Wilno zawsze chlubiło się ogromną liczbą lokali i miejsc z wyszynkiem. Już w czasach Mickiewicza na ok. 50 tys. mieszkańców przypadało ponad 800 punktów, gdzie podawano alkohol. Było to: 29 zajazdów, 45 jadłodajni, 19 restauracji, 61 kawiarni, 35 piwiarni i 614 szynków. W czasach II Rzeczypospolitej sytuacja była podobna – obok lokali, gdzie regularnie pojawiali się przedstawiciele wileńskiej elity, nie brakowało różnego rodzaju mordowni okupowanych przez ludzi z półświatka.
W okresie międzywojennym każdy wilniuk doskonale znał nazwisko Sztrall. Bracia Kazimierz i Bolesław posiadali trzy cukiernie nazywane Białym, Czerwonym i Zielonym Sztrallem (o nazwie decydował kolor wystroju wnętrz). Za najbardziej elegancką uchodził Czerwony Sztrall na rogu ulic Świętojerskiej i Tatarskiej.
„Był to obszerny lokal pięknie umeblowany, z wielką ladą chłodniczą i olbrzymim wyrobem rozmaitych tortów, ciast, ciasteczek i lodów – wspominał wilnianin Henryk Siwicki. – Każde ciasto było umieszczone na plisowanych tacuszkach papierowych, oczywiście z wydrukowaną nazwą firmy. Wszystkie wyroby pięknie ugarnirowane, wybór przeróżnych lodów podawanych w srebrnych pucharkach, stoliki z marmurowymi blatami, szybka, uprzejma obsługa. Wszystko to stwarzało miły, korzystny nastrój. Ponadto nieprzebrana ilość rozmaitych naczyń: talerzy, talerzyków, spodków, spodeczków, szklanek, szklaneczek, filiżanek do kawy i herbaty, kieliszków, pucharków, dzbanków, dzbanuszków do mleka i śmietany, cukiernic, uchwytów do serwetek i szczypiec do ciast”.
To miejsce odwiedzała elita miasta, „piękne damy, arystokratki szukające miłosnych przygód, oficerowie” oraz wszyscy, „którzy w Wilnie uważali się za kogoś z pozycją”. A dodatkową atrakcję stanowił czarnoskóry szatniarz, co było w tych czasach dużą osobliwością.
Latem funkcjonował ogródek ze stolikami i fotelami z wikliny. Przygrywała orkiestra, wieczorami dyskretne światło sączyło się z kolorowych latarni. Faktycznie było to miejsce, którego szanujący się obywatel grodu nad Wilią nie mógł pominąć.
Znakomitą renomą cieszył się również Biały Sztrall przy ul. Zamkowej. Często bywali tam wykładowcy uniwersyteccy, chętnie odwiedzały ten lokal również osoby duchowne (cukiernię nazywano nawet Sztrallem Księżym). Lokal zawdzięczał swoją nazwę białemu wystrojowi ścian, meble również były w tym samym kolorze. Na doskonałą jakość wyrobów wpływ miał fakt, że jego właściciel posiadał fabrykę czekolady. A to sprawiało, że lokal preferowali ziemianie odwiedzający Wilno. Goście nie mogli się nachwalić smaku podawanych ciastek czy napojów. Białego Sztralla wybierały również zakochane pary, z kolei córy Koryntu zdecydowanie go omijały.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.