Na Ukrainie ma znajdować się nawet 4 tys. rosyjskich najemników, w różnych rejonach – od granicy z Białorusią do Doniecka i Ługańska. Mamy nadzieję, że scenariusz, o którym pisze „The Times”, się nie ziści. Warto jednak przyjrzeć się rosyjskim najemnikom. Jak bardzo potrafią być bezwzględni tudzież jaką wartość bojową prezentują. Przywykliśmy już do widoku najemników z krajów europejskich. Są to fachowcy nieco innego formatu niż ci ze złotej ery najemnictwa lat 60. i 70., z Biafry, Katangi czy Rodezji. Nie rekrutuje się ich już przez pośredników, na tajemniczych spotkaniach, w kawiarniach i tropikalnych daczach. Specjaliści ci działają teraz legalnie jako pracownicy prywatnych firm wojskowych (Private Military Company). W zdecydowanej większości przedsiębiorstwa te wynajmowane są przez państwa, a nawet organizacje humanitarne do ochrony mienia, osób czy surowców naturalnych. Zachodni najemnicy, czy też kontraktorzy, jak wolą być oni nazywani, szkolą też armie Trzeciego Świata, ale bardzo rzadko wykorzystuje się ich do klasycznych działań militarnych – ostrzału, zajmowania terenu, zdobywania obiektów. W Rosji podchodzi się do owego biznesu zgoła inaczej.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.