W tym czasie na drodze prowadzącej na wschód – do Wavre, w oddali podniósł się kurz. Schwytany pruski huzar potwierdził, że nadciągają stamtąd oddziały Blüchera. Wtedy też major Zenowicza wyruszył z wiadomością do marszałka Grouchy’ego. Cesarz sam wskazał posłańcowi okrężną drogę, z dala od pruskich podjazdów. Rozkaz został dostarczony dopiero po sześciu godzinach, w dodatku niejasno sformułowany przez nieobytego ze sztabową pracą marszałka Soulta. Grouchy uznał, że wykonuje go, atakując Prusaków 20 km od pola głównej bitwy.
Brytyjska szarża
W końcu cztery kolumny piechoty korpusu d’Erlona uformowane w szyk schodowy ruszyły na lewe skrzydło sprzymierzonych. Na ich drodze stały zabudowania farmy La Haye Sainte, której obrońcy celnie razili atakujących z okien i strzelnic w murach, skutecznie opóźniając atak. Mimo to, natarcie posuwało się naprzód, a Francuzi z 3 dywizji generała Marcogneta rozbili brygadę Holendrów, grożąc przełamaniem całego skrzydła. Do ataku na bagnety ruszył wówczas na czele swojej 5. dywizji, gen. Thomas Picton. Wkrótce poległ od postrzału w czoło, w cywilnym surducie, kapeluszu i z parasolem w ręku. Jego bagaże i mundury nie dotarły na czas na pole bitwy.
Ney, licząc na przełamanie brytyjskiej linii obrony, rzucił do walki 4 pułki ciężkiej jazdy – kirasjerów z dywizji gen. Wathiera. Zajęta walką piechota, nie zdążyłaby się uformować w czworoboki, co było jedyną szansą na odparcie szarżującej ciężkiej kawalerii. Ten plan prawie się udał. Niewiele brakowało do złamania oporu koalicjantów, kiedy Wellington rzucił na pomoc walczącej pod La Haye Sainte piechocie dwie doborowe brygady brytyjskiej jazdy – Household i Union. Household wyszła wprost na flankę objeżdżających właśnie farmę Francuzów i zmiotła ich, zmuszając do bezładnej ucieczki. Jeźdźcy z Union rozpędzili się do galopu, rozbijając trzy francuskie dywizje piechoty, które nie zdążyły uformować się w czworoboki. Szarżę powstrzymała dopiero dywizja generała Bachelu, która zmusiła Brytyjczyków do rejterady. W lukę powstałą po rozbitych Francuzach weszły inne koalicyjne jednostki kawalerii, które zaatakowały wielką baterię, wyrzynając bezbronnych artylerzystów. Wellington, widząc że jazda zdążyła już pomieszać szyki i walczy bez wsparcia piechoty, dał rozkaz do odwrotu. Jednak w bitewnym zgiełku nie dotarł on do oddziałów. Na bezładnie walczących jeźdźców uderzyła teraz lekka kawaleria Napoleona, w tym złożony z Polaków Szwadron Elby, z pułkownikiem Pawłem Jerzmanowskim na czele. Na pomoc wycinanym Brytyjczykom ruszyły jeszcze ich dwie brygady lekkiej jazdy, ale szybko zostały zmuszone do odwrotu przez atakujących Francuzów, tratując się nawzajem. Tutaj, skłuty lancami zginął dowódca Brygady Union, generał William Ponsonby. Po kilku godzinach tych zmagań, lewe skrzydło Wellingtona wciąż utrzymywało swoje pozycje.
Przeklęte farmy
Około godziny piętnastej, ruszyły ponowne ataki na farmy Hougoumont i La Haye Sainte. Jednak Brytyjczycy, Holendrzy i Niemcy, wspierani przez Wellingtona posiłkami, bronili się tam zaciekle, odpierając Francuzów. Marszałek Ney przez lunetę zobaczył, że z pola bitwy szosą brukselską uchodzi coraz większy strumień żołnierzy. Przekonany, że zaczął się generalny odwrót sprzymierzeńców, rzucił do walki pięć tysięcy jazdy. Jednak brygady brytyjskiej piechoty stojące za La Haye Sainte i niewidoczne za grzbietem wzgórza, miały dosyć czasu, żeby sformować czworoboki. Jeźdźcy wpadli między najeżone bagnetami i nieustannie plujące kulami formacje, bezskutecznie próbując przerwać szyk. Po kilku próbach musieli zawrócić.
Napoleon był wściekły na Neya. Ney był wściekły tak, że zaczął walić pałaszem w lufę brytyjskiej armaty. Nie było już czasu na realizację finezyjnych planów. Prusacy byli coraz bliżej. Napoleon, spodziewając się rychłego załamania Anglików, rzucił do walki korpus ciężkiej jazdy generała Kellermana. Za nim, bez rozkazu poszła do ataku ciężka jazda Gwardii i inne jednostki kawaleryjskie, w sumie ponad 15 tysięcy żołnierzy. Z Hougomont i La Haye Sainte podniósł się ostrzał. Kawalerzyści między farmami jechali w tak ciasnym szyku, że konie jadących w środku, unoszone były w ścisku w powietrze. W dodatku szarżowali pod górę, po rozmokłych polach uprawnych. Brytyjczycy znów mieli czas, żeby sformować czworoboki. Francuzi ponownie zaczęli krążyć między nimi, daremnie szukając okazji do przerwania najeżonych bagnetami pierścieni.
Na osłodę porażki jazdy, francuska piechota zdobyła w końcu La Haye Sainte. Obrońcy wystrzelali całą amunicję i wycofali się z zabudowań. Dowodzący centrum, młody i porywczy książę Wilhelm Orański wysłał pułkownika Christiana Omptedę z Królewskiego Legionu Niemieckiego, żeby wypędzić stamtąd Francuzów. Ten weteran prawie wszystkich kampanii przeciw rewolucyjnej Francji i Napoleonowi początkowo odmówił, ale wyzwany od tchórzy ruszył w końcu do ataku. Po chwili jego batalion, rozwijający się akurat z czworoboku w kolumnę został rozniesiony na szablach francuskich kirasjerów, a on sam dostał śmiertelny postrzał. Francuzi natychmiast rozstawili w zabudowaniach artylerię i zaczęli razić Brytyjczyków kartaczami.
Zwycięstwo wymyka się z rąk
Wydawało się, że po zdobyciu tej kluczowej pozycji, Francuzi wygrali bitwę. Żołnierze Wellingtona, zwłaszcza brytyjska piechota trzymały się jeszcze, ale zostały mocno przerzedzone. Kawaleryjskie szarże miały więc jakiś sens. Piechota w czworobokach była dobrym celem dla francuskiej artylerii. Straty „czerwonych kurtek” sięgały 50 procent. Tymczasem Napoleon miał jeszcze w odwodzie swoją broń ostateczną – nienaruszone oddziały Gwardii.
W ciszy, jaka zapadła po zdobyciu La Haye Sainte dało się słyszeć dochodzące z południowo-wschodniego krańca pola bitwy armatnie strzały. Walki z Prusakami na prawym skrzydle przybierały na sile. Trzeba było rzucić osiem batalionów Młodej Gwardii, żeby wyparła przeciwnika z wioski Plancenoit. Około wpół do ósmej wieczorem na lewe skrzydło Wellingtona przybył cały I korpus von Zietena i z miejsca włączył się do walki, wspierając zmęczone jednostki koalicjantów. Cesarz wciąż wierzył, że pobije Wellingtona na oczach Prusaków, a potem zwróci się przeciwko nim. I wciąż było to możliwe.
Przyszedł czas na Starą Gwardię. Wiarusi, przy warkocie werbli i z okrzykiem „vive l’empreur!” ruszyli pod górę, za grzbiet zbocza, gdzie kryło się prawe skrzydło sprzymierzonych. W tym czasie ich lewe skrzydło zaczęło się załamywać pod wpływem nieustających francuskich ataków. Resztki trzech brygad Legionu Niemieckiego zaczęły paniczną ucieczkę.
Na prawej flance koalicji, gwardziści Napoleona nacierali frontalnie, tocząc ciężką walkę z brygadą gwardii Jego Królewskiej Mości. Nagle żołnierze trzech pułków brytyjskiej piechoty - 52. Oxfordshire, 71. Glasgow Haighland i 95. Rifles, dotychczas zalegający w rosnącym na polu bitwy zbożu, na rozkaz Wellingtona podnieśli się i wypuścili morderczy grad kul z flanki. Gwardia atakowana z dwóch stron zaczęła się cofać. Przez francuskie szyki lotem błyskawicy przeszedł okrzyk „La Garde recule!” Oddziały na prawym skrzydle, widząc odwrót gwardzistów zachwiały się i zaczęły wycofywać pod naporem Prusaków. Odwrót wkrótce zamienił się w paniczną ucieczkę. Krótko po dwudziestej pierwszej Wellington zdjął swój dwugraniasty kapelusz i wskazał nim na południe. Na ten znak Brytyjczycy, Niderlandczycy i Prusacy zaczęli szturm na cofające się oddziały. Żołnierze maszerowali w dół, wśród poległych, końskich trupów i porozbijanych armatnich lawet i jaszczy. Francuzi zaczęli bezładnie uciekać. W porządku cofała się tylko Gwardia, strzelając bez różnicy do Anglików, Prusaków i chcących się schronić w jej szykach Francuzów. Sprzymierzeni wyrzynali cofających się, nie słuchając wznoszonych przez nich okrzyków „vive le Roi!” i wezwań do dania pardonu. Jednym z ostatnich akordów bitwy było rozstrzelanie z dział 1 batalionu 1 pułku Gwardii, którego żołnierze odmówili poddania się. O wpół do dziesiątej wieczorem Wellington z Blücherem podali sobie ręce na południe od farmy La Belle Aliance, skąd jeszcze kilka godzin wcześniej rozkazy wydawał Napoleon.
Po bitwie
Napoleon nie porzucił myśli o dalszej walce, ale sprzymierzeni, do których dołączyli Rosjanie, maszerowali już na Paryż. W końcu abdykował i wyjechał do Rochefort nad Atlantykiem, chcąc odpłynąć do Ameryki. Port był zablokowany przez Anglików i Cesarzowi pozostało tylko poddać się dowódcy fregaty Belleropohon, kapitanowi Maitlandowi. Decyzją sprzymierzonych został zesłany na Wyspę Świętej Heleny, gdzie dokonał żywota w 1821 r.
Straty obu stron po całodniowej rzezi wyniosły około 40 tys. zabitych i rannych. Jak wspominał jej uczestnik, kapitan John Kincaid „nie słyszałem jeszcze o bitwie, w której wszyscy by zginęli, ale ta wyglądała na wyjątek”. Ciała żołnierzy koalicji pochowano, a Francuzów spalono na stosach. Kości poległych długo wychodziły z ziemi, nie pozwalając zapomnieć o starciu. W końcu zebrano je i zmielono na nawóz. „Zęby spod Waterloo” wyrwane zmarłym na polu bitwy, jeszcze długo służyły londyńskim dentystom do naprawiania ubytków w szczękach zamożniejszych mieszkańców Londynu.
Waterloo przeszło do historii jako ostatnia bitwa Napoleona. Jak sam wspominał, ta klęska wymazała wspomnienie jego czterdziestu zwycięskich bitew. Wellington z kolei wspominał, że „było to najbardziej niepewne zwycięstwo, jakie widział”. Jednak gdyby Napoleon wygrał, z pewnością wkrótce zostałby pokonany przez zmobilizowane siły koalicji, co i tak przypieczętowałoby koniec Cesarza i jego epoki.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.