Za chichot losu można uznać fakt, że gdyby nie kradzież, „Mona Lisa” nie zostałaby pewnie wcale jednym z najsłynniejszym, o ile nie najsłynniejszym, malarskim dziełem świata. Każdego roku miliony turystów odwiedzają Luwr, gdzie ten obraz Leonarda się znajduje. Wielu z nich tylko po to, aby na własne oczy ujrzeć słynną Giocondę.
Arcydzieło wielkiego humanisty
Portret kobiety o tajemniczym uśmiechu, namalowany przez Leonarda da Vinci, powstał najprawdopodobniej między 1503 a 1506 rokiem, choć niektórzy badacze wskazują, że Leonardo dopracowywał go aż do 1517 roku. Jest on bezsprzecznie symbolem renesansowego geniuszu i jednym z największych dzieł malarskich, jakie kiedykolwiek powstały.
Obraz powstał na topolowej desce, ma wymiary 77 na 53 cm. Wielu znawców sztuki widzi w nim więcej, niż zwykły portret: zdaniem niektórych to więcej niż obraz, to psychologiczne ujęcie ludzkiej postaci. Kobieta z obrazu spogląda na widza z nieuchwytnym wyrazem twarzy. Jej uśmiech zdaje się zmieniać w zależności od kąta patrzenia, a miękkie przejścia światła i cienia, tzw. sfumato, nadają obrazowi niezwykłej głębi.
Nie wiadomo z całą pewnością, kim jest sportretowana kobieta. Najwięcej hipotez mówi o tym, że modelką Leonarda była Lisa Gherardini, żona Francesca del Giocondy, który to zamówił ten portret u artysty. Z nieznanych przyczyn jednak dzieło to nigdy do niego trafiło, a Leonardo woził je cały czas ze sobą, aż do swojej śmierci.
Po śmierci Leonarda w 1519 roku obraz trafił do kolekcji króla Francji Franciszka I. Od tej pory Mona Lisa pozostała w posiadaniu państwa francuskiego, wędrując przez zamki Fontainebleau i Wersal, aż w 1797 roku trafiła do Luwru.
Aż do początku XX wieku „Mona Lisa” była, choć bardzo cenionym przez historyków sztuki, to niezbyt rozpoznawalnym dziełem. Wszystko zmieniło się po 1911 roku, za sprawą włoskiego złodzieja, Vincenzo Peruggiego.
Złodziej czy patriota?
Vincenzo Peruggia urodził się 8 października 1881 roku w Dumenzy, małej miejscowości w Lombardii, niedaleko granicy ze Szwajcarią. Pochodził z ubogiej rodziny. Jego ojciec był cieślą, a matka zajmowała się domem. Perrugia dorastał w czasach, kiedy coraz silniej formowało się poczucie włoskiej, państwowej tożsamości, a nastroje narodowe ogarniały całe Włochy.
Peruggia był z zawodu malarzem pokojowym i szklarzem. Nie miał wykształcenia artystycznego, ale był zdolnym rzemieślnikiem. W 1908 roku wyjechał do Paryża w poszukiwaniu pracy, podobnie zresztą jak tysiące Włochów w tamtym czasie. Stolica Francji tętniła wtedy życiem, w tym życiem artystycznym. Działali tam wówczas tacy znani twórcy, jak Picasso czy Modigliani. Mimo to dla biednego robotnika z prowincji Paryż jawił się bardziej jako miasto obce, gdzie trudno znaleźć dobrą pracę, nie mówiąc o bogactwie.
W końcu jednak Peruggia znalazł zatrudnienie. Pracował w firmie Goby Frères, która wykonywała prace stolarsko-szklarskie dla Luwru. W ramach zleceń pracował przy zabezpieczaniu obrazów, zakładaniu szyb ochronnych i ram. Prawdopodobnie nawet on sam pomagał w montażu szklanej osłony dla obrazu „Mona Lisa” zaledwie kilka miesięcy przed kradzieżą. Współpracownikom zapadł w pamięć jako człowiek cichy, spokojny, nawet nieco dziwaczny. Wspominano potem – choć nie wiadomo, ile w tym prawdy z racji tego, że relacjonowano jego słowa już po słynnej kradzieży – że Peruggia utyskiwał, iż „dzieła Leonarda, Rafaela i Botticellego powinny znajdować się we Włoszech, a nie w Francji”.
Zuchwała kradzież w biały dzień
21 sierpnia 1911 roku muzeum w Luwrze było zamknięte dla zwiedzających. Jak to często bywa, w poniedziałki w muzeach prowadzone są prace konserwatorskie i porządkowe. Peruggia, jak zawsze, pojawił się pracy. Ubrany był w biały fartuch, tak jak wszyscy pracownicy muzeum. Strażnicy już go znali, zatem bez przeszkód wszedł on do środka. Około godziny 7.00 rano wszedł do sali, gdzie znajdował się obraz Leonarda da Vinci. „Mona Lisa” wisiała pomiędzy dziełami Correggia i Perugina. Peruggia zdjął go delikatnie z haków na ścianie i wyniósł na mało uczęszczaną klatkę schodową. Tam zdjął ramę i szybę chroniącą obraz, zaś samo dzieło zawinął w biały materiał, po czym jak gdyby nigdy nic, ruszył ku wyjściu.
Po drodze napotkał pewne trudności – okazało się, że drzwi, którymi zamierzał wyjść, zatrzasnęły się, a on nie miał klucza. Szczęśliwie dla niego, pojawił się nagle pracujący w Luwrze hydraulik, który znał Peruggia. Ten otworzył mu drzwi. Złodziej nie był już niepokojony przez nikogo. Spokojnym krokiem wyszedł z muzeum z cennym pakunkiem pod pachą. Niedługo potem dotarł do własnego mieszkania. W jego rękach znajdowało się zapewne największe dzieło renesansu.
Zniknięcie obrazu zauważono dopiero następnego dnia rano. W całym muzeum zapanował chaos. Luwr zamknięto, wezwano policję. Przesłuchano ponad 200 osób, robotników, fotografów i konserwatorów. W śledztwo zaangażował się słynny wówczas w Paryżu inspektor Alphonse Bertillon.
Kradzież „Mona Lisy” była tematem, którym żyła cała Francja. Nagłówki wszystkich gazet krzyczały o zniknięciu Giocondy, a dziennikarze snuli najbardziej szalone domysły. Kto byłby tak zuchwały, aby wynosić z muzeum dzieło Leonarda da Vinci? Jak tego dokonał? Czy sprawcami była międzynarodowa szajka złodziei czy może jakiś szalony artysta? Policja, w poszukiwaniu złodzieja, aresztowała nawet poetę Guillaume’a Apollinaire’a, który nawoływał kiedyś do „spalenia muzeów”. Przesłuchiwano też Pabla Picassa. Obaj nie mieli jednak pojęcia – jak wszyscy pozostali – co stało się z „Mona Lisą”.
Miejsce po obrazie Leonarda da Vinci stało się niemym świadectwem upokorzenia władz muzeum i władz Francji zarazem. Tłumy przychodziły oglądać pustą ścianę. Jak pisał francuski „Le Journal”: „ludzie zbierają się wokół pustej ściany, jakby chcieli z niej wydobyć echo uśmiechu kobiety, która zniknęła”. Włoska prasa pisała natomiast o „narodowym upokorzeniu Francji”.
„Mona Lisa” wraca do Luwru
Peruggia ukrył obraz w swoim niewielkim mieszkaniu przy rue de l’Hôpital Saint-Louis. W drewnianej skrzyni z podwójnym dnem, Mona Lisa spędziła ponad dwa lata. Złodziej planował, że obraz wywiezie do Włoch, ale bał się kontroli na granicy. Rodzinie w listach pisał, że „ma coś wielkiego, co przyniesie chwałę Italii”. Nie wiadomo dokładnie, czy Peruggia faktycznie kierował się tylko patriotyzmem, uważając, że dzieło Leonarda powinno znajdował się we Włoszech, czy może jednak chciał je sprzedać – choćby włoskiemu kolekcjonerowi – i zarobić na nim sporo pieniędzy.
W końcu Peruggia skontaktował się z pochodzącym z Florencji antykwariuszem Alfredo Gerim. W liście podpisał się jako „Leonardo V”, chwaląc się, że jest w posiadaniu obrazu Leonarda da Vinci, który Napoleon zabrał z Włoch. Geri zgodził się z nim spotkać, choć miał wiele obaw, co do faktycznych zamiarów tajemniczego człowieka. Na spotkanie z nim przybył z dyrektorem Galerii Uffizi Giovannim Poggi. Do spotkania doszło 10 grudnia 1913 roku w Hotelu Tripoli Italia we Florencji.
Peruggia przyniósł na umówione spotkanie pakunek owinięty czerwonym papierem. Geri i Poggi, kiedy odwinęli obraz, byli zszokowani. Od razu wiedzieli, że dzieło, które mają przed oczami jest oryginałem. Miało ono subtelne spękania lakieru, renesansową ramę i pieczęcie Luwru. Peruggia został poinformowany, że o obrazie trzeba powiadomić policję. Nie stawiał oporu. Spokojnie czekał na przybycie funkcjonariuszy. Tłumaczył jednocześnie, że ukradł obraz dla Włoch. „Chciałem, by obraz wrócił do domu Leonarda”. – miał powiedzieć. Należy w tym miejscu dodać, że złodziej nie wiedział zapewne, że obraz ten nie został skradziony przez Francuzów, lecz francuskiemu królowi Franciszkowi I podarował go sam Leonardo da Vinci, na którego dworze artysta ten spędził wiele czasu.
Dla Włochów Perrugia od razu stał się bohaterem. Pisano o nim jako o patriocie, który odzyskał Giocondę. „Prosty rzemieślnik przypomniał światu, że Leonardo był Włochem” – pisano w „Corriere della Sera”.
Proces rozpoczął się w czerwcu 1914 roku we Florencji. Obrona w jego sprawie powołała się na motyw narodowy. Prokurator natomiast twierdził, że Peruggia chciał sprzedać obraz za 500 tysięcy lirów. Ostatecznie sąd uznał go winnym kradzieży i wymierzył karę jednego roku i piętnastu dni więzienia, z czego Perrugia odsiedział siedem miesięcy.
Po odbyciu wyroku Peruggia wrócił do Francji i założył rodzinę. Walczył podczas pierwszej wojny światowej. Zmarł 8 października 1925 roku w Saint-Maur-des-Fossés, dokładnie w swoje 44. urodziny.
Zanim „Mona Lisa” wróciła do Francji, została wystawiona w Włoszech. We florenckiej Galerii Uffizi, a później w Rzymie i Mediolanie, ustawiały się kilometrowe kolejki. Szacuje się, że obraz zobaczyło ponad 100 tysięcy osób. W styczniu 1914 roku dzieło przewieziono pociągiem do Paryża eskortowanym przez żandarmów. Na dworcu Gare de Lyon tłum wiwatował, gdy skrzynia z napisem „La Joconde” pojawiła się na peronie. Luwr przygotował uroczyste powitanie: orkiestra wojskowa zagrała Marsyliankę, a prezydent Raymond Poincaré ogłosił „zwycięstwo cywilizacji nad przestępstwem”.
Od tamtej pory „Mona Lisa” stała się najbardziej znanym obrazem świata. Kradzież z 1911 roku wpłynął ponadto na dzieje muzealnictwa, unaoczniając konieczność lepszej ochrony zabytków. Muzeum w Luwrze wprowadziło nowe środki bezpieczeństwa, w tym alarmy, strażników pracujących w nocy oraz stały rejestr eksponatów. W jego ślady poszły wkrótce inne muzea Europy i Ameryki.
Czytaj też:
Pierwsze takie miejsce na mapie Polski. Jak powstało Muzeum NarodoweCzytaj też:
Znalezione przez przypadek. Tylko szczęśliwy traf sprawił, że znamy te zabytkiCzytaj też:
"Sprawa reparacji jest zamknięta". Doleśniak-Harczuk: Polacy to zapomniane ofiary