Wspominał o straszliwej masakrze, jakiej rebelianci dopuścili się na mieszkańcach Stanleyville, w tym białych. „Sowieccy i chińscy strategowie dywersji rozegrali partię po mistrzowsku. Agenci komunistyczni w pierwszej fazie podburzyli motłoch miejski do kradzieży i rozgrabiania mienia białej ludności. W następnej fazie, wykorzystując strach Murzynów przed zemstą białych, nakłonili ich do rzezi. Żeby inni biali bali się tu wrócić i pociągnąć zbrodniarzy do odpowiedzialności. Krew zaczęła lać się strumieniami. Gwałcono kobiety, zarzynając je potem nożami. Sztachety płotu okalającego koszary udekorowano białymi dziećmi wbijanymi na ostrza. Ze szczególną gorliwością znęcano się nad zakonnicami i misjonarzami”.
W walce z rebelią premier Czombe sięgnął po białych najemników. Było to konieczne, bo armia kongijska nie miała kadr dowódczych, a dyscyplina i morale żołnierzy były niskie. Gan-Ganowicz objął dowództwo 12. batalionu katangijskiego („Czerwonych Diabłów”). Batalion składał się z 12 białych oficerów i podoficerów oraz 800 Katangijczyków. Pierwszą walkę wygrał, jak wspominał, jako żołnierz, ale przegrał jako dowódca – biali najemnicy zlekceważyli go i poszli pić.
Powoli budował swój autorytet. Było to trudne, gdyż zastąpił uwielbianego przez żołnierzy kpt. Kazimierza Topora-Staszaka, który „dbał o swoje wojsko jak matka i karał jak ojciec”. Topór-Staszak walczył niewiele wcześniej na czele batalionu przeciw wojskom ONZ, które starały się pomóc zlikwidować secesję Katangi.
Gan-Ganowicz wspomina także innych Polaków walczących z rebelią podsycaną przez komunistów. Kapitan Tadeusz Kowalski był 20 lat wcześniej oficerem II Korpusu, następnie kucharzem na belgijskim dworze królewskim.
„Rzucił wszystko, by wziąć udział w wojnie, jaką komuniści rozpętali w Kongo. […] Postać szalona. Jak Kmicic-hulaka i awanturnik. Odważny do nieprzytomności, do szaleństwa”. Major Marcinek był szefem służby zdrowia armii kongijskiej. Starszy sierż. Konopka miał za sobą służbę w Legii Cudzoziemskiej. Był podoficerem zaopatrzeniowym w batalionie Gan-Ganowicza. „Dzięki temu »mistrzowi kombinacji« mój oddział był najlepiej zaopatrzony w całym Kongu. Konopka potrafi znaleźć wszystko. Nietypową amunicję do starych rickersów, części do samochodów, benzynę i lekarstwa i tysiące różnych rzeczy potrzebnych do prowadzenia wojny w znośnych warunkach”.
Sierżant Józef Swara także służył wcześniej w Legii Cudzoziemskiej. Uciekł z Polski po tym, jak jego ojca „rozkułaczono”, a potem zabito. Sierżant Roman Wiatr był jako dziecko deportowany w 1940 r. na Sybir, opuścił wraz z ojcem Związek Sowiecki z armią Andersa. Wrócili do kraju. Ojciec został aresztowany i zginął w więzieniu. Roman uciekł z Polski. Porucznik Stanisław Krasicki, zarządca w kongijskich plantacjach Sapiehów, miał już 60 lat. Ocalał z rzezi, której ofiarą padli hr. Roman Bielski i jego żona Anna z domu Sapieha. Hans Wyciorek był Ślązakiem. Jego matkę zgwałcili czerwonoarmiści. Oboje zostali uznani za Niemców i wysiedleni z Polski.
Czytaj też:
„Kowboj” przeciw NKWD
Często cytowane jest drastyczne powiedzenie Rafała Gan-Ganowicza, że nie wie, jak to jest zabić człowieka, bo zabijał tylko czerwonych. Jednak „czerwoni” kryli się za plecami wysyłanych do walki murzyńskich rebeliantów. Gan-Ganowicz zdawał sobie z tego sprawę. W filmie Piotra Zarębskiego wspomina Murzynów otumanionych haszyszem przez czarowników, idących do ataku na pewną śmierć. Była to – jak mówi – walka mniej niebezpieczna, za to nieprzyjemna, bo strzelało się do zamroczonych ludzi.
Jednym z tych, który przygotowywał ich do walki, był schwytany przez ludzi Gan-Ganowicza czarownik. W odebranym mu woreczku, który miał zawieszony na szyi, znaleziono dyplom ukończenia studiów medycznych w Pradze. Potem znalazł się w Leningradzie. „Tam przygotowywano go do roli, jaką miał odegrać w Kongo”. Dowodami komunistycznego zaangażowania były nie tylko dokumenty, lecz przede wszystkim sowiecka i chińska broń.
Dla Gan-Ganowicza wojna skończyła się wkrótce po obaleniu Czombego. Nowy władca Konga, gen. Mobutu, chciał się pozbyć oddziałów Katangijczyków wiernych Czombemu, a więc i służących w nich białych najemników. Gan-Ganowicz został zwolniony ze stanowiska dowódcy batalionu.
Gan-Ganowicz zakosztował „narkotyku wojny”, czego nie krył. Ostatni okres pobytu w Kongu spędził w Bukavu. „Ani piękno miasta, ani przyrody, ani obecność przyjaciół nie potrafiły osłodzić uczucia, że oto kończy się bezpowrotnie pewien, jakże bujny, okres w moim życiu” – pisał we wspomnieniach, dodając, że pokochał przygodę i broń. Lubił cytować powiedzenie, że lepiej jeden dzień przeżyć jak lew niż całe życie jak zając.
Przeciw Sowietom w Jemenie
Po powrocie do Europy, gdzie znalazł się także obalony Czombe, Gan-Ganowicz, sympatyzując z nim, a uważając jego zwycięskiego rywala Mobutu za dyktatora, przedstawił Czombemu plan zwerbowania 150 żołnierzy – Polaków, mających pomóc w powrocie do władzy, a także znalezienia polskich specjalistów dla Konga. Plany te, którymi Czombe był – jak twierdził Gan-Ganowicz – zainteresowany, przecięła śmierć kongijskiego wygnańca.
Nie miały one nic wspólnego z walką z komunizmem, ale taka okazja się nadarzyła. W Jemenie od początku lat 60. trwała wojna domowa między rojalistami i wojskowymi, którzy dokonali przewrotu. Pierwszych wspierała Arabia Saudyjska, drugich Egipt. Jednak z powodu wojny egipsko-izraelskiej kontyngent egipski został w 1967 r. wycofany. Na pomoc rebeliantom przyszedł Związek Sowiecki, wysyłając do Jemenu swoich doradców, ale także czołgistów i pilotów.
Francuski mjr Martin – dowódca najemników wspierających rojalistów w Jemenie – zaproponował Gan-Ganowiczowi opłacany przez Arabię Saudyjską kontrakt. Polak szkolił Jemeńczyków w posługiwaniu się nowoczesną bronią. Tutaj wreszcie zmierzył się z sowieckimi żołnierzami. „To Sowieci obsługiwali katiusze, to ich piloci tropili nas w pustyni i w górach, to wreszcie ich czołgiści wyróżniali się na tle jemeńskich partaczy celnym ogniem i większą brawurą”.
Gan-Ganowicz miał satysfakcję, że przeszkoleni przez niego żołnierze niszczyli z bazook sowieckie czołgi T-54. On sam kierował ostrzałem Sany, niszcząc siedzibę marksistowskiej partii, a szczególnie uwziął się na sowiecką ambasadę, równając ją z ziemią. „Każda moja rada, każdy strzał mierzyły bezpośrednio w Sowietów” – mówił w filmie.
W „Kondotierach” opisał zaciekły pojedynek z pilotem miga-21. Samolot udało się zestrzelić. Przy martwym pilocie, płk. Kozłowie, szefie sowieckich doradców, znaleziono dokumenty. Przekazane zostały Arabii Saudyjskiej, której dyplomaci przedstawili je w ONZ jako dowód sowieckiego zaangażowania w konflikt. Druga strona także pragnęła zdobyć taki dowód, za żywych lub martwych najemników wyznaczono wysoką nagrodę.
Gan-Ganowicz ściągnął do Jemenu swoich kolegów Polaków: Mieczysława Czubaka, byłego żołnierza AK, Stefana Masternaka i Ludiera W., którego uczył w podparyskiej polskiej szkole średniej.
Po Jemenie wycofał się z powodów rodzinnych z udziału w konfliktach zbrojnych dwóch światów, ale nie zaprzestał walki z komunizmem na innych polach. W latach 80. był paryskim korespondentem Radia Wolna Europa. Po porozumieniu okrągłego stołu dano mu do zrozumienia, że jego radykalny antykomunizm już nie jest dobrze widziany w rozgłośni. Współpracował z Piotrem Jeglińskim, szefem założonego we Francji wydawnictwa Editions Spotkania, pozyskując pieniądze i organizując przerzut sprzętu poligraficznego dla podziemnej Solidarności, był także przedstawicielem Solidarności Walczącej w Europie Zachodniej. W 1988 r. ukazała się – oczywiście poza zasięgiem cenzury – jego książka „Kondotierzy” wydana przez Niezależną Oficynę Wydawniczą Solidarności Walczącej. Do dziś książka ma sześć wydań.
W 1997 r. powstał film Piotra Zarębskiego „Pistolet do wynajęcia, czyli prywatna wojna Rafała Gan-Ganowicza”. Spotkał się z ogromnym sprzeciwem członków komisji kolaudacyjnej TVP, zwolenników okrągłostołowego porozumienia z komunistami. Trzeba było dopiero nacisku kilkudziesięciu posłów i senatorów, by film został wyemitowany. W tym samym roku Gan-Ganowicz powrócił do Polski. Zaangażował się w działalność społeczną, m.in. w fundacji Młoda Demokracja. Jedynym wyróżnieniem, jakie za życia otrzymał od państwa polskiego, była szabla wręczona mu przez Romualda Szeremietiewa, wiceministra obrony narodowej. Zmarł w 2002 r. w Lublinie.
W 2007 r. prezydent Lech Kaczyński uhonorował Rafała Gan-Ganowicza Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za „wybitne zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce, za osiągnięcia w podejmowanej z pożytkiem dla kraju pracy zawodowej i społecznej”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.