To miał być najpotężniejszy sojusz na świecie. Naziści z USA szykowali się na „Ten dzień”
  • Adam TycnerAutor:Adam Tycner

To miał być najpotężniejszy sojusz na świecie. Naziści z USA szykowali się na „Ten dzień”

Dodano: 

Czyli sojuszników rzeczywiście nie było zbyt wielu. A co z wrogami?

Tych trudno zliczyć. Właściwie cała prasa była wroga Bundowi, podobnie jak większość zwykłych Amerykanów. Każdy wiec oznaczał wielkie kontrdemonstracje. Mieszkańcy małych miasteczek, w których bundowcy organizowali obozy i do których zjeżdżały się tłumy umundurowanych nazistów ze swastykami, byli przerażeni. Samorządy robiły, co mogły, żeby ich wyrzucić. Ordnungsdienst musiał regularnie bić się z anarchistycznymi i komunistycznymi bojówkami. Hollywood kręcił antynazistowskie filmy. Bund nękało ciągłymi śledztwami i przesłuchaniami FBI i Komisja Kongresu ds. Działalności Antyamerykańskiej. Zwalczała go nawet mafia.

Co mafia miała przeciwko Bundowi?

Mafia jako taka nic. To była sprawa osobista. Kilku głównych gangsterów lat 30., Meyer Lansky, Abner „Longy” Zwillman i Benjamin „Bugsy” Siegel, było Żydami. Do Lansky'ego, urodzonego w Grodnie gangstera, który stworzył przestępcze imperium na kasynach i handlu alkoholem w czasie prohibicji, z prośbą o pomoc w walce z Bundem zwrócili się nowojorscy rabini. Mieli wprawdzie opory przed współpracą z mafią, ale uznali, że nie można dopuścić, by w USA rozprzestrzenił się nazizm.

Jak Lansky walczył z Bundem?

Rabini chcieli, żeby członków Bundu porządnie obić, ale nie zabijać. Lansky z kolei poprosił ich, żeby wobec całej akcji neutralna pozostała żydowska prasa, na którą rabini mieli wpływ. Układ został zawarty i Lansky zorganizował swoich żydowskich gangsterów w bojówki. Wkrótce niemal każde zebranie czy wiec Bundu w Nowym Jorku kończyły się bójką. Gangsterzy Lansky'ego organizowali ataki z użyciem świec dymnych, kijów bejsbolowych i kastetów. To były niezwykle brutalne akcje. Rabini nie potrafili jednak dotrzymać swojej części umowy i żydowskie gazety ostro krytykowały Lansky'ego za jego metody walki. Ostatecznie akcja zakończyła się również na prośbę rabinów.

W innych miastach działo się to samo?

W kilku. W Newark najazdy na spotkania Bundu organizował inny żydowski gangster, lokalny mafijny boss Abner „Longy” Zwillman. On dla odmiany współpracował w tej sprawie z policją, która dawała mu cynk, gdzie odbywa się zebranie, a później „zapominała” je chronić. Zwillman wysyłał tam oddziały zakapiorów, których werbował głównie spośród żydowskich bokserów z miejscowej sekcji bokserskiej. To nawet nie były bójki, tylko raczej zamieszki, bo bojówki Zwillmana atakowały kilkusetosobowe zebrania chronione przez Ordnungsdienst. Używali drabin, żeby dostać się do budynków, palili samochody na zewnątrz, urządzali gigantyczne bijatyki. To samo, choć na mniejszą skalę, działo się w Los Angeles i Chicago.

Zjazd Niemiecko-Amerykańskiego Bundu w Madison Square Garden, 1939 r.

Jakie znaczenie polityczne miał Bund? Czy to była wpływowa organizacja?

Przed wyborami prezydenckimi w 1936 r. Bund poparł kandydata republikanów Alfa Landona. Kuhn uważał, że republikanie to mniejsze zło w porównaniu z rzekomo opanowaną przez Żydów oraz komunistów Partią Demokratyczną i ubiegającym się o drugą kadencję Franklinem Delano Rooseveltem, którego działacze Bundu uparcie nazywali „Rosenfeltem”. Poza tym Kuhn sądził, że republikańska administracja dogada się z nazistowskim rządem w Niemczech. Raczej się mylił, ale tego się nie dowiemy, bo Landon ostatecznie przegrał wybory. W każdym razie kiedy tylko republikanie się dowiedzieli, że poparcia udzielił im Bund, zaczęli w popłochu zapewniać, że nie mają z nim nic wspólnego. Wsparcie na pewno bardziej Landonowi zaszkodziło, niż pomogło. Ta historia pokazuje, jaki wpływ na politykę amerykańską miał Bund. Robił dużo hałasu, ale nie dysponował siłą, która byłaby w stanie zmienić kurs kraju.

Podobno do Bundu należał Charles Bukowski.

Tak, miał taki epizod w młodości. Urodził się w Niemczech, jako 19-latek przeżywał w Los Angeles ciężki okres i zafascynował się Bundem. Opisał to później w jednej ze swoich książek.

Czy to nie było tak, że przez jednoznacznie niemiecki charakter organizacji Bund był skazany na wegetację na marginesie amerykańskiej polityki?

Nie do końca. Grupa docelowa była ogromna. Amerykanie niemieckiego pochodzenia stanowili jedną czwartą ludności USA. Przed wojną wychodziły wysokonakładowe gazety po niemiecku, istniały dziesiątki niemieckich stowarzyszeń. To była ogromna i prężna grupa. Do tego miała silne poczucie krzywdy. W czasie I wojny światowej Amerykanie niemieckiego pochodzenia byli traktowani podejrzliwie. W 1917 r. rząd nałożył na nich obowiązek rejestracji. Orkiestry przestały grać utwory niemieckich kompozytorów, niemieckie książki usuwano z bibliotek publicznych, restauratorzy zmieniali nazwy niemieckich potraw na angielskie. Ta niechęć i podejrzliwość trwały jeszcze bardzo długo po I wojnie i Amerykanie niemieckiego pochodzenia mieli uraz. Kuhn chciał go wykorzystać.

W jakim stopniu mu się to udało?

W sporym, ale znacznie mniejszym, niż zakładał. Większość Amerykanów niemieckiego pochodzenia odcinała się od Bundu. Część po prostu nie lubiła nazistów, inni bali się, że Kuhn szkodzi ich sprawie, że przez niego cała ogromna społeczność będzie traktowana jak piąta kolumna nazistowskich Niemiec.

Czy Kuhn był niemieckim agentem?

Nie. FBI było przekonane, że nim jest, ale pomimo wielu prób nigdy nie udało się znaleźć na to dowodów. Kuhn był po prostu zagorzałym nazistą.

Czytaj też:
AK atakuje w Berlinie

Jak wyglądało wsparcie rządu w Berlinie dla Bundu?

Tego wsparcia prawie nie było. NSDAP jeszcze przed przejęciem władzy angażowała się w organizowanie nazistów w USA, ale potem, gdy doszła już do władzy i rząd w Berlinie przyjrzał się działalności Kuhna, doszła do wniosku, że przynosi Niemcom więcej szkody niż pożytku. Chyba mieli rację. Bund nie był w stanie tak wzrosnąć w siłę, żeby dokonać jakiejś znaczącej zmiany, a jego agresywna antyżydowska propaganda, przemarsze w mundurach ulicami amerykańskich miast nastawiały i tak niechętną nazizmowi amerykańską opinię publiczną jeszcze bardziej wrogo do Niemiec. Pod koniec lat 30. nie było jeszcze wcale takie oczywiste, kto będzie z kim trzymał, a kto pozostanie neutralny, jeśli wybuchnie wojna. W Berlinie uważali, że nie ma sensu zrażać do siebie USA i marginalizowali Kuhna, zbywali go. Jedyne, co dostawał z Niemiec, to od czasu do czasu trochę materiałów propagandowych.

Dlaczego Bund upadł?

FBI długo szukało, ale nie mogło znaleźć haka na Kuhna. W końcu dopadło go podobnie jak Ala Capone. W 1939 r. poszedł do więzienia za defraudację pieniędzy Bundu, które wydał na kochanki. W Bundzie podobnie jak w nazistowskich Niemczech obowiązywała zasada wodzostwa, to znaczy wszystkie sprawy, również finansowe, całkowicie podlegały wodzowi. Nie było więc wprawdzie podziału na budżet Bundesführera i budżet organizacji, ale sąd uznał, że to narusza amerykańskie prawo i skazał go na dwa i pół roku więzienia.

Bez Kuhna Bund już nie radził sobie tak dobrze?

Zaczęła się walka o schedę po nim, część organizacji nie zaakceptowała nowego przewodniczącego Gerharda Kunzego. W 1940 r. zaczął się pobór do wojska. Członkowie Bundu masowo się przed nim uchylali, wyczuwając, że przyjdzie im walczyć z Niemcami. Wielu z nich trafiło za to do więzień. W styczniu 1941 r. Bund był już bardzo osłabiony. Władze wzięły się do jego likwidacji na dobre, całe kierownictwo i wielu członków miało procesy o szerzenie nienawiści rasowej, o niepodporządkowanie się ustawie o rejestracji cudzoziemców, a nawet o sabotaż. Chodziło o wybuch w fabryce prochu w New Jersey, który jednak prawdopodobnie był wypadkiem. FBI pozamykało obozy terenowe Bundu, władze zablokowały jego rachunki bankowe. Nie było pieniędzy na spłaty należności. Kunze uznał, że sytuacja jest beznadziejna, i uciekł z kraju. Ostatnie kierownictwo Bundu, do którego przeniknęli zresztą informatorzy FBI, rozwiązało organizację dwa tygodnie po japońskim ataku na Pearl Harbor i kilka dni po tym, jak Hitler wypowiedział USA wojnę.

Co się stało z Kuhnem?

W więzieniu odebrano mu obywatelstwo. Wyszedł na krótko w 1943 r., ale zaraz znów go aresztowano, tym razem jako agenta obcego wywiadu. Po wojnie deportowano go do Niemiec. Zmarł w Monachium w 1951 r.

A gdzie podziało się kilkadziesiąt tysięcy członków i sympatyków Bundu? Nie próbowali zakładać nowych organizacji?

Nie, w czasie wojny szliby za to prosto do więzienia. Po wojnie szok wywołany wojną, zbrodniami i Holokaustem zrobił swoje. Nikt już nigdy nie wracał do tradycji Bundu. Są dziś w USA małe grupki nazistów, ale one również się do niego nie odnoszą. Bund mógł zaistnieć tylko w latach 30., później takie organizacje nie miały już racji bytu.

Arnie Bernstein jest amerykańskim pisarzem, autorem książek historycznych. W Polsce właśnie ukazała się jego najnowsza publikacja „USA w cieniu swastyki”, w której opisuje historię przedwojennego amerykańskiego ruchu nazistowskiego.

Artykuł został opublikowany w 6/2015 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.