Rafał Gan-Ganowicz napisał książkę wspomnieniową „Kondotierzy”. Powstał też film dokumentalny Piotra Zarębskiego „Pistolet do wynajęcia, czyli prywatna wojna Rafała Gan-Ganowicza”. Brak jednak biografii tego niezwykłego człowieka, która mogłaby uzupełnić to, o czym nie pisał lub o czym zaledwie wspominał. Począwszy od jego rodziny.
We wstępie do ostatniego wydania „Kondotierów” Henryk Skwarczyński podał, że Gan-Ganowiczowie to uszlachcona za zasługi dla Rzeczypospolitej rodzina tatarska. Nie wymienia jej jednak „Herbarz rodzin tatarskich w Polsce” Stanisława Dziadulewicza. Ojciec Rafała Gan-Ganowicza służył w Legii Cudzoziemskiej i być może ten przykład, a może geny wpłynęły na drogę życiową syna.Rafał Gan-Ganowicz miał siedem lat, gdy we wrześniu 1939 r. stracił matkę, która zginęła pod Warszawą, podczas oblężenia stolicy, od niemieckiego ostrzału. Ojciec zginął podczas powstania warszawskiego. Nie wiadomo jednak, czy poległ jako żołnierz AK, czy był cywilną ofiarą walk.
Ucieczka z Polski
W filmie „Pistolet do wynajęcia” Gan-Ganowicz mówi, że „włóczył się pod Warszawą” i był świadkiem zdziczenia oraz barbarzyństwa żołnierzy Armii Czerwonej. Wspomniał także zrzucenie ze schodów kaleki-powstańca, żołnierza AK, który przyszedł ujawnić się przed komunistycznymi władzami. Podkreślał, że antykomunizmu nie wyniósł z domu.
Postawę tę wykształcili w nim sami komuniści.
W 1948 r. przystąpił do młodzieżowej organizacji konspiracyjnej. Niestety, nie wymienił jej nazwy. Z badań IPN wynika, że było takich organizacji w pierwszych powojennych latach ok. 900, liczyły blisko 11 tys. członków. Mimo że ukazują się publikacje na ten temat, powojenna młodzieżowa konspiracja wciąż nie jest obecna w świadomości społecznej tak, jak istnieją w niej żołnierze niezłomni.
Gan-Ganowicz był tylko o kilka lat młodszy od tych, którzy w latach okupacji niemieckiej prowadzili akcję małego sabotażu. Wspomina o malowanych na murach antykomunistycznych hasłach, naklejanych plakatach, a także o ulotkach, podkreślając: „Do nas za to strzelano”.
On sam miał broń, walthera. Nie wiadomo, czy zrobił z niego użytek. W 1950 r. ostrzeżony przed grożącym mu aresztowaniem uciekł z Polski ukryty między podłogą wagonu kolejowego a wózkiem z kołami. W razie zdemaskowania zamierzał się bronić, przeznaczając ostatnią kulę dla siebie. Zauważył go kolejarz sprawdzający koła, nie zdradził go jednak. Kontrola na granicy była niedbała.
Pociąg zatrzymał się w Berlinie. Nie było jeszcze muru dzielącego miasto. Gan-Ganowicz przeszedł do zachodniego sektora kontrolowanego przez Amerykanów. Tam spędził półtora roku w obozie dla uchodźców z bloku komunistycznego.
„Polacy byli różni. Starzy i młodzi. Z AK i NSZ. Byli i tacy, którzy wojnę spędzili pod sztandarami II Korpusu i wrócili do Kraju zwabieni propagandą lub po prostu gnani tęsknotą za rodziną, za ojczystą ziemią. Nieustające podejrzenia czerwonych, nękanie rewizjami, strach przed oskarżeniem zmuszały ich do ucieczki w dramatycznych nieraz okolicznościach. […] Obóz dla cudzoziemskich uchodźców przy Rothenburgerstrasse był szkołą goryczy i tłumionej żądzy zemsty, szkołą nienawiści do komunistów” – pisał w „Kondotierach”.
Czekając na III wojnę
Kilka lat spędził w oddziałach wartowniczych przy armii amerykańskiej, najpierw w Niemczech, potem we Francji. Przeżył rozczarowanie. Myślał bowiem, że oddziały te będą zaczątkiem nowych Legionów Dąbrowskiego, tymczasem był „stróżem nocnym”. Wspomniał, że w oddziałach znalazł się liczny „element pijacko-chuligański”. „Nie byłem na Zachodzie po to, by ułożyć sobie egzystencję, ale po to, by bić się w walce z czerwonymi” – stwierdził w filmie „Pistolet do wynajęcia”.
Czytaj też:
Żołnierze najbardziej wyklęci
Taka nadzieja zaświtała, gdy dostał się na przeszkolenie we francuskiej jednostce wojskowej. Nie wspominał jednak, jaką drogą tam trafił. Mówił tylko, że tego rodzaju przeszkolenie dla Polaków było wynikiem umowy między gen. Władysławem Andersem a władzami francuskimi.
Być może historia Rafała Gan-Ganowicza splata się w tym momencie z Brygadowym Kołem Młodych „Pogoń”, choć on sam o tym nie wspomina. Czy był jego członkiem? Tak jak członkowie Pogoni, również on otrzymał patent oficerski od gen. Władysława Andersa.
Brygadowe Koło Młodych „Pogoń” to fascynujący rozdział polskiej emigracji po II wojnie światowej. Powstało w 1949 r. w Wielkiej Brytanii, kształciło i gromadziło kadry dla przyszłej polskiej dywizji na wypadek konfliktu Zachodu ze Związkiem Sowieckim. Komendant Pogoni, płk Zygmunt Czarnecki, napisał rok później broszurę zaczynającą się od zdania: „Trzeba przerwać milczenie na temat naszej roli wojskowej w zbliżającej się trzeciej wojnie światowej”.
Jeden z członków Pogoni, Janusz Krasnodębski, wspominał, że grupa Polaków pojechała do Francji w wielkiej tajemnicy, żeby ktoś niepowołany się nie dowiedział. Francuzi zorganizowali kurs spadochronowy (taki kurs ukończył Gan-Ganowicz) i desantowo-dywersyjny. Szkolenia te trwały do połowy lat 60.
W 1962 r. wybuchł kryzys kubański i świat stanął na krawędzi wojny. Dla Gan-Ganowicza musiał być to moment wielkiej nadziei. Wkrótce jednak ją stracił, bo konflikt został zażegnany. Zaczął wątpić, czy przyda się w walce z komunizmem.
Na czele „Czerwonych Diabłów”
III wojna światowa, do której byli przygotowywani członkowie brygadowego Koła Młodych „Pogoń”, nie wybuchła, jednak w pierwszej połowie lat 60. trwała konfrontacja Zachodu z komunizmem w rozdartym wojną domową Kongu, które uzyskało niepodległość w 1960 r. W walce ze zbuntowaną prowincją Katanga, bogatą w surowce, premier Patrice Lumumba otrzymał pomoc Związku Sowieckiego. Lumumba został obalony, a następnie zamordowany w 1961 r., lecz jego zwolennicy proklamowali Ludową Republikę Konga, wspieraną przez Chiny i Kubę (do Kongo przybył Ernesto Che Guevara z setką Kubańczyków) i wywołali w 1964 r. rebelię, tzw. powstanie Simbów.
W tym właśnie momencie Rafał Gan-Ganowicz, pracujący jako nauczyciel w podparyskim liceum polskim, zjawił się w biurze werbującym najemników w ambasadzie Konga w Brukseli. „Stałem się wreszcie kimś innym... Stałem się Polakiem, któremu jest dane walczyć z czerwoną zarazą z bronią w ręku. Bo przez całe lata przygotowywałem się do tego, myśląc, że doczekam się wreszcie walki o wyzwolenie ojczyzny. Po latach oczekiwania – olśnienie. Z komunizmem walczyć można i trzeba wszędzie tam, gdzie zagraża on jakiemuś społeczeństwu. Na międzynarodówkę komunistyczną – odpowiedzieć międzynarodówką antykomunistyczną. Walczyć, a nie kibicować” – pisał w „Kondotierze”.