PIOTR WŁOCZYK: Czytając pańską biografię, można odnieść wrażenie, że źródłem pańskich problemów z KGB był słynny ukraiński XIX-wieczny poeta Taras Szewczenki…
ROF. MYROSŁAW MARYNOWYCZ: W pewnym sensie to z jego „pomocą” narodził się we mnie dysydent. W maju 1973 r. pracowałem w Iwano-Frankiwsku i zostałem wysłany przez mój zakład do Kijowa na kilkudniową delegację. Tak się złożyło, że umówiliśmy się z dwoma moimi przyjaciółmi, by 22 maja pójść pod słynny pomnik Tarasa Szewczenki i złożyć pod nim kwiaty.
Dlaczego tajnej policji ZSRS miałoby się nie spodobać składanie kwiatów pod pomnikiem, który zupełnie oficjalnie stał w Kijowie od wielu dekad?
22 maja był bardzo specjalnym dniem. To był jedyny dzień, kiedy nie wolno było składać pod pomnikiem kwiatów [śmiech]. Pojawienie się wówczas w tamtym miejscu było jak wysłanie sygnału KGB, że jest się nacjonalistą. Dlaczego tak było? Otóż ukraińska diaspora z USA i Kanady uznała, że właśnie 22 maja, dzień, gdy ciało Tarasa Szewczenki zostało pochowane w ukraińskiej ziemi, będzie świętem [Taras Szewczenko zmarł 10 marca 1861 r. w Sankt Petersburgu, dopiero dwa miesiące później trumnę z jego zwłokami przeniesiono – zgodnie z jego wolą – do Kaniowa na Ukrainie – przyp. red.]. Związek Sowiecki absolutnie nie chciał się na to zgodzić, widząc w tym zagrożenie ze strony „nacjonalistów”. My oczywiście wybraliśmy ten dzień z premedytacją.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.