Surowy stalowy monument w kształcie trzech bułatów góruje nad przedmieściami tureckiego Iğdiru, położonego pośród stepów i wzgórz wschodniej Anatolii, bardzo blisko granicy z Armenią. Napis na postumencie jest dla wielu szokujący: „Tureckim męczennikom pomordowanym przez Ormian”. „Agresywny, nacjonalistyczny i otwarcie wrogi” – napisała o nim dziennikarka jednego z większych czasopism amerykańskich Ormian „Armenian Weekly”. Korespondent „Le Monde” w Istambule, Guillaume Perrier, wtórował jej: „Skrajnie karykaturalna postać polityki tureckiego rządu negującego ludobójstwo 1915 r., polegająca na przepisywaniu historii i zmienianiu ofiar w sprawców”.
Współcześni Turcy starają się wykazać, że w czasie piewszej wojny światowej i w późniejszych zmaganiach trwających aż do traktatu w Lozannie z 1923 r. byli również ofiarami zbrodni. Nie jest to wcale propagandowa opowieść wyssana z umazanego krwią chrześcijan janczarskiego palca. Na temat owych masakr istnieje bogata literatura, m.in. prace zbiorowe: „Shatterzone of Empires: Coexistence and Violence in the German, Habsburg Russian and Ottoman Borderlands” czy „War in Peace: Paramilitary violence in Europe after the Great War”. Szczegółowo ormiańskie zbrodnie badał Justin McCarthy. Autor ten oskarżany jest o umniejszanie rozmiarów tureckiego ludobójstwa na Ormianach, nikt jednak nie podważa jego badań dotyczących masakr popełnionych przez samych Ormian. Świadkami owych zbrodni byli liczni cudzoziemcy, oficerowie i dyplomaci rosyjscy, brytyjscy i amerykańscy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.