John Henry Newman. Nawrócony na katolicyzm anglikański duchowny

John Henry Newman. Nawrócony na katolicyzm anglikański duchowny

Dodano: 
John Henry Newman
John Henry Newman Źródło: Wikimedia Commons
John Henry Newman. Anglikański duchowny, który w wieku 44 lat nawrócił się na katolicyzm. Wyniesiony w końcu do godności kardynalskiej, a ponad sto lat po śmierci kanonizowany przez papieża Franciszka.

Ani kultura zbudowana na klasycznej koncepcji filozofii, ani tradycja pozytywistyczna, ani żaden model kultury świeckiej nie dają odpowiedzi na pytania dotyczące spraw ostatecznych, sensu życia, istoty człowieka i jego przeznaczenia. Tylko religia jest odporna na kryzysy wynikające z dynamizmu ziemskiej rzeczywistości (...).
- Ks. Prof. Jan Sochoń

JOHN HENRY NEWMAN (1801-1890), teolog, filozof, kaznodzieja. W młodości duchowny protestancki, jeden z twórców ruchu oksfordzkiego zmierzającego do nadania anglikanizmowi bardziej katolickiego oblicza. Po wieloletnich studiach nad rozwojem doktryny chrześcijańskiej i nauczaniem Ojców Kościoła, w 1845 roku konwertował na katolicyzm. Następnie przyjął święcenia kapłańskie i założył oratorium, członkiem którego pozostał do końca życia. Był twórcą i pierwszym rektorem Uniwersytetu Katolickiego w Dublinie, redaktorem pisma „Rambler”, znanym apologetą katolicyzmu. W 1879 roku papież Leon XIII wyniósł go do godności kardynalskiej. Jego najważniejsze prace o rozwoju doktryny chrześcijańskiej, to „ Apologia pro vita sua” oraz „ Logika wiary”.

Poniższy tekst pochodzi z książki „Pewność wiary” Johna H. Newmana (wyd. Fronda).

WEZWANIE BOŻE

(Z kazania: „Divine Calls”, ibid., t. VIII)

Zbawienną rzeczą byłoby dla nas zrozumieć, że Chrystus wzywa nas bezustannie, aby nas bezustannie usprawiedliwiać, coraz bardziej uświęcać i przyjmować do swej chwały. Jednakże my zbyt ciężko pojmujemy tę wielką prawdę, że Chrystus do pewnego stopnia przechodzi i znajduje się pomiędzy nami, nakazując nam ręką, oczyma i głosem iść za Nim. Nie rozumiemy, że Jego wezwanie w tej właśnie chwili miało miejsce. Sądzimy, że odbyło się ono w czasach apostolskich i nie wierzymy w nie, nie oczekujemy go dla siebie. Nie mamy oczu widzących Pana i różnimy się bardzo od ukochanego apostoła, który poznał Chrystusa nawet wtedy, gdy inni uczniowie wcale Go nie rozpoznali. Gdy po zmartwychwstaniu stał nad brzegiem i kazał im zarzucić sieci w morze „uczeń ten, ukochany przez Jezusa, rzekł do Piotra: Oto Pan”.

Otóż, chcę przez to powiedzieć, że ci, którzy żyją religijnie, odczuwają niejednokrotnie, jak narzucają się im prawdy, których jeszcze nie znali albo którymi nie mieli potrzeby się zajmować, prawdy zawierające obowiązki będące właściwie przepisami, które wymagają posłuszeństwa. W taki lub podobny sposób wzywa nas obecnie Chrystus. W tym Jego stosunku do nas nie ma nic cudownego lub nadzwyczajnego. Działa On za pośrednictwem naszych przyrodzonych zdolności i okoliczności naszego życia. Jego Opatrzność jest dla nas we wszystkich zasadniczych kwestiach tym, czym Jego głos był dla tych, których wzywał, gdy przebywał na ziemi. Mniejsza o to, czy przykazuje On swą widomą obecnością, głosem czy poprzez nasze sumienie, z chwilą, gdy odczuwamy, że przykazanie istnieje. Przykazania można posłuchać lub nie, przyjąć je, jak przyjęli Samuel i św. Paweł lub odrzucić, jak ów młodzieniec, który posiadał wielki majątek.

John Henry Newman, Pewność wiary, wyd. Fronda

Nie ma większego pewnika nad ten, że niektórzy ludzie czują się powołani do spełnienia obowiązków i wielkich dzieł, inni zaś tego wezwania nie czują. Przyczyny tego są nam nieznane. Nie wiemy, czy ci, którzy nie są wezwani, dopuszczają się zdrady wezwania, lub upadli w poprzednich przejściach, czy byli wezwani i nie usłuchali, czy może Bóg, obdarzając wszystkich łaską chrztu, w rzeczywistości powołuje jednak z dobrej łaski pewnych ludzi do wyższych rzeczy, aniżeli innych – lecz tak istotnie się dzieje. Jeden dostrzega widoki, których drugi nie dostrzega, posiada wiarę szerszą, miłość żarliwszą i większą inteligencję duchową. Nikt nie ma prawa brać sobie za ideał świętości czyjegoś niższego ideału. Nic nas nie obchodzi, czym są inni. Jeśli Bóg wezwie nas do pełniejszego wyrzeczenia się świata, jeśli zażąda od nas ofiary z naszych nadziei i obaw – oto nasza zdobycz, oto dowód Jego miłości do nas, oto, co powinno nas cieszyć. Tego rodzaju myśli należycie utrzymywane nie zaprowadzą nas do pychy, bo skoro cel jest szlachetny, ryzyko jest tym straszniejsze. Krocząc do wysokiej doskonałości, kroczymy pośród przepaści i łatwo możemy upaść. Dlatego też Apostoł mówi: „Pracujcie dla swego zbawienia z trwogą i drżeniem, bo sam Bóg pracuje w was”. Zresztą do im wyższego celu ludzie dążą, tym silniej odczuwają własne słabości, w rezultacie upokarza ich to bardziej aniżeli innych. Nie lękajmy się pychy duchowej idąc za wezwaniem Chrystusa, jeśli idziemy za nim z prawdziwą żarliwością. Żarliwość nie ma czasu na porównania z drugimi i posiada zbyt żywe poczucie własnej ułomności, aby popadła w pychę. Żarliwość stara się po prostu spełnić wolę bożą. Powiada ona tylko: „Mów, Panie, bo słucha Cię twój sługa”, „Czego żądasz, abym uczynił, Panie?”. (…)

NASTĘPSTWA MORALNE KAŻDEGO GRZECHU

(Z kazania: „Moral Consequences of Single Sings”, ibid., t. IV)

Zastanówmy się nad tym, jaki wpływ miały na nas według wszelkiego prawdopodobieństwa grzechy popełniane w naszych latach dziecięcych, nawet najmłodszych, chociaż nie zdawaliśmy sobie z nich sprawy lub zupełnie o nich zapomnieliśmy. Ponieważ nie wiemy, w jakim wieku dzieci zaczynają być odpowiedzialne, nie wiemy także, kiedy jeszcze nimi nie są i nie możemy oznaczyć daty, chociażby najwcześniejszej i powiedzieć na pewno, że wtedy jeszcze nimi nie są. Nawet data najpóźniejsza odnosi się jeszcze do wieku bardzo wrażliwego i począwszy od tej chwili, cokolwiek dzieci robią, wywiera to bez wątpienia poważny wpływ na ich charakter. Wiemy, że dwie linie odchylające się od siebie pod bardzo małym kątem, w miarę jak je przedłużamy, biegną coraz bardziej w przeciwną stronę; w ten to niewątpliwie sposób dusza, która ma żyć wiecznie, może bez końca poprawiać się lub psuć przez najdrobniejsze wpływy, jakim podlegała od początku swej drogi. Najmniejsze zboczenie od punktu wyjścia może być przyczyną zwrócenia się w kierunku przeciwnym, który zaprowadzi nas do nieba lub piekła.

Zwróćmy uwagę, że niezawodnie nie wiemy o wielu rzeczach, które zachodzą w nas od dzieciństwa; mam na myśli choroby i cierpienia dziecka, których może nie byliśmy wtedy świadomi, albo które prędko zapomnieliśmy. Są one jednak poważnej natury, a ponieważ muszą mieć pewną przyczynę moralną, znaną lub nieznaną, muszą mieć oczywiście także pewne następstwa. Narzucając dzięki swemu zaistnieniu możliwość innych bardzo poważnych rzeczy, które musiały w nas zajść, działają one jeszcze w naturalnym kierunku wzruszania nas w pewien sposób. Jeśli tajemnica ukrywa się w tym: jak zupełnie małe dzieci mogą odczuwać cierpienie, to o wiele większa jeszcze jest ta: jak doszedłszy do wieku rozumu, mogą uwierzyć, gdy im się mówi, że to właśnie one cierpiały. A przecież, podobnie jak choroby i wypadki dotykają trwale ich ciała, chociaż nie pozostało im po nich żadne wspomnienie, tak też i bez zdziwienia można wierzyć, że przelotne popełnione wówczas i całkowicie zapomniane grzechy działają w dalszym ciągu na duszę, wytwarzając pomiędzy ludźmi te różnice moralne, które bez względu na swe pochodzenie, zbyt są widoczne, aby można było im zaprzeczyć. Kiedy stoi nam przed oczyma ta straszliwa myśl odpowiedzialności związana z pierwszymi latami naszego życia, z jakim smutkiem myślimy o tym, że dzieci traktuje się zwykle tak, jak gdyby nie były one odpowiedzialne, jak gdyby to, co czynią, lub to, czym są – nie miało żadnego znaczenia! Pochlebia się im, pieści, psuje lub co najmniej zaniedbuje. Daje się im zły przykład; mówi się i robi wobec nich rzeczy, które rozumieją i pojmują w chwili, gdy już o tym wcale nie myślimy i które to rzeczy chowają w zakątku swej duszy, jeśli w ich następstwie nie odczuwają potrzeby natychmiastowego działania. Tą drogą niezniszczalne barwy grzechu i błędu zostają wyryte w ich duszach i w ten sposób stają się zaiste tak integralną częścią ich natury, jak pierworodny grzech, z którym przyszły na świat. (…)

Powyższy tekst pochodzi z książki „Pewność wiary” Johna H. Newmana (wyd. Fronda).

Czytaj też:
Tomasz Becket. Arcybiskup zamordowany z inspiracji króla
Czytaj też:
Nieszpory sycylijskie. Krwawy spisek w Poniedziałek Wielkanocny

Źródło: Wyd. Fronda