Krap został wówczas przekazany przez Armię Krajową pod opiekę dyrekcji holenderskich zakładów Philipsa przy ulicy Karolkowej w Warszawie. Zamieszkał w służbowym mieszkaniu na terenie fabryki, gdzie nudził się niemiłosiernie i obmyślał nowe plany ucieczki, w tym również w kierunku zbliżającej się od Wschodu Armii Czerwonej. Przebywał również w Laskach i Izabelinie, gdzie w czerwcu 1944 r. razem z mieszkańcami świętował utworzenie drugiego frontu w Europie. W tym czasie dostał też propozycję powrotu do oddziału AK, w którym został zaprzysiężony. Nie przyjął jej jednak. Spodziewał się walk z Rosjanami. Jako aliancki oficer znalazłby się wtedy w bardzo niekorzystnej sytuacji.
Kiedy wybuchło powstanie warszawskie, Krap pełnił funkcję zarządcy zakładów Philipsa. Większość kierownictwa ewakuowała się przed nadchodzącym frontem. W pierwszych dniach walk był świadkiem niemieckich okrucieństw na ludności cywilnej na Woli. Po kilkunastu dniach ewakuował się do Holandii razem z pozostałym holenderskim personelem fabryki.
Batalion Oranje
Nie oznaczało to wcale końca jego kłopotów. Po czterech latach zobaczył się z żoną i swoimi dwoma synami. Córkę, która urodziła się, kiedy przebywał w obozie jenieckim, zobaczył po raz pierwszy. Poszukiwany przez Niemców musiał się stale ukrywać i był nieustannie przerzucany pomiędzy konspiracyjnymi lokalami. 12 września przeniesiony został do domu w Oosterbeek niedaleko Arnhem. Pięć dni później zaczęła się operacja Market Garden.
Ze swojego balkonu mógł obserwować, jak tysiące spadochroniarzy i dziesiątki szybowców ląduje na niedalekich polach. Wkrótce zaczęły się walki pomiędzy Brytyjczykami z 1 Dywizji Powietrznodesantowej a Niemcami z II Korpusu Pancernego SS. Krap z kilkoma towarzyszami z konspiracji od początku starali się nawiązać kontakt z aliantami. Zorganizowali też oddział samoobrony, złożony z kilkunastu miejscowych Holendrów. Po wojnie został on szumnie nazwany Batalionem Oranje. Brytyjczycy jednak nie byli zbytnio zainteresowani współpracą ze świetnie znającymi okolicę i jej mieszkańców bojownikami.
Cztery dni po Brytyjczykach, na drugim brzegu Renu wylądowały główne siły polskiej 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Krap spotkał kilku Polaków w hotelu Hartenstein, gdzie mieściła się kwatera Brytyjczyków. Wkrótce jednak zostali oni zmuszeni przejść do obrony przed postępującymi Niemcami. Holender i jego ludzie opuścili aliantów i ponownie zeszli do podziemia.
Po zajęciu okolic Oosterbeek przez Niemców, część Brytyjczyków i Amerykanów z 82 Dywizji Powietrznodesantowej wycofała się za Ren pod osłoną polskich spadochroniarzy. Około pięciuset jednak nie zdążyło uciec z pułapki i ukrywało się przed nieprzyjacielem u miejscowych gospodarzy i w lasach. Spodziewając się dalszych walk, Niemcy przeczesywali okolicę, wysiedlając ludność cywilną. W nocy z 22 na 23 października przy pomocy miejscowego ruchu oporu przeprowadzono operację Pegasus. Ponad 100 żołnierzy przebrało się z powrotem w swoje mundury, i korzystając z ciemności, przemaszerowało pod lufami niemieckich karabinów maszynowych pięć kilometrów, które dzieliły ich od Renu. Amerykańskimi łodziami desantowymi przeprawili się na drugi brzeg rzeki. Jednym z ewakuowanych był Krap, który po ponad czterech latach wreszcie wydostał się spod niemieckiej okupacji.
Czytaj też:
Polskie sieroty odnalazły nowe życie na rajskiej wyspie
Oficerem wywiadu, który prowadził rutynowe przesłuchania przybyłych, okazał się przyjaciel Krapa z Colditz, któremu powiodła się ucieczka do Wielkiej Brytanii. Holender już nazajutrz znalazł się na Wyspach i wstąpił do holenderskiej marynarki.
Przez kilka miesięcy nie było dla niego żadnego przydziału. Rozczarowany Krap włóczył się po Londynie, nie bardzo wiedząc, co ze sobą począć. Spotkał Beera Kruiminka, któremu też udało się uciec z Warszawy i przez Paryż trafił do Anglii. Na rozmowę zaprosiła go też holenderska królowa Wilhelmina, ciekawa jego wojennych przygód. Podczas rozmowy monarchini zapytała go co sądzi o postawie holenderskich oficerów, którzy dali Niemcom słowo honoru, że zaprzestaną walki, a następnie uciekli do Anglii. Po tej rozmowie Krap postanowił, że poszuka przydziału tam, gdzie będzie mógł naprawdę walczyć z Niemcami.
Na swoją prośbę został przyjęty do Royal Navy i zamustrowany na holenderskim lekkim krążowniku "Van Heemskerck", obsadzonym teraz przez brytyjską załogę. W styczniu 1945 przeniesiono go na ciężki krążownik HMS "Berwick". Po wypełnieniu kilku misji na północnym Atlantyku, wraz z końcem wojny w Europie, Krap wrócił do marynarki holenderskiej. Japończycy ciągle okupowali Holenderskie Indie Wschodnie i tam właśnie został skierowany Krap. Sytuacja była niespokojna. Indonezja zadeklarowała niepodległość. Wybuchły walki z Holendrami. Los rodziców Krapa, którzy przebywali na Jawie, był nieznany. Znacznie później dowiedział się, że udało im się przeżyć wojenną zawieruchę.
W końcu przez Australię wrócił do Holandiii w maju 1946r. znalazł się
w Rotterdamie, gdzie zaczęła się dla niego wojna. Nie porzucił służby w Koninklijke Marine, był także doradcą tworzącej się marynarki wojennej Indonezji. W stan spoczynku przeszedł w 1958 roku w stopniu komandora. W 1981 roku ukazały się drukiem jego wspomnienia "Contra de Swastika". W 1985 roku został odznaczony Krzyżem Armii Krajowej. Zmarł w Wassenaar w Holandii w 1995 roku, pozostając dla Holendrów przykładem męstwa i bohaterstwa podczas II wojny światowej.
Grzegorz Janiszewski
Przy pisaniu artykułu wykorzystano wspomnienia Charlesa van der Krapa "Przeciw swastyce", Wydawnictwo Dolnośląskie 2011.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.