„Jan Heweliusz” wypłynął z portu w Świnoujściu 13 stycznia 1993 roku o godzinie 23.35. Miał dwie godziny opóźnienia i starał się nadrobić stracony czas. Na morzu trwał sztorm, który przekraczał 12 stopni w skali Beauforta, jednak mimo to z portu wychodziły wówczas wszystkie statki.
Katastrofa „Jana Heweliusza”
Około godziny 4.00 rano bardzo silny wiatr uderzył w burtę promu, co spowodowało, że ten zaczął się przechylać. Znajdujące się na promie ciężarówki zaczęły się przesuwać, gdyż liny, którymi były przymocowane nie wytrzymały napięcia i zaczęły pękać. Ładunki z ciężarówek wysypały się na pokład.
Niestety w wyniku silnego wiatru i ładunku, który przesunął się na jedną stronę promu, tuż po godzinie 5.00 statek przewrócił się do góry dnem.
Wezwanie pomocy było bardzo utrudnione. Załoga nie znała dokładnej pozycji promu, dlatego nie mogła podać lokalizacji, co opóźniło działania ratownicze. Obrócony statek dryfował przez kilka kolejnych dni po Morzu Bałtyckim.
Za główną przyczynę katastrofy „Jana Heweliusza” podaje się zbyt małą prędkość, z jaką płynął w tych bardzo trudnych warunkach. To spowodowało utratę sterowności, która przyczyniła się do nieprawidłowego działania głównego steru rufowego. Kolejną przyczyną tragedii była awaria furty rufowej oraz wcześniejszy remont, jaki przeprowadzono na górnym pokładzie.
Prom „Jan Heweliusz” przewoził 28 tirów i 10 wagonów kolejowych, i zdążał do Ystad w Szwecji.
W wyniku zatonięcia promu zginęło 55 osób – 20 marynarzy oraz 35 pasażerów. Pasażerami byli głównie kierowcy tirów, a także dwie pracownice armatora statku (firmy Euroafrika). Osoby, które zginęły pochodziły z Polski, Szwecji, Węgier, Jugosławii, Austrii, Czech i Norwegii. Wśród zabitych był także ostatni kapitan „Jana Heweliusza”, Andrzej Ułasiewicz. Kapitan, pierwszy oficer Roger Janicki i trzeci oficer Janusz Lewandowski do końca pozostali na mostku kapitańskim.
Dane wskazujące na ilość osób nieodnalezionych są rozbieżne i wahają się od 6 do 10 osób. Wśród nich znajduje się stewardesa oraz mechanik. Kilka osób, dokładnie 9 marynarzy, udało się uratować.
Na ratunek
Akcja ratownicza nie należała do łatwych. Wiele osób, które znajdowały się na pokładzie, choć nie zginęły od razu, wkrótce zmarły z powodu skrajnego wychłodzenia. Tego dnia woda w Bałtyku miała 2 stopnie Celsjusza, do tego wiał porywisty wiatr, a fale były wysokie. Szalupy, w których znajdowali się rozbitkowie były zalewane wodą.
W akcji ratowniczej brali udział niemieckie, duńskie i szwedzkie śmigłowce oraz promy „Nieborów” i „Kopernik”, niemiecki holownik ratowniczy „Arkona” i polski statek „Huragan”.
Jak wiadomo prom miał wcześniej prawie 30 wypadków, a w 1986 roku na jego pokładzie wybuchł pożar.
Wkrótce po katastrofie Odwoławcza Izba Morska za przyczynę katastrofy uznała zły stan statku i błędy kapitana. Od tej decyzji odwołano się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, który orzekł w roku 2005, że polskie sądy morskie nie rozpatrzyły sprawy „Jana Heweliusza” w sposób bezstronny i zarządziły wypłatę odszkodowania rodzinom.
Każdego roku 14 stycznia, w rocznicę katastrofy „Jana Hewelisza” załogi promów pływających do Szwecji zrzucają kwiaty w miejscu tragedii.