Wojciech Lada w tekście „Zaproszenie do walca” napisanym dla miesięcznika „Historia DoRzeczy” pisał:
„Nadzorujący działalność obozu w Berezie Wacław Kostek-Biernacki istotnie bywał okrutny, choć już w tych czasach prześcigali go wyraźnie młodsi koledzy, jak Władysław Nadolski czy Mieczysław Włodarski.
»Kilkudziesięciohektarowe tereny przekopywaliśmy ustawieni w linię. Z tyłu stali policjanci. Gdyby któryś z towarzyszy wyprostował grzbiet, zostawał natychmiast skatowany przez policjantów. Wyróżniali się tu policjanci: Włodarski, Nadolski i inni. Po dziesięciu godzinach morderczej pracy, kiedy przychodziliśmy na salę, dostawaliśmy trzy menażki wody do picia na trzydziestu ludzi. Zaznaczam, że w czasie pracy, która odbywała się na czterdziestostopniowym upale, do picia nie dawano nam nic. Wykopane z pól kamienie woziliśmy na normalnych wozach, z tą różnicą, że zamiast koni ciągnęli go ludzie. Wozu nie można było ruszyć z miejsca. Policjanci bili nas pałkami po głowie i po twarzy, towarzysze padali, ale wóz ruszał. Pamiętam fakt, że zaprzężono mnie i jeszcze trzech towarzyszy do brony. Bronowaliśmy cały dzień poganiani pałkami policjantów« – opowiadał jeden z więźniów Szymon Goldstein.
Kostek-Biernacki oznajmił pewnego dni przesłuchującym go funkcjonariuszom PRL, że jego zdaniem Bereza była w zasadzie standardowym obozem pracy. I właściwie trudno się z tym nie zgodzić, choć pojęcie »standardowy« wydaje się jednak nieco naciągnięte. Faktycznie jednak większość dnia osadzeni musieli pracować. O godz. 5.30 na placu odbywał się apel, na którym wszyscy otrzymywali przydział do konkretnych zajęć. »Od dostania się do odpowiedniej kolumny w dużej mierze zależało zdrowie czy nawet życie osadzonego« – zauważał historyk Wojciech Śleszyński”.
Obóz koncentracyjny?
Istnienie więzienia w Berezie Kartuskiej wzbudzało skrajne emocje już w dwudziestoleciu międzywojennym. Do dzisiaj kwestia powołania takiego miejsca dzieli historyków. Wiele kontrowersji wzbudzał już sam sposób określania Berezy. W oficjalnych dokumentach rządowych używano nazwy „miejsce odosobnienia”, zdawano sobie jednak powszechnie sprawę, że jest to eufemizm, który nie oddaje warunków życia w tym miejscu.
Uzasadnieniem dla istnienia więzienia był zamach na ministra spraw wewnętrznych, Bronisława Pierackiego. Minister zginął 15 czerwca 1934 roku przy ul. Foksal w Warszawie. O zamach początkowo obwiniono prawicę, lecz ostatecznie okazało się, że sprawcą zabójstwa był Hryhorij Maciejko, członek Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN).
Stworzenie specjalnego miejsca dla „więźniów politycznych” było zatem, według ówczesnej władzy, w pełni uzasadnione i konieczne. Zastanawiać może jednak szybkość, z jaką podjęto tę decyzję i przygotowano rozporządzenie – wszystko trwało bowiem jeden dzień.
Do Berezy Kartuskiej trafiali przeciwnicy sanacyjnego BBWR (Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem) i samego Józefa Piłsudskiego oraz działacze komunistyczni i Ukraińcy podejrzani o współpracę z OUN, a także tzw. paskarze, czyli spekulanci ekonomiczni i przestępcy, często recydywiści.
Sympatycy sanacji od początku bardzo entuzjastycznie odnosili się do powstania Berezy.
19 czerwca 1934 roku „Dziennik Polski” pisał, broniąc więzienia: „»Porządek musi być«. To są słowa z jednego z pierwszych wywiadów udzielonych po zamachu majowym przez Marszałka Piłsudskiego (…). Mylą się wszyscy filozofowie gotowi przywoływać przykłady z tysiącleci historii dowodzące, że zawsze, wszędzie było odwrotnie. Nie będziemy się z niemi uczenie spierać o to, co było tam czy gdzieindziej. Wiemy natomiast, co musi być w Polsce, bo my tak chcemy. Musi być porządek. Musi być powaga. I będzie (…). Obozy koncentracyjne. Tak. Dlaczego? Dlatego, że owych osiem lat pracy nad wielkością Polski, osiem lat przykładu i osiem lat osiągnięć, osiem lat krzepnięcia — nie wystarczyło dla wszystkich (…). Będziemy zawsze i wszędzie czynić wszystko, co potrzeba aby wielkie i naprawdę dla większości Narodu wspólne cele — ład i na nim oparta siła Rzeczypospolitej zostały osiągnięte."
„Kurier Wileński” dodawał: „Dekret o obozach koncentracyjnych (…) zdaje się być wyraźną zapowiedzią bezkompromisowego likwidowania dalszych bastionów parlamentaryzmu i dlatego witamy go z zadowoleniem."
Określenie „obóz koncentracyjny” ma obecnie zdecydowanie negatywne znaczenie i przywodzi na myśl, przede wszystkim, obozy, jakie Niemcy budowali podczas II wojny światowej. Trzeba pamiętać, że przed rokiem 1939 ludzie takich skojarzeń nie mieli, lecz i tak sformułowanie to nie było odbierane zbyt pozytywnie. Prawica i komuniści porównywali Berezę do obozu koncentracyjnego, aby zaatakować władzę.
Obóz zaczął funkcjonować 6 lipca 1934 roku. Dnia tego przywieziono pierwszych pięciu więźniów: dwóch mężczyzn związanych z endecją z Krakowa oraz trzech komunistów z Nowogródka. Łącznie przez Berezę Kartuską „przewinąć” mogło się nawet 3 tysiące osób. Do najbardziej znanych więźniów Berezy należą: Stanisław Mackiewicz, Bolesław Piasecki, Franciszek Jóźwiak i Roman Szuchewycz.
Nie wiadomo, ile osób zginęło podczas pięciu lat funkcjonowania obozu. Historycy podają różne dane: od 5 do 13 osób. Ponadto setki osób miały po wyjściu z Berezy poważne problemy zdrowotne z powodu m.in. z wycieńczającej pracy i złego żywienia.
Obóz w Berezie Kartuskiej przestał funkcjonować w nocy 17 na 18 września 1939 roku, kiedy to strażnicy więzienni uciekli.
Jak zaklasyfikować Berezę Kartuską? Historycy będą spierać się o to jeszcze przez długie lata. Choć nie należy nadużywać określenia „obóz koncentracyjny” (zwłaszcza mając na myśli dzisiejsze rozumienie tych słów), to z pewnością nie było to zwykłe więzienie, jak chciała to przedstawiać ówczesna władza.
Czytaj też:
85 lat temu. Pierwszy transport do Auschwitz. Więźniami byli PolacyCzytaj też:
Zuchwała ucieczka ze stalagu. Niestety tylko trzy osoby przeżyłyCzytaj też:
Cudem uratowane. To zasługa Brygady Świętokrzyskiej