Julian Tuwim. Ile słów, tyle łgarstw
  • Krzysztof MasłońAutor:Krzysztof Masłoń

Julian Tuwim. Ile słów, tyle łgarstw

Dodano: 

A jednak dziwić się nie przestanę. Także temu, co autor „Balu w operze” napisał po śmierci Stalina w „Przekroju”: „Długie są dzieje nasze – dzieje rodu człowieczego na ziemi – a nie było jeszcze żałoby tak powszechnej, tak boleśnie w zbiorowym sercu ludzkości wezbranej, jak po Nim – pierwszym tej ludzkości obywatelu”. Lechoń, cytując to zdanie Tuwima, a także żałobne pienia Marii Dąbrowskiej i Kazimierza Koźniewskiego, dał upust furii, nie zważając na to, że jego obelgi dotyczą, było nie było, eksprzyjaciela: „I to wszystko piszą Polacy o człowieku, który kazał zamordować polskich jeńców wojennych, zabrał połowę polskiego państwa, dopomógł do zburzenia Warszawy, zesłał na Sybir miliony Polaków, który doszedł do władzy po trupach najbliższych sobie ludzi, wymordowanych zdradziecko, który był tryumfującym Gradiuszczym Chamem!

Cóż za podłość, cóż za tchórzostwo, cóż to za kanalie!”.

Żryj, ile chcesz

Polityczne pomyłki, a w końcu i narodowe zaprzaństwo, mogą jednak mieć się nijak do rangi twórczości artysty. Tyle że i w tej kwestii trudno pozbyć się niejakich wątpliwości.

Tuwim jako autor, na przykład liryków miłosnych adresowanych do swej przyszłej żony – Stefanii z domu Marchew, bywał nieznośnie młodopolski, napuszony, śmieszny. A w przypisywanym Stefanowi Żeromskiemu powiedzeniu: „Ależ ten Tuwim wgryzł się w język polski, tak się wgryzł, że aż się przegryzł na drugą stronę” jest wiele słuszności. Po 1939 r., wyłączywszy fragmenty „Kwiatów polskich”, nie potwierdzał, że był wielkim poetą, a raczej poetyckim kuglarzem i na pewno wybitnym kabareciarzem. W końcu najlepiej wychodziły mu skecze, blackouty i piosenki. Jeśli chodzi o te ostatnie, to namnożyło się ich wiele lat po śmierci poety. Sięgali po nie Ewa Demarczyk i Czesław Niemen, Skaldowie i Marek Grechuta... „Grande Valse Brillante” i „Przy okrągłym stole” („Tomaszów”), „Zadymka” i „Zobacz, ile jesieni”, „Miłość mnie szuka po mieście” i „Zawieja”, „Wspomnienie” i „Jeżeli”. Tyle pięknych piosenek...

Czytaj też:
Mit Hłaski. Boleśnie piękne urojenia pisarza

Już jednak „Kwiaty polskie” zasługują na najwyższe uznanie; w końcu miejscami to poemat arcydzielny. Jednak miejscami – powie ktoś i będzie miał rację – obrzydliwy. Na akademiach szkolnych – jak Polska długa i szeroka – deklamowało się przez lata (i deklamuje nadal) fragment „Kwiatów”... zaczynający się od słów: „Chmury nad nami rozpal w łunę”..., a kończący zdaniem: „Każda niech Polska będzie wielka”. Zapomina się jednak o dalszym ciągu i tych słowach ciężkich niczym kamienie:

Wtłoczonym między dzicz niemiecką
I nowy naród stu narodów –
Na wschód granicę daj sąsiedzką,
A wieczną przepaść od zachodu.
Dłonie twe, z których krew się toczy,
Razem z gwoździami wyrwij z krzyża
I zakryj, zakryj nimi oczy,
Gdy się czas zemsty będzie zbliżał.
Przyzwól nam złamać Zakon Pański,
Gdy brnąć będziemy do Warszawy
Przez Tatry martwych ciał germańskich,
Przez Bałtyk wrażej krwi szubrawej.

Gdyby ktoś miał pytania, inwokacja ta skierowana jest oczywiście do Boga. Inną, w tych samych „Kwiatach”..., kieruje poeta do... psów, warszawskich zresztą:

Niechaj w was wściekłe piany wzbiorą
I hurmem w trop zdyszaną sforą,
W trop, kiedy z Polski będą dymać
I tylko pludry w garści trzymać!
O cegły gruzów kły wyostrzcie
I o zbielałe ludzkie koście,
A gdy ich dopadniecie – skoczcie
Do grdyk, brytany, do gardzieli!
Ostrymi kłami wgryźć się, szarpnąć,
Do grdyk, wilczyce! A pazury
W ślepia! By nawet nie mrugnęli.
A powalonych niech opadną
Wojska pomniejszych psów – mścicieli,
Niech ich poszarpią na kawały,
Żeby i matki nie wiedziały,
Gdzie szukać rozwłóczonych cząstek!...


Bo nasze – też nie znajdowały
Główek swych dzieci, nóżek, piąstek...

Niezależnie od martyrologii narodu polskiego i żydowskiego, bez względu na śmierć matki poety z rąk hitlerowców, ta poezja żenuje. A stan ducha Juliana Tuwima oddają słowa jego listu do siostry z sierpnia 1941 r.: „Straszliwy, Irusiu, będzie los niemieckich matek w dniu Sądu i Kary. Te suki zbrodniczych szczeniąt wyć będą i zdychać z głodu – w klatkach. A przed klatką postawi się synów. A przy synach – kosze pełne jedzenia. I nie wolno będzie synowi ani kęsa rzucić zdychającej z głodu matce. Sam – owszem – żryj, ile chcesz. Ale gdybyś choć kromkę chciał dać przez kratę krzyczącej z głodu matce – kula w łeb”.

Nie jestem pewny, czy 60. rocznica śmierci jest wystarczającym powodem do ogłoszenia roku Tuwimowskiego, zwłaszcza że kogo jak kogo, ale poetów zapomnianych jest u nas dostatek. Daleko nie szukając i wśród poetów Skamandra, o których Czesław Miłosz pisał, że „nigdy nie było tak pięknej plejady”, wciąż obowiązują ustalone w latach komuny proporcje rzekomych zasług i win. Na skutek tego przecenieni zostali Julian Tuwim i Jarosław Iwaszkiewicz, niedocenieni zaś Jan Lechoń oraz Kazimierz Wierzyński i kompletnie wyrugowany z literackiej pamięci Stanisław Baliński.

O ich urojonej wielkości i małości decydował stosunek do komunizmu. I decyduje dalej – ćwierć wieku po tym, jak tamten system, podobno, sczezł.

Artykuł został opublikowany w 9/2013 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.