Wtedy zaczął się cykl niefortunnych zdarzeń, które przesądziły o klęsce Konfederacji, a w których jedną z kluczowych ról odegrał Krzyżanowski. Gen. Ewell opacznie zrozumiał wydany z południową galanterią rozkaz gen. Lee, aby zaatakować Wzgórze Cmentarne i zaprzestać pościgu. Żołnierze XI Korpusu przez noc porządnie się tam okopali i ustawili działa na pozycjach. Linia Armii Potomacu przybrała teraz kształt „haczyka na ryby” opartego o wzgórza, w którego najbardziej wrażliwym miejscu – zagięciu – zajął pozycję Krzyżanowski ze swoją brygadą.
Następnego dnia, jeden z federalnych „politycznych generałów” - dzielny furiat irlandzkiego pochodzenia Daniel Sickles, niezadowolony z trudnego do obrony miejsca zajmowanego przez swój III Korpus, wbrew rozkazom wysunął go na pozycje w brzoskwiniowym sadzie, daleko przed główną linią obrony Unii. Zmusiło to gen. Lee do zmiany szyków i atakowania tzw. eszelonami. Do walki miały być rzucane kolejne brygady, zaczynając od lewej flanki przeciwnika. Konfederacki dowódca liczył na to, że ostrożny i niedoświadczony na stanowisku dowódcy armii gen. Meade w odpowiedzi przerzuci na skrzydło większość swoich sił, odsłaniając miejsce dogodne do przełamania linii obrony. Atak eszelonami wymagał jednak dużej precyzji i synchronizacji w rzucaniu do walki kolejnych oddziałów. Tego zabrakło. Rozgorzały zacięte walki. Lewą flankę Unii ocalił wykładowca akademicki - pułkownik Joshua Chamberlain, rozpaczliwie broniąc wzgórza Little Round Top, a w końcu - kiedy zabrakło amunicji - prowadząc swoich żołnierzy z 20 pułku z Maine do walki na bagnety.
Jeden z najlepszych dotychczas dowódców dywizji Konfederacji gen. A.P. Hill kompletnie nie poradził sobie na stanowisku dowódcy Korpusu. Jego dwaj podwładni – Posey i Mahone w decydującym momencie nie wsparli ataku, biernie obserwując jak ich koledzy wykrwawiają się w ogniu gwintowanych karabinów i dział.
Ostatnią szansą gen. Lee na wygraną było zrolowanie prawej flanki Armii Potomaku na Wzgórzu Cmentarnym. Po zmroku do walki ruszyła słynna brygada „Tygrysów z Luizjany” gen. Harry’ego Haysa i Brygada Północnej Karoliny gen. Isaac’a Avery’ego. Mimo że atakowały w ciemnościach i pod górę, udało im się przepędzić ze szczytu broniące go resztki brygady płk von Gilsy. Południowcy dotarli do baterii armat, gotowi odwrócić je i rozpocząć ostrzał unijnych pozycji. Zaczęła się zacięta walka wręcz, przeplatana angielskimi, polskimi i niemieckimi okrzykami. W ruch poszły bagnety, kolby i wyciory od armat. Bateria kilkukrotnie przechodziła z rąk do rąk. Sprawę rozstrzygnęli żołnierze 2. Brygady, poprowadzeni do boju przez Krzyżanowskiego. Konfederaci musieli się wycofać.
Czytaj też:
Santo Domingo – wyspa tylko dla Polaków, Niemców i czarnoskórych
3 lipca gen. Lee podjął decyzję o przeprowadzeniu desperackiego frontalnego szturmu na pozycje Unii. Konfederaci mieli przejść prawie dwa kilometry pod ostrzałem z karabinów i dział, pokonując po drodze liczne nierówności terenu i drewniane płoty. Znowu zawiedli dowódcy. Dotychczas znakomicie sobie radzący „koń roboczy” generała Lee, James Longstreet obraził się i nie przyłożył do wykonania planu, którego nie akceptował. Agresywny duch generałów Hilla i Ewella rozpłynął się gdzieś w prochowym dymie, gęsto pokrywającym pole bitwy. Podobnie jak marzenia o prezydencie Lincolnie błagającym o pokój po przegranej na własnej ziemi rozstrzygającej bitwie.
Administrator Alaski
Po bitwie pod Gettysburgiem gen. Krzyżanowski ze swoim oddziałem skierowani zostali na front zachodni, biorąc udział w kampanii pod Chattanoogą. Potem oddział pełnił służbę tyłową, zabezpieczając linie kolejowe Nashville-Chattanooga podczas ofensywy gen. Shermana na Atlantę. Krzyżanowski w marcu 1865 r. został awansowany do stopnia generała brygady, a po zakończeniu działań wojennych w październiku 1865 r. wraz z całym 58. pp zdemobilizowany.
Po wojnie znalazł zatrudnienie jako agent rządu Stanów Zjednoczonych. Był jednym z negocjatorów kupna Alaski w 1867 r., co okazało się bodaj najgorszym interesem w historii carskiej Rosji. Przez pewien czas był również administratorem na tym terytorium. Nie był natomiast – jak głosi popularna legenda – pierwszym jego gubernatorem.
Potem osiadł w San Francisco w Kalifornii, gdzie prowadził tawernę. Częstym gościem był tam podróżujący po Stanach Zjednoczonych Henryk Sienkiewicz. Pisarz spotkał tam kilku polskich weteranów, którzy raczyli go swoimi opowieściami. Wojenne historie z czasów wojny secesyjnej, w wyobraźni Sienkiewicza stawały się kanwą przygód Kmicica, Wołodyjowskiego i Zagłoby. Pisarz w tawernie spotkał zresztą jednego
z protoplastów Zagłoby – kapitana Rudolfa Korwina Piotrowskiego - weterana powstania listopadowego i amerykańskiej wojny domowej.
W San Francisco Krzyżanowski wykorzystując swoje koneksje zorganizował również amerykański debiut Heleny Modrzejewskiej, otwierając jej drzwi do oszałamiającej, amerykańskiej kariery. Prowadził też ożywioną działalność wśród Polonii amerykańskiej.
Po śmierci żony, schorowany przenosi się do Nowego Jorku. Ciągle tęskni
za ojczyzną. Jak napisze w swoich wspomnieniach: „Dla mnie milszy byłby dzisiaj najskromniejszy domek w Polsce, jak najwspanialsze pałace tutaj”.
Umiera 31 stycznia 1887 r. W 50. rocznicę śmierci, w październiku 1937 r. jego prochy zostają z wojskowymi honorami przeniesione na Cmentarz Narodowy w Arlington. Z tej okazji orędzie radiowe wygłasza prezydent Franklin D. Roosevelt, a w Polsce Ignacy Mościcki.
W przedwojennej Polsce nazwisko gen. Krzyżanowskiego wymieniane było na równi z Kościuszką i Pułaskim. Po wojnie komuniści skazali go na zapomnienie jako amerykańskiego generała i człowieka, który udaremnił rosyjskie plany ekspansji na trzeci kontynent. Do dzisiaj rosyjskie źródła oskarżają Generała o udział w „polskim spisku”, który doprowadził do sprzedaży „Rosyjskiej Ameryki”.
W Polsce pamięć o oddziale gen. Krzyżanowskiego i o nim samym kultywuje grupa rekonstrukcyjna 58. Ochotniczego Regimentu z Nowego Jorku i Fundacja imienia Generała. Z ich inicjatywy w czerwcu 2016 r., w związku ze zbliżającą się 130. rocznicą śmierci bohatera w miejscu jego narodzin – Rożnowie k. Obornik Wlkp. została uroczyście odsłonięta tablica pamiątkowa upamiętniająca tę wielką, a niesłusznie zapomnianą postać. W okrągłą rocznicę urodzin - miejmy nadzieję - stanie tam jego pomnik.
Grzegorz Janiszewski
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.