W poniedziałek 2 listopada 1981 r. o godzinie 13.00 w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego w Warszawie miała miejsce wyjątkowa narada. Atmosfera przypominała pogrzebową stypę. Przy wielkim stole w kształcie litery „T” siedziało pięciu ufających sobie wysokich oficerów komunistycznego wojska: gen. dyw. Jerzy Skalski (zastępca Sztabu Generalnego), gen. bryg. Wacław Szklarski (szef Zarządu I Operacyjnego WP), płk Ryszard Kukliński (zastępca szefa Zarządu I Operacyjnego WP ds. planowania obronno-strategicznego), płk Franciszek Puchała (zastępca szefa Zarządu I Operacyjnego ds. gotowości bojowej) i płk Czesław Witt (Zarząd I Operacyjny WP). Wszyscy po szkołach i odpowiednich kursach w sowieckiej Akademii Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych ZSRS. Sami swoi. Gospodarz spotkania gen. Skalski miał w zasadzie do przekazania tylko jedną informację: Centralna Agencja Wywiadowcza zdobyła najnowszą, sporządzoną jedynie w dwóch egzemplarzach wersję planów wprowadzenia stanu wojennego w Polsce, a to oznacza, że w Sztabie Generalnym jest amerykański kret!
Było oczywiste, że gen. armii Wojciech Jaruzelski – premier, minister obrony narodowej i I sekretarz KC PZPR w jednej osobie, rozkaże tajnym służbom niezwłoczne odszukanie szpiega. W Wojskowej Służbie Wewnętrznej (kontrwywiad) i Zarządzie II Sztabu Generalnego (wywiad) ogłoszono alarm. W poszukiwaniu wroga wewnętrznego wsparcia udzielić miała cywilna bezpieka, którą od niedawna kierował przecież wojskowy kontrwywiadowca gen. dyw. Czesław Kiszczak.
Współpracujący od 1972 r. z CIA płk Kukliński ps. „Jack Strong” i „Mewa” zachował zimną krew. Zdając sobie sprawę z zaciskającej się pętli wrócił do domu i przez ustalony system łączności radiowej „Iskra” nadał jednoznacznie brzmiący komunikat: „Dzisiaj [Skalski] powiadomił wąską grupę osób, że władze odebrały wiadomość od informatora z Rzymu, iż CIA dysponuje najnowszą wersją planów dotyczących wprowadzenia stanu wojennego. Wskazał także na inne informacje przekazane wywiadowi amerykańskiemu, które umożliwią zdemaskowanie agenta. Zwracam się z pilną prośbą o instrukcje w sprawie ewakuacji z kraju mnie i mojej rodziny. Proszę wziąć pod uwagę, że granice państwowe są już prawdopodobnie dla nas zamknięte. Czekam na bezpośredni kontakt 3 listopada na »Straży«, 4 listopada na »Klatce«, 5 listopada na »Skoku« lub na »wezwanie« dziennie na »Chmurze«. Koniec”.
W życiu Ryszarda Kuklińskiego rozpoczynał się wyścig z czasem, którego stawką było uniknięcie śmierci. Natomiast Ludowe Wojsko Polskie wkraczało w najczarniejszy okres w całej swojej historii. Gotująca się do rozprawy z „Solidarnością” druga, co do wielkości armia Układu Warszawskiego jesienią 1981 r. została w całości zdekonspirowana. Nie tylko zresztą za sprawą płk. Kuklińskiego…
Łańcuch klęsk
Tylko w ciągu 1981 r. zbiegło na Zachód kilkunastu oficerów LWP, w tym wielu pracowników i agentów wojskowych służb kontrwywiadowczych i wywiadowczych. Najważniejszym z nich był kpt. Jerzy Sumiński, który w czerwcu 1981 r. wyjechał z kraju i w Wiedniu zgłosił się do ambasady Stanów Zjednoczonych prosząc o azyl polityczny. Od 1974 r. Sumiński służył w Wojskowej Służbie Wewnętrznej, ale dwa lata poźniej ukończył kurs specjalny Zarządu II i już jako oficer Wydziału VI Szefostwa WSW zajmował się „ochroną kontrwywiadowczą wywiadu wojskowego”. Wiedza, którą dysponował Sumiński i którą przekazał Amerykanom (również w postaci wykradzionych dokumentów i fotokopii) była bardzo rozległa. Przez pięć lat zajmował się bowiem zabezpieczeniem kontrwywiadowczym strategicznych jednostek organizacyjnych wywiadu, w tym m.in. komórek odpowiadających za prowadzenie działalności szpiegowskiej na odcinku niemiecko-skandynawskim, romańskim i wewnątrzkrajowym. Sumiński odpowiadał również za „ochronę” Kartoteki Operacyjnej, Wydziału Łączności Specjalnej i Wydziału Współpracy z Państwami Układu Warszawskiego. Odbył ponadto wiele służbowych podróży zagranicznych, podczas których poznał oficerów wywiadu oraz szczegóły realizowanych przez nich operacji. Według ustaleń Zarządu II, „zdrajca” znał m.in. rozmieszczenie i skład osobowy attachatów wojskowych PRL oraz funkcje wywiadowcze oficerów (w tym wykazy oficerów pod przykryciem według nazwisk prawdziwych i legalizacyjnych), kulisy funkcjonowania aparatu nielegalnego, w tym skutki dekonspiracji i zdrad agentury, metody pracy operacyjnej (łączność radiowa, bezpośrednie kierowanie agenturą przez Centralę wywiadu), sposoby zabezpieczania attachatów wojskowych w Rzymie, Berlinie, Kopenhadze, Sztokholmie, Helsinkach, Oslo i Wiedniu oraz dane personalne polskich kursantów GRU. Dezercja Sumińskiego „zdemolowała” dotychczasową działalność wywiadowczą wywiadu wojskowego PRL, który stracił w istocie jakąkolwiek zdolność operacyjną. Pewnie dlatego już w lutym 1982 r. skazano Sumińskiego zaocznie na karę śmierci. Jego ucieczka obciążała przede wszystkim gen. Kiszczaka, który stał się protektorem kariery Sumińskiego. Będąc wcześniej szefem Zarządu II Kiszczak zabiegał, by to właśnie on odpowiadał za „ochronę kontrwywiadowczą” wywiadu wojskowego. Nieprzypadkowo Kiszczak wyznał po latach, że ucieczka Sumińskiego była dla niego „największą porażką”.
Sąsiad z CIA
We wrześniu 1981 r. uciekł na Zachód przez Grecję były zastępca szefa wywiadu wojskowego (szef Pionu Informacyjnego Zarządu II w latach 1966-1971) – płk Włodzimierz Ostaszewicz, który pod wpływem Marca ’68, a później masakry Grudnia ’70, nawiązał w latach 70. współpracę z CIA. Według opinii innego zbiega – ppłk. Mariana Kozłowskiego, współpraca Ostaszewicza z Amerykanami trwała znacznie dłużej. Dowiedział się o tym od swojej żony – Helen Coleman, oficera CIA z tzw. polish desk: „Po ucieczce pułkownika Włodzimierza Ostaszewicza, dowiedziałem się, że on był w kontakcie z CIA przez ponad 15 lat”. Po odejściu z wywiadu Ostaszewicz pracował w Biurze Pełnomocnika Szefa Sztabu Generalnego WP ds. Specjalnych, a dzięki kontaktom z Józefem Czyrkiem z MSZ był też ekspertem wojskowym i zastępcą szefa delegacji PRL na rokowania rozbrojeniowe w Wiedniu w latach 1973–1978 i sesji ONZ w Nowym Jorku (1979 r.). Ostaszewicz przekazał Amerykanom informacje na temat struktury Zarządu II, jego obsady personalnej i plasowania ludzi tajnych służb w tzw. instytucjach przykrycia. Znał też sowieckie wytyczne na temat negocjacji rozbrojeniowych. Poznał rzeczywiste dane dotyczące liczebności i stanu wojsk Układu Warszawskiego, uzbrojenia, rozlokowania oraz koncepcji ich użycia w ewentualnym konflikcie z państwami NATO. Ostaszewicz był w tym czasie informatorem Zarządu II, znał personalia kilku czynnych współpracowników i agentów wywiadu operujących w zachodniej Europie. Interesujący jest również fakt, że Ostaszewicz mieszkał w Warszawie przy ul. Rajców i był sąsiadem płk. Kuklińskiego. Co ciekawe okresowo kontaktował się z nimi ten sam oficer CIA – David Forden ps. „Daniel”. Od wielu lat Ostaszewicza i Kuklińskiego łączyły więzy koleżeństwa. Według ustaleń WSW Ostaszewicz miał w przeszłości załatwić Kuklińskiemu pracę w Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli w Wietnamie (1967-1968). Stąd też ucieczka płk. Ostaszewicza wpłynęła pośrednio także na decyzję o ewakuacji płk. Kuklińskiego.
Sprytny pracoholik
Kukliński był jednym z najlepiej poinformowanych oficerów LWP. Wynikało to z jego pozycji i usytuowania w Zarządzie Operacyjnym Sztabu Generalnego oraz udziału w pracach Rady Wojskowej Zjednoczonego Dowództwa Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego i Komitetu Ministrów Obrony Układu Warszawskiego, który zajmował się m. in. problematyką gier wojennych, ćwiczeń dowódczo-sztabowych, współpracy w zakresie szkolenia sztabów i wojsk, ujednolicenia regulaminów i przepisów wojskowych, wprowadzenia nowych wzorów uzbrojenia itd. Wbrew popularnemu obecnie poglądowi, jakoby Kukliński nic istotnego nie wiedział, w dokumentach dotyczących analizy jego ucieczki dość starannie otworzono ówczesny stan wiedzy pułkownika o LWP i Układzie Warszawskim. Wiemy, że szczególnie cenne materiały przekazał wiosną 1980 r. Były wśród nich sowieckie dokumenty na temat planów wojennych ZSRS, struktury organizacyjnej Układu Warszawskiego, struktury sił zbrojnych i frontów na wypadek konfrontacji z Zachodem. „W związku z wykonywanymi zadaniami korzystał z dokumentów o szczególnym znaczeniu dla obronności PRL i Układu Warszawskiego” – czytamy w jednym z podsumowań – „W miejscu pracy płk Kukliński wykazywał dużą aktywność i zaangażowanie w realizacji stawianych mu zadań. Często pracował poza godzinami służbowymi, a także w wolne soboty i niedziele”. Cechował go przy tym spory spryt, gdyż pobierał i przekazywał dokumenty podwładnym często bez pokwitowania. Wykorzystywał swoje stanowisko w Zarządzie Operacyjnym, by rozpytywać o najnowsze plany rozbudowy i reformy armii wielu wysokich oficerów Sztabu Generalnego, choć formalnie nie podlegali oni jego rozkazom. Przykładowo w ten sposób w 1980 r. zapoznał się z planami „rakietyzacji części jednostek WP”, dezinformowania przeciwnika w kwestii uzbrojenia (maskowania operacyjnego i elektronicznego), systemów łączności i ćwiczeń wojsk Układu Warszawskiego o kryptonimie „Sojuz-81”. W latach 1980-1981 Kukliński uczestniczył w naradach i spotkaniach kierownictwa MON i MSW poświęconych koncepcjom wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Analitycy z WSW ustalili, że współredagował on i znał treść wielu kluczowych dokumentów opisujących szczegóły operacyjnej dezintegracji i fizycznej rozprawy z „Solidarnością”, m. in. Myśl przewodnia wprowadzenia na terytorium PRL stanu wojennego ze względu na bezpieczeństwo państwa, Ocena aktualnej sytuacji wewnętrznej w kraju oraz hipotetyczny rozwój wydarzeń kryzysowych przed i po wprowadzeniu stanu wojennego, Myśl przewodnia gry decyzyjnej organów partyjnych i rządowych PRL, Ramowy plan działania Sił Zbrojnych, Plan udziału wojska w przeciwdziałaniu marszom protestacyjnym itd.
Zaufany WSW
Kukliński zdawał sobie sprawę, że dla bezpieczeństwa gry, którą prowadził od 1972 r. niezwykle istotne było zneutralizowanie tajnych służb. Wiedział, że każdy oficer wojska podlega „osłonie kontrwywiadowczej” ze strony WSW, która na masową wręcz skalę werbowała kadrę zawodową LWP. Wykorzystał, więc swoje agenturalne związki z WSW, by ostatecznie wyprowadzić kontrwywiad wojskowy w pole. Z karty operacyjnej WSW dotyczącej płk. Kuklińskiego wynika, że przynajmniej od 1962 r. współpracował on z kontrwywiadem, jako osoba zaufana (OZ). W charakterystyce sporządzonej przez WSW czytamy: „Oficer pozytywnie do nas ustosunkowany. Informuje nas chętnie. W 1964 r. razem z oficerem kontrwywiadu (mjr Kominek z Zarządu II Szefostwa WSW) płynął do Szwecji swoim jachtem maskując w ten sposób wykonywane przez nas zadanie. Był wykorzystywany operacyjnie od 1962 r. przez Zarząd II Szefostwa WSW. W okresie 1967/1968 był wykorzystywany przez nas w Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli w Indochinach. Wykorzystywany jako OZ”. Na przestrzeni lat WSW nie miała w zasadzie do postawy Kuklińskiego większych uwag, jeśli nie liczyć uszkodzonego zamka w jednej z jego szaf pancernych w 1975 r. czy mało interesujących informacji przekazanych po wspólnej z Jaruzelskim eskapadzie do Szwecji w 1976 r. Jego częste wyjazdy do ZSRS i związki z wyższą kadrą oficerską LWP, w tym z Jaruzelskim czy Kiszczakiem, z którym zresztą przyjaźnił się od czasu pobytu w Moskwie na kursie operacyjno-strategicznym w Akademii Sztabu Generalnego, skutecznie unieszkodliwiły służbę kontrwywiadu. Z czasem – co przyznano tuż po jego ucieczce – zaniechano wobec niego jakichkolwiek działań osłonowo-operacyjnych mimo, że miał dostęp do wielu tajemnic wojskowych, a w przeszłości (w latach 1970-1976) odbył aż osiem rejsów jachtowych za granicę, podczas których zawinął do portów w RFN, Szwecji, Danii, Belgii, Holandii i Francji. Podczas jednego z tych rejsów, w czasie pobytu w Hamburgu w 1972 r. Kukliński zaproponował Amerykanom współpracę. Sam fakt przebywania na Zachodzie powinien spowodować intensyfikację działań kontrwywiadu wobec Kuklińskiego w celu wykluczenia ewentualnego werbunku przez zachodnie służby specjalne. Zamiast tego, w kolejnych latach płk Kukliński zyskiwał coraz lepsze oceny. W opinii szefostwa WSW z lat 1980-1981, potwierdzonej również przez usytuowanych wokół Kuklińskiego tajnych współpracowników, był on oficerem „oddanym sprawie socjalizmu”, „psychicznie wytrzymały”, „wobec kolegów uprzejmy i taktowny”, „o dużej wiedzy merytorycznej, posiadającym dobrą rękę do pisania, dbającym o swoich podwładnych, strona moralno-polityczna bez zastrzeżeń”. Ocena strony moralnej Kuklińskiego również świadczy o ślepocie kontrwywiadu, bowiem pułkownik znany był z licznych romansów, który także wykorzystywał do zbierania informacji. Jego partnerkami, a zarazem informatorkami, były pracownice zatrudnione w Gabinecie Ministra Obrony Narodowej, Sztabie Generalnym, Departamencie Uzbrojenia, MSW i MSZ!
Deptanie po piętach
Kiedy jesienią 1981 r. okazało się, że w Sztabie Generalnym znajduje się kret CIA, rozpoczęto poszukiwania. Jego schwytanie leżało nie tylko w interesie Warszawy, ale i Moskwy. W ramach działań operacyjno-śledczych WSW analizowano obieg tajnych dokumentów, zaś w Sztabie Generalnym poddano kontroli wszystkie osoby mające do nich dostęp. Rozpoczęły się rozmowy z oficerami kontrywiadu. Równocześnie rozpoczęto intensywną inwigilację pracowników ambasady Stanów Zjednoczonych. Chodziło przede wszystkim o obserwację wszystkich agentów rezydentury CIA w Polsce. Na celowniku tajnych służb PRL znalazła się wówczas Sue Burggraf, która od jesieni 1979 r. była oficerem kontaktowym płk. Kuklińskiego. Zgodnie z decyzją centrali CIA miała ona odegrać istotną rolę w ewakuacji „Mewy” z Polski. Kukliński się niecierpliwił. 3 listopada wysłał informację o końcu swojej misji. „Mam do wyboru – pisał – odebrać sobie życie, albo czekać na aresztowanie lub na pomoc, którą mi wczoraj zaoferowano”. Jeszcze tego samego dnia późnym wieczorem, podczas krótkiej wymiany informacji Burggraf zapewniła Kuklińskiego, że w ciągu najbliższych dni wraz z rodziną zostanie ewakuowany. Ustaliła z nim alarmowe znaki kredowe za pomocą, których mieli się komunikować w sprawie wyjazdu z Polski. Dzień później bezpieka zaczęła ją śledzić. W komunikacie z obserwacji prowadzonej we środę 4 listopada napisano, że Burggraf „udała się na Stare Miasto odbywając w godzinach 20.35-20.56 samotny spacer ulicami: Krakowskie Przedmieście, Plac Zamkowy, Piwna, Zapiecek, Rynek Starego Miasta, Świętojańska, Pl. Zamkowy. Sprawdzając trasę przejścia figurantki ustalono na kamiennej framudze okna wystawowego sklepu z kryształami położonego róg Starego Miasta i Zapiecek klasyczny znak sygnalizacyjny w postaci jednej pionowej kreski wykonanej kredą. Z dotychczasowej praktyki wiadomo, że ustalony znak (jedna kreska) może wskazywać złożenie lub odebranie materiału wywiadowczego. Burggraf dwukrotnie przeszła koło tego znaku, zatrzymując się przy nim w drodze powrotnej”. Amerykanka zorientowała się, że jest obserwowana. Plan wywiezienia Kuklińskiego znów został przesunięty. Kukliński odczytał z „Iskry” wiadomość: „Nasi agenci byli śledzeni wieczorem 4 listopada. Nie mogli spotkać się z wami na »Klatce«. Jeśli nie będziemy śledzeni, spotkamy się z Tobą i Twoją rodziną 5 listopada na »Skoku«. 6 listopada na »Klatce«. 7 listopada na »Skoku« lub 8 listopada na »Straży«. Plan zakłada natychmiastową ewakuację na Zachód. Zniszcz wszystkie kompromitujące materiały. Przynieś [Iskrę], a jeśli nie będziesz mógł, wrzuć do rzeki. Koniec X. Koniec X. Koniec”.
Ostatecznie plan ewakuacji wypalił w nocy z soboty na niedzielę (7/8 listopada). Szef rezydentury CIA w Warszawie Tom Ryan wywiózł z Warszawy Ryszarda Kuklińskiego, jego żonę Joannę oraz synów Bogusława i Waldemara. W niedzielę o 9.55 cała czwórka była już bezpieczna i znajdowała się na terenie amerykańskiej bazy wojskowej w Berlinie. Nie wiedzieć dlaczego bezpieka początkowo nie zauważyła wyjazdu Ryana z Polski. W kolejnych komunikatach z obserwacji Ryana napisano, że noc z 7 na 8 listopada spędził on w Warszawie a następnego dnia spacerował z psem…
Szukając „Renegata”
Zniknięcie Kuklińskiego dało odpowiedź na pytanie, kto był kretem CIA w Sztabie Generalnym. W WSW wszczęto Sprawę Operacyjnego Rozpracowania kryptonim „Renegat”, która miała wyjaśnić okoliczności ucieczki Kuklińskich, zakres wiedzy przekazanej Zachodowi i wskazać ewentualne miejsce nowego pobytu. Nadzór nad sprawą objął szef WSW gen Edward Poradko, który domagał się szybkiego osądzenia Kuklińskiego, Ostaszewicza i Sumińskiego. Zwrócono się o pomoc do „bratnich” służb wywiadowczych i kontrwywiadowczych. Chodziło o fizyczną likwidację Kuklińskiego. On sam przyznał po latach, że przynajmniej dwukrotnie tajne służby PRL i ZSRR próbowały porwać go na terytorium Stanów Zjednoczonych. Już w pierwszych dniach prowadzonych działań założono, że Kukliński został zwerbowany do współpracy przez którąś ze służb wywiadowczych na terenie Wietnamu (1967-1968) lub podczas rejsów jachtowych (1966-1976). Za bardzo prawdopodobną wersję przyjęto pozyskanie przez służby zachodnioniemieckie ze względu na pochodzenie niemieckie żony Kuklińskiego. Szybko ustalono również, że został on wraz z rodziną wywieziony furgonetką ambasady amerykańskiej „Dodge” do Berlina Zachodniego. Aktywnej inwigilacji poddano rodzinę oraz wszystkich przyjaciół i znajomych Kuklińskich. Bliscy współpracownicy płk Kuklińskiego ze Sztabu Generalnego znaleźli się kłopotach. W pierwszej kolejności represjonowano i rozpracowywano Krystynę Jastrzębską (Oddział Szkolenia Operacyjnego), płk. Mieczysława Matczaka (Sztab Zjednoczonych Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego w Moskwie), ppłk. Macieja Łukowicza (Zarząd I Sztabu Generalnego) i ppłk. Stanisława Kozieja. Poza związkami z Kuklińskim obecnemu szefowi Biura Bezpieczeństwa Narodowego kontrwywiad zarzucił „malkontencką postawę polityczną na zebraniach POP PZPR”.
Tajne służby PRL były bezradne. Przez kolejne lata nie były w stanie uzyskać wiarygodnych informacji na temat pobytu Kuklińskiego w Stanach Zjednoczonych. Dopiero wiosną 1983 r. odnotowano pierwszą informację przekazaną w imieniu Kuklińskich do kraju. Zarejestrowano wówczas rozmowę telefoniczną nieznanego mężczyzny z teściową płk Kuklińskiego Elżbietą Christ, podczas której przekazano wiadomość, że „uciekinierzy czują się dobrze i żeby rodzina nie martwiła się o ich los”. Z kolei w maju 1983 r. do kontrolowanej operacyjnie przez WSW Mirosławy Zawadzkiej, matki Izabeli – narzeczonej Bogdana Kuklińskiego, nadszedł list od Eugeniusza Haciskiego ze Stanów Zjednoczonych, z którego wynikało, że rodzina Haciskich utrzymuje kontakty z Kuklińskimi. Później okazało się również, że Bogdan Kukliński telefonował do Izabeli Zawadzkiej. W związku z tym uruchomiono szereg inicjatyw i działań wywiadowczych (Zarządu II i Departamentu I MSW), których celem było ustalenie rzeczywistego miejsca zamieszkania Haciskich w Stanach Zjednoczonych, a przez to również i Kuklińskich. W 1985 r. gen. Poradko zwrócił się m.in. o pomoc do towarzyszy kubańskich. Służby kubańskie zdołały zlokalizować Hacisków w Stanach Zjednoczonych. Przesłały do Warszawy szczegółowe informacje adresowe, dokładny opis okolicy zamieszkania, fotografie i dokładną charakterystykę Hacisków. Zaoferowali również wprowadzenie agenta polskiego pochodzenia w rodzinę Hacisków. Wydawało się, że sprawa jest rozwojowa. Okazało się jednak, że Kuklińscy nie mieszkają w tym rejonie, a sam Eugeniusz Hacisk powiązany jest ze służbami amerykańskimi i przez nie skrzętnie chroniony. Komuniści z jakiś powodów ustąpili uznając swoją porażkę… Odszukanie Ryszarda Kuklińskiego przekraczało ich możliwości. Sprawę o kryptonimie „Renegat” realizowano jeszcze w 1991 r.
Bezradność czerwonych generałów
Raz jeszcze płk Ryszard Kukliński ograł ekipę Jaruzelskiego i Moskwę. Prawdopodobnie zapłacił za to straszliwą cenę tracąc w niejasnych okolicznościach obu synów. Sam również przedwcześnie zmarł. Dla korpusu oficerskiego ukształtowanego w PRL stał się na długie lata prawdziwym wyrzutem sumienia. Świadomie zerwał z lojalnością wobec Moskwy i obnażył zwasalizowaną przez Sowietów kadrę dowódczą LWP. Przykład oficera, który podobnie jak inni przeszedł szkolenie w Związku Sowieckim, a jednak samotnie podjął próbę wyrwania Polski z trwającej przez dziesięciolecia zależności od Moskwy, demaskował hipokryzję dowództwa LWP i agresywne plany Układu Warszawskiego wobec Zachodu. Nie mógł więc zyskać akceptacji wśród oficerów, którzy mimo interwencji w Czechosłowacji w 1968 r. czy masakry Grudnia ’70, nie mieli odwagi sprzeciwić się narzuconemu systemowi, a obecnie utrwalają peerelowski mit „suwerennej armii”.
W ramach unieważniania jego zasług absolwent Akademii Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych ZSRS i wieloletni oficer Sztabu Generalnego LWP/WP (1980–2001!) gen. Franciszek Puchała bez większych wątpliwości, choć w jego przypadku wydaje się to szczególnie groteskowe, uznał niedawno Kuklińskiego za agenta GRU. Jest to z jego strony rodzaj osobistego odwetu, gdyż ujawniony przez Amerykanów raport Kuklińskiego z 4 grudnia 1980 r. dowodzi, że Puchała konsultował z Sowietami plan interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Polsce: „Na polecenie ministra obrony Jaruzelskiego, gen. Hupałowski i płk Puchała zatwierdzili w siedzibie Sztabu Generalnego ZSRR plan wprowadzenia (pod pretekstem manewrów) oddziałów Armii Czerwonej, armii NRD i armii czechosłowackiej na terytorium Polski. Z gotowych planów, które zostały im przedstawione do wglądu i częściowego skopiowania, jasno wynika, że mają zostać wysłane trzy armie radzieckie w liczbie piętnastu dywizji, jedna czechosłowacka w liczbie dwóch dywizji oraz sztab i jedna dywizja z Niemiec Wschodnich. W sumie w pierwszej fazie operacji weźmie udział osiemnaście dywizji wojsk interwencyjnych. Do armii czeskiej i wschodnioniemieckiej dołączą dodatkowo cztery dywizje (polska 5 i 11 dywizja pancerna oraz 4 i 12 dywizja zmechanizowana). Termin gotowości do przekroczenia granic Polski wyznaczono na 8 grudnia. W chwili obecnej przedstawiciele »bratnich armii« w cywilnym przebraniu przeprowadzają rozpoznanie dróg przemarszu, poligonów oraz rejonów planowanej operacji”.