamingowych będzie miał premierę serial „Heweliusz” inspirowany wydarzeniami ze stycznia 1993 roku. Przypomnijmy tamte dramatyczne chwile. Co było przyczyną katastrofy „Heweliusza”? Czy dało się zapobiec tragedii?

Usterki i naprawy

Prom „Jan Heweliusz” został zbudowany w Norwegii w 1977 roku. Był to statek wielozadaniowy typu ro-ro. Nazwa ta pochodzi od angielskiego sformułowania roll-on/roll-off. Ro-ro jest to typ statku towarowego, pasażersko-towarowego lub barki, który przystosowany jest do przewożenia dużych ładunków, w tym pojazdów. Charakterystyczne dla tych statków są duże, otwarte pokłady ładunkowe i rampy, które mają ułatwić szybki załadunek i wyładunek. Takie rozwiązania zwiększają funkcjonalność, ale jednocześnie zwiększają ryzyko. Na otwartych pokładach bowiem ładunki mogą się łatwiej przemieszczać, co sprawia, że woda łatwiej wnika do środka. Jednocześnie przesuwające się ładunki gwałtownie zmieniają środek ciężkości jednostki, co może doprowadzić do utraty odporności na przewrócenie.

Polska jednostka służyła do transportu różnego typu pojazdów, w tym samochodów osobowych, ciężarowych i wagonów kolejowych.Prom "Jan Heweliusz"

Po zwodowaniu, na pokładzie „Heweliusza” w trakcie kolejnych kilkunastu lat eksploatacji, odnotowano kilka poważnych uszkodzeń i usterek, w tym problemy z balastowaniem. Ponadto zdarzyło się, że statek przechylił się na pełnym morzu, dwukrotnie przewrócił się w porcie, a także zdarzyło mu się zderzyć z kutrami rybackimi. Najpoważniejszym incydentem był jednak pożar, który wybuchł na pokładzie w 1986 roku. Jak sugerowano później, niestety już po katastrofie, uszkodzenia powstałe w czasie pożaru nie zostały należycie naprawione. Ale czy właśnie to było powodem, że prom zatonął?

Tragiczny rejs

„Heweliusz” miał wypłynąć w rejs ze Świnoujścia do szwedzkiego Ystad 13 stycznia 1993 roku. Kilka godzin wcześniej pogoda nad wodami Bałtyku dramatycznie się załamała. Warunki pogodowe były coraz gorsze. Wiał huraganowy wiatr, któremu towarzyszyły wysokie fale.

Prom, podobnie jak inne jednostki tego dnia, wyruszył jednak w drogę. Spieszono się. Załoga miała już dwie godziny opóźnienia ze względu na naprawę furty rufowej, która uszkodzona została kilka dni wcześniej w czasie wchodzenia do portu. „Heweliusz” opuścił port w Świnoujściu 13 stycznia o godzinie 23:35.

Wiatr na morzu wzmagał się. Na bliźniaczym promie „Kopernik” skończyła się skala wskazująca siłę wiatru. Sztorm miał siłę 12 stopni w skali Beauforta.

Pomnik Ofiar Katastrofy Promu „Jan Heweliusz” na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie

Około godziny 4:00, 14 stycznia, po nagłym silnym uderzeniu wiatru w burtę, statek przechylił się, co spowodowało zerwanie mocowań ciężarówek znajdujących się na pokładzie. Ładunki zaczęły się wysypywać, a „Heweliusz” coraz mocniej przechylał się na jedną burtę. Ostatecznie jednostka przewróciła się o 5:12. W tym czasie cały czas wzywano pomocy. Udzielenie jej nie było łatwe, gdyż załoga nie znała swojego dokładnego położenia.

Akcję ratunkową prowadziły jednostki z Polski, Danii i Niemiec oraz statki cywilne. Większość pasażerów i członków załogi „Heweliusza” opuściło jego pokład zanim prom się przewrócił, jednak niedługo później zmarli z zimna i wycieńczenia. Woda miała wówczas zaledwie 2 stopnie Celsjusza, a tylko nieliczni zdążyli zabrać ze sobą ciepłą odzież oraz skafandry i morskie ubranie ratunkowe. Liczba ofiar zwiększyła się także ze względu na chwilami nieudolne działania ratunkowe. Dla przykładu: członkowie załogi jednej z jednostek, które przybyły na ratunek, rzuciły rozbitkom jedynie siatkę, po której ci mieli się wspinać. Niektórzy nie byli w stanie chwycić i utrzymać lin w przemarzniętych dłoniach. Ostatecznie, podczas katastrofy promu „Jan Heweliusz” zginęło 56 osób, w tym pasażerowie, członkowie załogi oraz kapitan Andrzej Ułasiewicz, który do samego końca pozostał na mostku kapitańskim wzywając pomocy. Z wód Bałtyku udało się wydostać jedynie dziewięć osób – marynarzy. Spośród 36 pasażerów będących na pokładzie większość stanowili kierowcy ciężarówek z kilku krajów, między innymi z Polski, Szwecji, Węgier, Jugosławii, Austrii, Czech i Norwegii.

Szukanie przyczyn

Katastrofa „Jana Heweliusza” odbiła się szerokim echem. Zadawano wiele pytań. Powołano specjalne komisje, które miały zbadać przyczynę katastrofy. Komisje wskazywały na szereg czynników, które w różnym stopniu przyczyniły się do tragedii. Podawano, że przyczyną były skrajne warunki pogodowe. Podkreślono, że huraganowy wiatr i wysokie fale były bezpośrednim czynnikiem destabilizującym jednostkę. Istotną przyczyną był także stan techniczny statku oraz historia jego napraw. Wielokrotne awarie i prowizoryczne naprawy, a także zmiany w konstrukcji i masie statku mogły obniżyć jego stateczność. Niektóre elementy, zdaniem komisji, naprawiano wyłącznie doraźnie, co ostatecznie wpłynęło na całą konstrukcję.

Zwracano także uwagę na błędy związane z zarządzaniem ładunkiem i balastami. W raportach pojawiały się uwagi, że operacje te były wykonywane nieoptymalnie, co mogło zwiększyć ryzyko przechyłów. Zasugerowano także, że przyczyną były błędne decyzje operacyjne, w tym decyzja o wypłynięciu w trudnych warunkach pogodowych oraz opóźnione, błędne reakcje załogi na coraz trudniejszą sytuację oraz trudności w skoordynowaniu działań pomiędzy załogą promu a portem i służbami meteorologicznymi. Wątpliwości budziło też zachowanie armatora statku, czyli Euroafrica, który miał nie zwracać dostatecznej uwagi na stan techniczny promu.

Po katastrofie wszczęto liczne dochodzenia, prowadzone zarówno przez żeglugę morską jak i prokuraturę. Różne raporty kładły różny nacisk na te same czynniki, które spowodowały katastrofę. Jedne jako kluczowy powód podawały sztorm, inne podkreślały, że bardziej istotne były niedostatecznie dobry stan techniczny statku czy też błędy popełniane przez załogę.

Grób Andrzeja Ułasiewicza na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie

Sprawy w kwestii przyczyn tragedii toczyły się przed polskimi sądami przez wiele lat i do dzisiaj mogą wywoływać wiele kontrowersji. W jednym z postępowań Odwoławcza Izba Morska uznała nawet, że prom był co prawda w złym stanie technicznym, lecz nie miało to jej zdaniem związku z katastrofą, co zwalnia z odpowiedzialności armatora. Bodaj najczęściej podawano, że winę za katastrofę ponosi załoga statku, w tym kapitan Ułasiewicz.

W 2005 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka rozpatrywał skargi krewnych ofiar związane z przebiegiem i rzetelnością postępowań. Część zarzutów dotyczących niewystarczającej bezstronności i przejrzystości postępowań została w ten sposób poddana ocenie międzynarodowej. W marcu 2005 roku ETPC przyznał jedenastu członkom rodzin ofiar odszkodowania w wysokości 4,6 tysięcy euro za straty moralne.

Katastrofa „Jana Heweliusza” rozpoczęła w Polsce publiczną debatę na temat bezpieczeństwa transportu morskiego na Bałtyku. Po tragedii, jaka spotkała pasażerów promu, zaczęto baczniej przyglądać się procedurom, inspekcjom technicznym oraz kwestiom takim jak szkolenie załóg, np. w czasie pracy w ekstremalnych warunkach. Po katastrofie część mediów zwracała także uwagę na sprawę przejrzystości w czasie prowadzenia śledztw po tego typu katastrofach oraz na potrzebę zapewnienia opieki i wsparcia rodzinom ofiar.

Osoby, które zginęły na statku zostały uhonorowane Pomnikiem Ofiar Katastrofy Promu „Jan Heweliusz”, który znajduje się na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie. Kapitan Andrzej Ułasiewicz pochowany jest na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie.

Wrak promu „Jan Heweliusz” znajduje się na stosunkowo niewielkiej głębokości, przez co od początku przyciągał uwagę nurków i badaczy. Rodziny ofiar apelują jednak o zaprzestanie eksploracji tego miejsca i poszanowanie miejsca spoczynku ich bliskich.

Czytaj też:
Panamski łącznik
Czytaj też:
Teraz każdy może je zobaczyć. Zabytkowe tablice pokazano turystom
Czytaj też:
Skatowany przez milicję? Do dziś nie wiadomo, co się wtedy stało

Opracowała: Anna Szczepańska
Źródło: DoRzeczy.pl