Czarownice i smoki – czyli trzy niezwykłe opowieści z Dolnego Śląska

Czarownice i smoki – czyli trzy niezwykłe opowieści z Dolnego Śląska

Dodano: 
Lewin Kłodzki
Lewin Kłodzki Źródło: fotopolska.eu
„Tajemniczy Dolny Śląsk” – takim hasłem promuje się jeden z najbardziej atrakcyjnie turystycznie regionów Polski. Istotnie Dolny Śląsk obfituje w wierzenia, podania i legendy, w których nie brakuje duchów, czarownic i „nieumarłych” zatruwających życie spokojnym ludziom. Oto trzy niezwykłe opowieści.

Dolnośląskie legendy i podania wciąż rozpalają wyobraźnię kolejnych pokoleń mieszkańców okolicy oraz licznie przybywających każdego roku gości.

Smok Strachota

Mało kto wie, że we Wrocławiu można było w dawnych czasach spotkać... smoka. Mowa tu o smoku Strachocie, który miał zamieszkiwać Las Strachociński położony obecnie między osiedlami Strachocin, Wojnów i rzeką Odrą. Jak głosi legenda bestia czerpała wodę z czarodziejskiego źródełka, która dawała mu wielką moc. Poza tym smok żywił się bydłem należącym do okolicznych mieszkańców, u których wzbudzał przez to także ogromny strach i dlatego też był przez nich nazywany Smokiem Strachotą. Sami mieszkańcy natomiast, wyśmiewani przez innych ludzi, zamieszkujących bardziej odległe miejscowości, byli nazywani Strachocicami. Pewnego dnia Strachocice stracili jednak cierpliwość i postanowili zgładzić smoka, jednak żaden z nich nie miał tyle odwagi, aby udać się do lasu. Niespodziewanie do wsi zawitał chłopak o imieniu Konrad. Nie był zbyt rozgarnięty, jednak pożądał przygód i sławy, dlatego też postanowił rozprawić się ze strasznym smokiem. Ruszył więc do lasu i szedł tak długo, aż dopadło go wielkie zmęczenie. Nagle dojrzał w okolicy magiczne źródełko i napił się z niego pysznej, chłodnej wody, nie wiedząc że w pobliżu śpi smok. Gad obudził się słysząc szelest i zaatakował Konrada. Walka trwała długo, lecz smok pozbawiony mocy, którą zwykle dawała mu źródlana woda, nie miał szans na zwycięstwo z chłopakiem. Uciekł więc w głąb lasu, gdzie ostatecznie najadł się trujących grzybów i padł, a jego cielsko wciągnęły bagna. Odważny Konrad dostał w podziękowaniu od księcia Bolesława Rogatki na własność las, w którym mieszkała bestia. Pasowany na rycerza, wkrótce wybudował tam zamek i osadę, która zaczęła się rozwijać.

Czarownica Brodka z Lewina Kłodzkiego

Legenda o wiedźmie Brodce z Lewina Kłodzkiego to jedna z wielu opowieści z Dolnego Śląska, której bohaterką jest czarownica. Brodka, gdyż tak jej było na imię – miała zamieszkiwać Lewin Kłodzki w XIV wieku. Parała się czarami, choć sąd zakazał jej uprawiania magii. Czarownica zmarła podobno w dniu, w którym próbowała wywoływać duchy. Jako, że nikt nie miał pewności czy jej śmierć była naturalna, czy też to duchy ją zabiły, nie zdecydowano się na pochowanie jej ciała na cmentarzu. Ciało Brodki pogrzebano na rozstaju dróg. Nie trzeba było długo czekać – Brodka zaczęła ukazywać się pod postacią jelenia. Straszyła na rozstajach dróg zarówno zwierzynę leśną, jak i ludzi. Odkopano więc jej ciało i, jak mówią legendy, przebito je osikowym kołkiem, a wtedy z jej piersi wypłynęła krew, jak u żywego człowieka. Osikowy kołek nie pomógł, Brodka straszyła dalej. Odkopano więc jej zwłoki po raz drugi i spalono na stosie. Dopiero to spowodowało, że Brodka się uspokoiła i ludzie mogli wreszcie spokojnie przejeżdżać przez rozstaje bez obawy natknięcia się na widmo. Nie wiadomo dokładnie, gdzie znajdowały się rozstaje nawiedzane dawniej przez czarownicę – różne wersje opowieści podają różne miejsca. Kto wie, może dla niektórych szukanie dziwnego skrzyżowania dróg będzie interesującym zajęciem na weekend w Lewinie Kłodzkim.

Zombie w... XXI wieku

A teraz opowieść nie sprzed wieków, a całkiem współczesna. Od 2015 roku lokalne, dolnośląskie media obiegają relacje mieszkańców wsi Glinka w powiecie górowskim. Otóż od zakończenia II wojny światowej – do chwili obecnej – mają być oni atakowani przez... nazistowskie komando zombie. Owymi nieumarłymi ma być 27 zabitych w czasie II wojny światowej niemieckich żołnierzy. Mieli oni zginąć w kwietniu 1945 roku, po tym, gdy wpadli w ręce Armii Czerwonej – wszyscy zostali zabici strzałem w tył głowy. Ich ciała, w tajemnicy, zostały byle jak pochowane przy stodole, na końcu wioski. Od tego czasu mają regularnie straszyć mieszkańców wsi. Ukazują się ubrani w mundury, maszerując w zwartym szykiem. Sytuacji nie poprawiła nawet podobno ekshumacja szczątków przeprowadzona jesienią 2015 roku. Zastanawia fakt, że historia o „zombie z Glinki” zbiegła się z ponownym wybuchem gorączki „złotego pociągu” z kosztownościami i dziełami sztuki zrabowanymi przez Niemców w Polsce, który miał zostać ukryty na 65 kilometrze trasy kolejowej Wrocław – Wałbrzych (dla przypomnienia: poszukiwania zakończyły się fiaskiem). Na tych dwóch przykładach widoczne jest, że wszystkie niezwykłości związane z historią najnowszą do dziś żywo zajmują umysły kolejnych pokoleń mieszkańców Dolnego Śląska (i nie tylko).

Czytaj też:
Legendy polskie. Legenda o Bazyliszku. Jakie są korzenie jednego z najpopularniejszych warszawskich podań?
Czytaj też:
Gdzie w Polsce "straszy"? Kilka legend z polskich zamków i pałaców
Czytaj też:
Siali postrach w swoich czasach. 13 znanych i mniej znanych postaci starożytności

Źródło: DoRzeczy.pl