Polscy schutzmanni przeciw Ukraińcom

Polscy schutzmanni przeciw Ukraińcom

Dodano: 
Szkoła policji polskiej (granatowej) w Nowym Sączu
Szkoła policji polskiej (granatowej) w Nowym Sączu Źródło: fot. NAC
Batalion 202. bronił polskiej ludności cywilnej przed UPA. Władze RP przestrzegały jednak przed wstępowaniem w szeregi takich jednostek. Obok Polaków w batalionie służyło także ok. 30 Niemców.

"Druga wojna światowa w świadomości polskiego społeczeństwa kojarzy się z bohaterską walką o niepodległość Rzeczypospolitej, jaką z okupantami toczyli żołnierze Związku Walki Zbrojnej/Armii Krajowej. Warto jednak pamiętać, że czasami nie mniejsze osiągnięcia, choćby na polu ochrony polskiej ludności cywilnej, miały złożone z Polaków niemieckie formacje kolaboracyjne. Jedną z nich był powstały latem 1942 r. 202. Batalion Schutzmannschaft, czyli policji pomocniczej" - pisze Arkadiusz Karbowiak w najnowszym numerze "Historii Do Rzeczy".

W dalszej części tekstu Arkadiusz Karbowiak tłumaczy, jak powstawały pierwsze jednostki „Schuma” (skrót od Schutzmannschaft). Operacja ta rozpoczęła się latem 1941 roku na bazie rozkazów Heinricha Himmlera. Niemcy stworzyli bataliony policyjne złożone m.in. z ochotników pochodzenia ukraińskiego, łotewskiego, białoruskiego, litewskiego i estońskiego. 202. Batalion miał być pierwszą stricte polską jednostką.

„W GG powstało 12 takich jednostek: poza wspomnianym polskim batalionem siedem ukraińskich o numerach 201, 203-208 i cztery kozackie o numerach 209-212. Organizacyjnie dwieściedwójkę, podobnie jak inne jednostki tego typu, podporządkowano Orpo (niewielka częsć batalionów Schuma działała pod auspicjami niemieckiej policji bezpieczeństwa – Sipo), natomiast odpowiedzialnością za sam werbunek obarczono Polnische Polizei nazywaną potocznie od koloru mundurów policją granatową” - pisze Arkadiusz Karbowiak.

„Wolne posady, Mężczyźni zdrowi, w wieku od 20-30 lat, mogą zgłaszać się o przyjęcie do Policji Polskiej”... - takie ogłoszenia zaczęły się wówczas pojawiać w polskojęzycznych gazetach w GG. Niemcy świadomie wprowadzali zgłaszających się w błąd. W związku z tym przymuszali ich do podpisania następującej deklaracji: „W wypadku, gdyby moje przyjęcie do polskiej (względnie ukraińskiej) Policji w Generalnym Gubernatorstwie nie mogło z powodu braku wolnych miejsc nastąpić, zgadzam się także na zatrudnienie mnie w polskiej Policji (Schutzmannschaften) na zajętych wschodnich obszarach (także d. obszarach rosyjskich)”.

Tak tłumaczył motywację wstępujących jeden z weteranów jednostki: „Batalion ten składał się przeważnie z ludzi młodych, w wieku lat 18-24, których po większej części ścigało gestapo za różne przekroczenia, jak ucieczka z Baudienstu lub Niemiec, paskarstwo, kradzieże, nie brakło też takich, którzy zgłosili się tu dlatego, że porzucili pracę, z której nie mogli wyżyć, i w następstwie groził im wyjazd na przymusowe roboty do Niemiec”.

Na początku 1943 roku batalion rozpoczął służbę na zapleczu frontu wschodniego Grupy Armii „Środek” w okolicy Borysowa. Niemcy używali go do walki z sowieckimi partyzantami. W maju 1943 roku batalion został przeniesiony z Białorusi na Wołyń. Polska ludność cywilna, terroryzowana przez ukraińską partyzantkę, wyrażała radość z powodu przybycia polskich policjantów.

Arkadiusz Karbowiak pisze w swoim tekście, że policjanci często brali udział w pacyfikowaniu ukraińskich wsi, dokonując wówczas nierzadko zbrodni na ukraińskiej ludności cywilnej. Z drugiej jednak strony, polscy policjanci konwojowali i ewakuowali zagrożoną eksterminacją UPA polską ludność.

W sumie ok. 2 tys. Polaków pełniło służbę w szeregach Schuma na Wołyniu. Administracja rządu RP na tych terenach ostro sprzeciwiała się jednak wstępowaniu do tych batalionów, grożąc „wykreśleniem z szeregów Narodu Polskiego” za mordowanie ukraińskich kobiet i dzieci.

Jak wyglądały akcje ewakuacyjne polskiej ludności i w jakich okolicznościach polscy schutzmanni dokonywali zbrodni na ukraińskiej ludności cywilnej? Co spotkało ich po wojnie za służbę u Niemców? O tym wszystkim w najnowszej "Historii Do Rzeczy"!

Artykuł został opublikowany w 6/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.