Żydowski lekarz Hitlerów
  • Adam TycnerAutor:Adam Tycner

Żydowski lekarz Hitlerów

Dodano: 

Jednak naziści wciąż rośli w siłę. „Ponieważ nie wolno było nosić mundurów nazistowskich, lokalni narodowi socjaliści wzięli się na sposób i wkładali własny znak rozpoznawczy: białe skarpety – wspominał Bloch. – Do kurtek przypinali małe, polne kwiatki podobne do stokrotek, a na święta Bożego Narodzenia palili w domach niebieskie świece”. Na grobie Klary Hitler zaczęły pojawiać się flagi ze swastykami. Rozpoczęły się bojkoty żydowskich sklepów. Bloch zaczął zauważać, że ma coraz mniej pacjentów. „Nienawiść głoszona przez nazistów znajdowała pozytywny oddźwięk przede wszystkim u młodych ludzi – wspominał. – Ci nie chcieli być leczeni przez żydowskiego lekarza”.

Jednak Blochowi, podobnie jak innym austriackim Żydom, wydawało się, że nie są szczególnie zagrożeni. Tak jak wielu Austriaków wierzył, że ani lokalni naziści, ani Niemcy nie zdołają obalić reżimu Schuschnigga, który opierał się na mocnym sojuszu z Włochami Mussoliniego. Poza tym do Blocha docierały wieści o tym, że Hitler wciąż o nim pamięta. „Hitler często zapraszał swoich wiernych z Górnej Austrii do letniej rezydencji w Obersalzbergu, położonej na granicy salzbursko-bawarskiej, do której z łatwością można było dotrzeć z Linzu – pisał we wspomnieniach. – Na jednym z takich spotkań zadał pytanie: »Jak się czuje mój stary, dobry doktor Bloch? Nadal prowadzi gabinet? Tak, to wyjątkowy szlachetny Żyd. Gdyby wszyscy Żydzi byli tacy, kwestia żydowska w ogóle by nie istniała«. Wśród moich pacjentów było oczywiście wielu nielegalnych członków partii i to oni przytoczyli słowo w słowo wypowiedź Führera”.

Określenie „szlachetny Żyd” było wówczas stosowane przez wielu członków partii nazistowskiej, którzy chcieli uchronić przed prześladowaniami jakiegoś konkretnego żydowskiego znajomego, którego cenili. Bloch czuł się jednak szczególnie wyróżniony. „To niebywałe i w pewnym sensie dla mnie pochlebne, że przynajmniej w jednym osobniku mojej rasy Hitler dostrzegł coś dobrego” – opowiadał po latach.

Pod specjalną ochroną gestapo

Na początku 1938 r. kanclerz Schuschnigg, poddany ogromnej presji ze strony dążących do Anschlussu Niemiec i austriackich nazistów, podjął ostatnią próbę ratowania niepodległości Austrii. 13 marca miało odbyć się referendum, w którym Austriacy mieli zadecydować o przyszłości kraju. Nigdy do niego nie doszło. 12 marca Wehrmacht wkroczył do kraju. Jeszcze tego samego dnia w Linzu, „ojczystym mieście Hitlera”, odbyła się defilada z udziałem Führera. Wódz III Rzeszy przejeżdżał pod oknami Blocha. „Hitler stał w otwartym samochodzie i pozdrawiał tłumy, kłaniając się na wszystkie strony, także w kierunku mojego okna – pisał we wspomnieniach. – Myślałem, że jego gest dotyczy nie mnie, lecz sąsiadki, jego zagorzałej zwolenniczki. Następnego dnia powiedziano mi jednak, że to właśnie ja zostałem tak »zaszczycony«, bo zaraz po przybyciu do ratusza Führer zapytał o mnie”.

Adolf Hilter przemawia w centrum Wiednia, 15 marca 1938 r.

Już następnego dnia zaczęły się aresztowania komunistów, monarchistów, Żydów i wszystkich innych „wrogów III Rzeszy”, których wysyłano transportami do obozów w Dachau i Buchenwaldzie. Żydowscy znajomi Blocha, lekarze, prawnicy, nauczyciele i przedsiębiorcy znikali jeden po drugim. Blochowi udało się uniknąć jakichkolwiek nieprzyjemności. W pierwszych tygodniach po Anschlussie gwarancją zachowania wolności stał się dla niego artykuł z nazistowskiej „Völkische Zeitung”, w którym była sąsiadka Hitlera opowiadała, że „lekarz z Linzu, doktor Bloch, zajmował się panią Hitler w sposób zupełnie wyjątkowy, pielęgnując ją fachowo i z wielkim oddaniem mimo jej beznadziejnego stanu”. Gdy do jego mieszkania przyszli mieszkający po sąsiedzku naziści, by wyłudzić groźbami pieniądze, Bloch odczytał im po prostu odpowiednie fragmenty tekstu. Szybko został objęty specjalnym statusem. Przyglądał się, jak miejscowym Żydom odbierano paszporty i kazano im umieszczać żółte kartki z napisem „Jude” na sklepach i drzwiach mieszkań.

Z wyjątkiem zarekwirowania starych pocztówek od Hitlera Blocha nie spotkały ze strony gestapo żadne nieprzyjemności. Gestapowcy namierzali w tym czasie wszystkich żydowskich znajomych Hitlera z dawnych lat i odbierali im wszystkie przedmioty jakkolwiek związane z Führerem. Bloch został otoczony specjalną opieką gestapo. Nie wiedząc, jak poradzić sobie ze specjalnie uprzywilejowanym Żydem, gestapowcy zaproponowali mu status „honorowego aryjczyka”. Bloch kategorycznie odmówił przyjęcia go. „Bardzo często zdarzało się, że pacjenci czy znajomi, spotykając mnie na ulicy, nie chcieli mnie urazić hitlerowskim powitaniem, nie chcieli mnie też mijać bez słowa – wspominał. – Znaleźli rozwiązanie i wyciągając po nazistowsku rękę, wołali: »Heil Doktor Bloch«. Sytuacja doprawdy komiczna”.

Jednak codzienność w rządzonym przez nazistów Linzu nie była wesoła. W czasie nocy kryształowej wprawdzie obyło się tu bez ofiar śmiertelnych, ale wielu Żydów aresztowano i zesłano do obozów, spłonęły również żydowskie sklepy oraz synagoga, w której Bloch modlił się za matkę Hitlera.

Mijały kolejne miesiące, a sytuacja Blocha i jego rodziny się nie zmieniała. Niemcy napadły na Polskę, Francja skapitulowała, a żydowski lekarz wciąż tkwił w Linzu coraz bardziej osamotniony. Wszyscy znajomi i krewni albo wyjechali, albo siedzieli w więzieniach i obozach. W końcu również Bloch zdecydował się wyjechać. Przez okupowaną Francję, Hiszpanię i Portugalię przedostał się do USA, gdzie z miejsca zainteresowali się nim dziennikarze oraz amerykański wywiad.

Artykuł został opublikowany w 3/2014 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.