16 lat po przeprawie do Afryki flota wandalska zakotwiczyła u ujścia Tybru. W Wiecznym Mieście wybuchła panika, nikt nie myślał o obronie. Możnowładcy rzucili się do ucieczki, ich śladem podążył cesarz, został jednak rozpoznany przez zrozpaczony tłum i zlinczowany. Wandalowie ze spokojem obserwowali całe zamieszanie, a następnie bez walki wkroczyli do miasta. Papież Leon I uzyskał wprawdzie zapewnienie nieprześladowania ludności, ale na tym się skończyły rzymskie sukcesy. I pomyśleć, że mury Rzymu były potężne, nie brakowało broni, a potencjalnych obrońców było wielu. Nikt jednak nie myślał o walce, nikt nie próbował przeciwstawić się intruzom.
Wandalowie pozostali w Wiecznym Mieście przez dwa tygodnie. Nie było żadnych podpaleń, dewastacji czy niepotrzebnego rozlewu krwi. To było dla Genzeryka zbyteczne, w planowy sposób zamierzał zrabować wszystko, co było tego warte. Nie spieszył się i miasto ogołocono z niemal wszystkiego – rabowano posągi, obrazy i posadzki. Łupem Wandalów padły skarby zrabowane przed wiekami w Świątyni Jerozolimskiej: słynny siedmioramienny świecznik, skrzynia na księgi, stół ofiarny. Zabrano nawet złocony dach ze świątyni Jowisza na Kapitolu, ograbiono z bogatych sprzętów kościoły. I w pewnym sensie zamknęło się koło historii, przez wieki Rzymianie ściągali do stolicy wszystko, co miało jakąkolwiek wartość, a teraz sami padli ofiarą grabieży.
Genzeryk dobrze wiedział, czego chce, nie interesował go rabunek dla samego zniszczenia. Jego podwładni postępowali w sposób jak najbardziej planowy, zabierali to, co mogło się przydać w ich afrykańskim państwie. Poza kosztownościami i dziełami sztuki interesowali się ludźmi i niewyłącznie pięknymi kobietami. Urządzili wielkie polowanie na dobrych rzemieślników, fachowców w dziedzinie wytwórczości. I skutki tego Rzym odczuł bardziej niż utratę skarbów.
Czytaj też:
Bitwa w Lesie Teutoburskim. Zagłada trzech legionów
Zachowanie Wandalów w zdobytym mieście ilustruje, jak bardzo Germanie zmienili się w ciągu ostatniego półwiecza. To nie były już hordy bezmyślnych barbarzyńców. Wieczne Miasto rabował lud mający swoją ojczyznę i dbający o jej przyszłość. Grabież Rzymu była sterowana, Wandalowie stali się sprawnym narzędziem w rękach mądrego władcy. I tylko paradoks historii sprawił, że w pamięci pozostali jako symbol bezmyślnej destrukcji, bezrozumnej niszczycielskiej siły.
Sto lat germańskiej Afryki
Splądrowanie Rzymu było ogromnym sukcesem Genzeryka, władca uzyskał środki na prowadzenie aktywnej polityki. Niebawem flotylle wandalskie opanowały wyspy zachodniego basenu Morza Śródziemnego i afrykańskie państwo stało się najważniejszym podmiotem politycznym regionu. A jedną z najważniejszych zdobyczy króla była trójka jeńców przywiezionych do Kartaginy, w ręce zdobywców dostały się wdowa po Walentynianie III i obie jego córki.
Władza rzymska na zachodzie dogorywała, ale losem cesarskiej rodziny zainteresował się dwór w Konstantynopolu. Genzeryk był jednak zbyt potężny, aby przejmować się takimi drobiazgami. Ostatecznie po kilku latach odesłał na wschód wyłącznie wdowę po cesarzu i jedną z córek. Druga natomiast poślubiła Huneryka. Siedem lat po odesłaniu do Konstantynopola pań z rodziny cesarskiej potężna ekspedycja bizantyjska zagroziła istnieniu germańskiego państwa. Jednak Genzeryk był doświadczonym wodzem i politykiem, wyszedł z zagrożenia obronną ręką. Zawarty ostatecznie pokój sankcjonował status quo i przetrwał kilkadziesiąt lat.
Czytaj też:
Budowa imperium perskiego. Cyrus naprawdę Wielki
Skarby zdobyte podczas plądrowania Rzymu podniosły niewątpliwie i tak już wysoki standard germańskich zdobywców. Powoli zaczęli się oni wtapiać w miejscowe otoczenie, zanikał ich język (w powszechnym użyciu była łacina), a następne pokolenie porzuciło fryzury i stroje ojców (niepraktyczne w miejscowym klimacie). Przemiana była tak wyraźna, że archeolodzy badając groby z tego okresu, czasami nie potrafili odróżnić, w których pochowani zostali zdobywcy, a w których pokonani. Waleczni wojownicy przyzwyczaili się do życia w luksusie, groźni najeźdźcy przemienili się w zniewieściałych sybarytów, co po kilku pokoleniach przyniosło opłakane skutki.
Kres Wandalów
Genzeryk zmarł w styczniu 477 r., a jego następcy zupełnie zarzucili myśl o ekspansji. I jak często w takich sytuacjach bywa, pojawiły się konflikty wewnętrzne. Państwo rozdzierała rywalizacja o tron, do czego przyczyniało się dziwaczne prawo sukcesyjne. Władzę dziedziczono na zasadzie senioratu, a następcą zmarłego króla był najstarszy przedstawiciel dynastii. Poza tym niektórzy następcy Genzeryka byli fanatykami religijnymi i prześladowali katolików.
Gdy niespełna 60 lat po śmierci Genzeryka w Afryce wylądował bizantyjski korpus ekspedycyjny, państwo Wandalów błyskawicznie się załamało. Germańscy wojownicy po dwóch porażkach zrezygnowali z dalszego oporu, a Gelimer, ich ostatni król, zbiegł z pola bitwy. Ostatecznie poddał się Biznantyjczykom i resztę życia spędził w ofiarowanej mu posiadłości cesarskiej w Azji Mniejszej. Zapewne jego pradziadek, Genzeryk, przewracał się w swoim afrykańskim grobie…
Ostatnie wzmianki o Wandalach źródła zanotowały zaledwie kilka lat po klęsce. Ten niegdyś potężny lud zniknął zupełnie z kart historii, ci, którzy nie polegli, zostali deportowani, inni ratowali życie, rozpraszając się po świecie. I pozostała po nich tylko nazwa krainy w Hiszpanii oraz właśnie „wandalizm”…
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.