„W Wielką Sobotę ognia i wody naświęcić, bydło tym kropić i wszystkie kąty w domu” – pisał Mikołaj Rej w połowie XVI wieku.
Ogień, woda i dzwony
Wielka Sobota to wigilia Niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego. W czasie mszy świętej kapłan święci ogień i wodę. Wierni mogą zabrać wówczas do domów poświęconą wodę oraz nadpaloną gałązkę. Wierzono niegdyś, że gałązka pochodząca z poświęconego przez księdza ognia, uchroni później dom od nieszczęść i pożarów. Na stosie przed kościołem palono także tzw. głowienki – drewienka leszczyny złożone na krzyż. Leszczynie przypisywano szczególne właściwości, gdyż to właśnie ona udzieliła rzekomo schronienia Świętej Rodzinie uciekającej do Egiptu. Święcone głowienki przybijano też nad wejściami do domów. Popiół z wielkosobotniego stosu również zabierano do domów – gospodarze rozsypywali go podczas pierwszej orki lub na krańcach pola, aby uchronić je od żywiołów.
W Wielką Sobotę wieczorem po raz pierwszy od Wielkiego Czwartku brzmią w kościołach dzwony. Wiąże z tym pewna legenda. Według tej opowieści, Pan Jezus po śmierci zstąpił do piekła, gdzie Archanioł Gabriel, z Jego rozkazu, przykuł Lucyfera do kamiennego słupa. Ogniw łańcucha było tyle, ile dni w roku. Lucyfer każdego dnia przegryzał jedno ogniwo. Ostatnie z nich pęknąć miało właśnie w Wielką Sobotę, lecz wówczas, na dźwięk kościelnych dzwonów i ludzkich śpiewów, ogień w piekle się wzmógł, a ogniwa ponownie się zespoliły. Legenda mówi, że dopóki w Wielką Sobotę dzwonią dzwony, a ludzie śpiewają „Alleluja”, dopóty Lucyfer nie zdoła się uwolnić i nie nastąpi sądny dzień.
Wielka Sobota była już traktowana jako wielkie święto. Ostatnie prace, jeśli jakieś zostały, należało wykonać najpóźniej do południa. Niektórzy uważali, że tego dnia nie wolno robić już właściwie nic, oprócz przygotowywania święconego.
Święcenie
Najważniejszym obrzędem Wielkiej Soboty było święcenie pokarmów. Bywało jednak, że znajdowali się także krytycy tego „powszechnego, umiłowanego i bardzo polskiego zwyczaju” – jak pisał o nim Lucjan Siemieński, żyjący w XIX wieku pisarz i poeta, dodając: „owych propagatorów cywilizacji, spoglądających krzywym okiem na wszystko, co swoje, dowodzących, że to barbarzyński zwyczaj, ten zbytek zastawy i jadła, że takie placki, baby i szynki można jeść cały rok, a nie w jednym lub kilku dniach”.
Tak, czy inaczej święcenie pokarmów szczęśliwie oparło się krytyce i od wieków jest dla Polaków jedną z największych, można rzecz nawet, narodowych tradycji.
W dawnej Polsce święcenie pokarmów miało jeszcze bardziej uroczysty charakter. Do święcenia noszono nie małe koszyczki, jak obecnie, ale całe kosze czy kilka półmisków. Oczywiście, czym dom bogatszy, tym święcenie było bardziej okazałe.
Zachowane opisy, pochodzące jeszcze z końca XV wieku, mówią nam m.in., że bogaci krakowscy mieszczanie do święcenia szykowali nawet kilkanaście półmisków mięsiwa, kilkanaście chlebów, nawet kilkaset jajek, wiele bab, kołaczy i innych ciast. Z ciasta wykonywano także niekiedy figurki postaci z Pisma Świętego, np. Piłata.
Pomiędzy temi misami, stały figury z ciasta przedniego wyobrażające dziwne, zabawne historyjki. Poncyusz Piłat wyjmował kiełbasę z kieszeni Mahometa, a wiadomo, że Żydzi i Turcy nie jedzą wieprzowiny, więc to na nich epigramma było pocieszne.
- pisał o święceniu na dworze hetmana Jana Amora Tarnowskiego, jeden z jego dworzan, Mikołaj Pszonka w liście do swojej żony.
Na wsiach trudno, rzecz jasna, szukać takiego przepychu, jednak i tam starano się, aby święcenie było jak najbardziej bogate. Na Święta Wielkiej Nocy nie mogło zabraknąć jajek, szynki, kiełbasy, chleba i babki.
Warto przy tym dodać, że święcenie większej ilości pokarmów wynikało także z tego, iż ksiądz na święcenie przybywał do różnych, wybranych wcześniej domów i dworów – skoro więc nie trzeba było nosić święcenia do kościoła, można było przygotować wszystkiego więcej. Do dzisiaj jeszcze, przede wszystkim na wsiach, żywy jest zwyczaj święcenia pokarmów w domach. W jednym, wybranym gospodarstwie odbywa się święcenie. To tam wszyscy mieszkańcy wsi zanoszą swoje święconki.
Zwyczaj noszenia święconek do kościoła powstał dopiero w XIX wieku. Wtedy tez rozmiar święconki, ze względów praktycznych, „uległ” zmniejszeniu – choć początkowo były to i tak duże, wiklinowe kosze, a nie znane współcześnie koszyczki.
I dzisiaj także w koszykach ze święconką znajduje się to – choć w mniejszej ilości – co i przed kilkoma wiekami święcono w Wielką Sobotę. Są więc jajka, kiełbasa, chleb, sól, chrzan. I tak jak dawniej święcone stroi się białą serwetką i zielonymi listkami bukszpanu.
Każdy pokarm znajdujący się w koszyku ze święconką ma swoją symbolikę:
Baranek – wykonany z cukru (niegdyś masła). Jest to symbol zmartwychwstałego Chrystusa i zwycięstwa życia nad śmiercią;
Chleb – to także symbol Jezusa Chrystusa;
Jaja – są symbolem płodności i rodzącego się nowego życia. Kiedyś uważano, że by zapewnić sobie powodzenie, trzeba święcić nieparzystą liczbę pisanek;
Sól – to symbol życia, trwałości i nieśmiertelności;
Wędlina – jest symbolem dobrobytu;
Masło – symbolem dostatku;
Chrzan – to symbol męki Jezusa Chrystusa.
Czytaj też:
Pisanki, kraszanki, ażurki – czym się różnią? Jak uzyskać naturalne barwniki?Czytaj też:
Dla większości Polaków Wielkanoc to przeżycie religijne