Julian Tuwim. Ile słów, tyle łgarstw
  • Krzysztof MasłońAutor:Krzysztof Masłoń

Julian Tuwim. Ile słów, tyle łgarstw

Dodano: 

Niestety, na serio zabrał się za tę ostatnią sam poeta.

Z burżujską swołoczą

„Moi nowi przyjaciele są to pp.: Guzal (ślusarz), Gardecki i Szpulecki (piekarze), Mielus (tkacz), Kucharski (szewc), Krasowski (krawiec), Haracz (górnik), Trzewiczek (giser) – i dużo innych. Ile w nich dobroci, szlachetności, prostoty, krystalicznego charakteru, jasnego sądu o sprawach! A jacy są polscy! Po 20–30 lat siedzą w Ameryce, a mówią, wyglądają i czują, jakby dopiero co wyszli z chaty w Lubelskiem, Kieleckiem czy Łomżyńskiem albo z łódzkiej fabryki! Mają ciężkie, szorstkie ręce i dobre, uczciwe oczy. Niejedno z nich przejdzie w Dziewierskiego. Irenko! Miliony tych ludzi czeka w Polsce na wyzwolenie – do nich świat będzie należał, bo powinien należeć. W tej rudzie jest szczere złoto. I cóż ja o nich wiedziałem – ja, który przez jakąś tragiczną pomyłkę (za którą i osobiście ciężko odpokutowałem) pętałem się i zapijałem z generałami, ministrami, wojewodami, z burżujską swołoczą [...]” – donosił siostrze z Ameryki w marcu 1942 r.

A pod koniec roku 1941, w Stanach Zjednoczonych, wziął udział w zakonspirowanym zebraniu zorganizowanym przez Sekcję Polską Kongresu Słowian Amerykańskich, czyli w istocie komunistyczną jaczejkę. W spotkaniu tym uczestniczyli także m.in. polonijni działacze komunistyczni: Leon Krzycki, Wojciech Harach, Bolesław Gebert. Wkrótce potem poeta zaczął współpracować z nieformalną grupą skupioną wokół prof. Oskara Langego. „Podejmuje – stwierdza w tuwimowskim kalendarium prof. Janusz Stradecki – programowo na terenie USA działalność agitacyjno-propagandową na rzecz przyszłego Związku Patriotów Polskich w Moskwie, a następnie na rzecz programu PPR w kraju oraz poparcia dla Armii Ludowej i Krajowej Rady Narodowej”. A „zabierając głos w czasie spotkania, Tuwim ze wzruszeniem wspomina dawnych znajomych, a obecnych działaczy na terenie ZSRR – Wandę Wasilewską i Janinę Broniewską”.

Budzi się nowa religia

Tego wątku nie podejmuję się rozwijać. Myślę, że jesteśmy dosłownie w przededniu ujawnienia dokumentów świadczących, niestety, o tym, że „nawrócenie” poety na komunizm nie wynikało wyłącznie z jego idealizmu i naiwności. A, swoją drogą, warto zacytować jeszcze list Juliana Tuwima do siostry Ireny (za książką Piotra Matywieckiego „Twarz Tuwima” (Warszawa 2007, W.A.B.). Sam nie wiem, co bardziej należy tu podziwiać – niewiedzę, głupotę czy złą wolę: „Twoje słowa o Rosji są trafne i mądre: patos i wielkość. Tak. Ale nie to jest najważniejsze. Patos i specyficzna »wielkość« jest i w fanatyzmie hitlerowców. W Rosji, moim zdaniem, stały się rzeczy większe i ważniejsze: przewrót rosyjski, gdyby go uosobić, porównałbym do Kolumba – rewolucja odkryła tam nowy, nieznany ląd, rozwiązała sławetną »zagadkę« »rosyjskiego Sfinksa«. Jak Ameryka (przewspaniały kraj w istocie rzeczy! tj. gdy pominiemy pewne zjawiska, o których teraz nie będę mówił) dała swą rewolucją nową formę współżycia ludzi na ziemi, tworząc z dziesiątków ras nowy naród (pomyśl, co za wspaniałe zjawisko!), tak Rosja połączyła sto kilkadziesiąt narodów w jeden nowy: »sowieckij narod«. Jak Ameryka powstała na gruzach europejskich feudalizmów, tak Rosja na gruzach nacjonalizmów. Nie znaczy to bynajmniej, aby wynaradawiała te narody. Każdy z nich, czerpiąc siły ze swych plemiennych właściwości, tradycji, kultury, wlewa je do olbrzymiej, wspólnej rzeki dobra powszechnego. Faszyzm dzieli, różniczkuje, egoizuje, gdy ustrój sowiecki (zwany dla wygody »totalitarnym« lub »komunistycznym« – dla wygody jego wrogów oczywiście) łączy, zespala, altruizuje. Zarzuca mu się krwawy terror. Nie przeczę: szedł on ku swemu celowi krwawymi drogami. Ale przepraszam: kto w historii szedł innymi? Ci, co powtarzają utarty slogan o »ideałach Francuskiej Rewolucji«, którymi Europa rzekomo żyła przez ileś tam lat, zapominają, że się te ideały fabrykowało za pomocą gilotyny. [...] Dalej: rośnie w tych ludach nie egoizm plemienny, jakeśmy to w Europie widzieli, ale uniwersalizm (nie mieszać z kosmopolityzmem itp. głupstwami), rośnie szacunek dla człowieka – nie dla pasożytów, egoistów i szkodników oczywiście – ale dla człowieka pracy i dobrej woli. Budzi się tam nowa religia CZŁOWIECZEŃSTWA (nie mieszać z »ludzkością«, która jest terminem liczbowym, zewnętrznym). – Pomijam w tych paru uwagach [...] sprawę »kapitalizmu«, »socjalizmu« itd. Ani się na tych rzeczach dostatecznie nie znam, ani wywodów »znawców« dostatecznie nie rozumiem, aby o nich pisać. Bo nie to jest dla mnie najważniejsze, jeżeli o Rosję chodzi. Najdonioślejszym zjawiskiem jest tam etyczna, moralna, duchowa przemiana. Poeta Błok postawił na czele oddziału czerwonogwardzistów »Chrystusa« [...]. Moim zdaniem, żaden naród nie jest tak »dogłębnie« chrześcijański, w najistotniejszym tego słowa znaczeniu, jak rosyjski. I żaden (choć obecnie wygląda to inaczej, ale tylko pozornie) nie szanuje tak jednostki ludzkiej, indywidualności, człowieka. Może jeszcze jeden – angielski. Ale tam, myślę, nie ma to tak głębokiego podkładu duchowego, religijnego; raczej społeczny. – Długie lata trwało rosyjskie »bogoiskatielstwo«. Kto wie, czy się oni właśnie teraz nie dokopali do swego boga – człowieka i jego praw na ziemi”.

Cóż to za kanalie!

Podobne bzdury głosić będzie jeszcze wielokrotnie, także w Polsce, do której powróci z wojennej tułaczki witany przez nowe władze z wszelkimi należnymi i nienależnymi honorami. Jako swój człowiek. Będzie się za to odwdzięczał i wdzięczył. W „Dzienniku bez samogłosek” Aleksander Wat wspomni takie oto „poniżenie literatury polskiej”: „Do Warszawy raczył przyjechać Surkow [przewodniczący sowieckiego związku pisarzy – przyp. K.M.]. Obecność obowiązkowa. Aktyw partyjny naradza się: czy sala ma powstać, czy tylko przywitać gościa gorącymi oklaskami. [...] Putrament zdecydował, że wystarczy klaskać – dbał o godność pisarstwa polskiego. Zamykam oczy i widzę: [...] Sala klaszcze gorąco, ale z pierwszego rzędu zrywa się wielki poeta polski, podbiega do grafomana-czekisty i w ekstazie klaszcze mu przed samym nosem”.

Zwątpi w „nową wiarę” jeden jedyny raz, i to na krótko. 17 kwietnia 1943 r. w liście do siostry odnosi się do wiadomości o zbrodni katyńskiej:

Miałem zamiar dużo jeszcze napisać, ale straszliwa pogłoska o zamordowaniu oficerów wstrząsnęła mną tak okropnie, że nie mogę. Wszystko, co napisałem na poprzednich stronicach tego listu i w innych moich listach do Ciebie, może się okazać bełkotem idioty i poglądami ślepca (jeżeli chodzi o stosunki polsko-rosyjskie i moje nadzieje na ich pomyślny rozwój; przecież mnóstwo miejsca i żaru, i wiary poświęcałem tej sprawie w listach do Ciebie!). Jeżeli się to zwali – przysypią mnie te gruzy tak, że nikt nie odkopie.

„Można być pewnym – komentuje ten list Piotr Matywiecki – że nowi przyjaciele komunistyczni zaraz wyjaśnili mu wszystko wedle sowieckiej wersji – że winni są Niemcy. A on ślepo uwierzył. Czy jednak można mu się dziwić, jeśli wersję sowiecką podtrzymywała duża część prasy alianckiej?”.