Żołnierze najbardziej wyklęci
  • Maciej RosalakAutor:Maciej Rosalak

Żołnierze najbardziej wyklęci

Dodano: 
Stanisław Kasznica, ostatni komendant główny Narodowych Sił Zbrojnych, po aresztowaniu przez UB, 1947 r.
Stanisław Kasznica, ostatni komendant główny Narodowych Sił Zbrojnych, po aresztowaniu przez UB, 1947 r. 
Regułą były wyrafinowane, bardzo brutalne tortury. Żołnierzom NSZ grożono też zamordowaniem rodziców, żon i dzieci.

MACIEJ ROSALAK: Wedle zbiegłego na Zachód ubeka Józefa Światły w okresie PKWN „ostrze ataku [komunistów – przyp. red.] zostało skierowane przede wszystkim przeciw Narodowym Siłom Zbrojnym”. Czy rzeczywiście tak było?

LESZEK ŻEBROWSKI: Całe podziemie narodowe było celem głównym ataku komunistów, bo ich przede wszystkim uważano za najgorszych przeciwników. Były to środowiska i organizacje najbardziej antykomunistyczne i nieprzejednane jeszcze podczas okupacji niemieckiej. NSZ to dla komunistów synonim wszystkich organizacji tej orientacji politycznej, ale istniał generalny podział na te, które wywodziły się ze Stronnictwa Narodowego i mu podlegały – czyli Narodowe Zjednoczenie Wojskowe (NZW) – oraz te, które podlegały Organizacji Polskiej – Obóz Narodowo-Radykalny (ONR). NZW utworzone zostało w lutym 1945 r., po rozwiązaniu AK z części tej organizacji, przede wszystkim z NOW-AK i NSZ-AK. Jednakże lokalnie używano także innych nazw: NOW (Rzeszowskie, Śląsk), Narodowy Związek Zbrojny (Radomskie), NSZ (Lubelskie, Podlasie). Stąd się bierze kłopot historyków – nadmierna liczba organizacji, a przecież chodzi cały czas o jedną.

NSZ-OP były natomiast organizacją zdecydowanie mniejszą, obejmowały tylko część terytorium Polski (woj. warszawskie, Śląsk, początkowo jeszcze Podlasie, Wielkopolska) i działały krócej, do 1946/1947 r. Wraz z rozbiciem dowództwa i struktur terenowych NSZ-OP zanikły, a ich pozostałości przyłączyły się do NZW lub poszczególne grupy działały samodzielnie.

Czy w działaniu komuny dominowała zasada divide et impera wobec podziemia niepodległościowego, chęć podzielenia go na diabolicznych narodowców i zasługujących na lepsze traktowanie żołnierzy podziemia poakowskiego?

Regułą było nieco gorsze traktowanie narodowców, a co ciekawe, nawet wśród nich najgorszym wrogiem były NSZ-OP, które uważano wprost za hitlerowców! Bardzo często możemy odnaleźć takie próby obrony, że aresztowani ludzie z NSZ lub NZW podawali się na przykład za AK-owców czy nawet za grupy bandyckie. Te ostatnie traktowane były przez komunistyczne sądy stosunkowo łagodnie – za te same czyny żołnierze podziemia dostawali kary śmierci, a pospolici przestępcy wyroki kilku lat więzienia. Jednak taką taktykę w śledztwie mogli obrać jedynie niezdekonspirowani i nierozpoznani żołnierze. Robili to oczywiście w celu ratowania życia. Dlatego z ostrożnością należy czytać akta sądowe z tamtych lat, gdy nader chętnie niektórzy z nich przyznają się do „bandyckich napadów”.

Jakie znamy przykłady okrutnego traktowania jeńców z NZW (NSZ, NOW) wziętych w boju? Czy byli tacy, którzy sami woleli pozbawić się życia, niż trafić w łapy NKWD lub UB?

Niektórych jeńców rozstrzeliwano na miejscu (nie tylko z organizacji narodowych), nawet bez spisania danych osobowych… Było to zgodne ze ściśle tajnym rozkazem Michała Roli-Żymierskiego, aby „do niewoli nie brać przywódców band dywersyjnych”. Jednak regułą były wyrafinowane, bardzo brutalne tortury i wymuszanie zeznań. Były to tortury nie tylko fizyczne (łamanie rąk i nóg, a nawet kręgosłupów), ale także psychiczne, nie mniej dla nich straszne (np. groźby w stosunku do rodziców, żon, dzieci, że będą pozbawieni życia). Mało było „odpornych” na taki szantaż…

Czytaj też:
Długi marsz Brygady Świętokrzyskiej

W związku z tym wielu żołnierzy i oficerów wolało ginąć na polu walki lub też – w ostateczności – popełniać samobójstwa, szczególnie w ostatnim okresie konspiracji, aby tego nie przechodzić i nie być zmuszonym do wydawania podwładnych i przełożonych oraz osób z siatek konspiracyjnych, czyli sprzyjających im chłopów. Były też samobójstwa popełniane w aresztach i więzieniach, z tych samych powodów.

Jakie sposoby dręczenia fizycznego i psychicznego stosowano w trakcie śledztwa?

Regułą było przede wszystkim brutalne bicie, szczególnie w powiatowych urzędach UB. Jednak i na to niektórzy znaleźli sposób – przykładowo ppor. Jan Kaim „Filip”, oficer NOW-AK i po wojnie kurier z Londynu do kraju, specjalnie poddawał się biciu, prowokując śledczych, aby jak najszybciej utracić przytomność (od lipca 1944 do maja 1945 r. był więźniem Pawiaka i niemieckich obozów koncentracyjnych, to tam skutecznie stosował taką metodę). Dawało to kilka dni „wytchnienia”. Większość więźniów z tamtego okresu, których poznałem, to byli inwalidzi, ze zrujnowanym zdrowiem. Łamane ręce i nogi, potrzaskany kręgosłup, uszkodzony słuch, wybite zęby… Nic dziwnego, że „ucieczką” więźniów były próby samobójcze. Przykładowo jeden z żołnierzy NZW w celi więzienia na Mokotowie, nie mogąc znieść tortur, roztrzaskał sobie głowę, z całej siły uderzając nią o ścianę.

Oddzielnym, mało zbadanym zagadnieniem są tortury i ohydne metody stosowane wobec kobiet.

Wielu więźniów nie wytrzymywało tortur i warunków, w jakich przebywali. Kilka razy więcej więźniów straciło życie w aresztach, jeszcze przed postawieniem ich przed sądem, niż było wykonanych kar śmierci. To daje pojęcie o skali zjawiska.

Z czego wynikało szczególne bestialstwo Sowietów i bezpieki wobec żołnierzy sił narodowych schwytanych w walce czy też aresztowanych i osadzonych w więzieniu?

Według Sowietów i rodzimych komunistów narodowcy w niewielkim stopniu podatni byli na „reedukację” i wykorzystanie ich w „społeczeństwie socjalistycznym”. Ponadto mieli na koncie jeszcze przedwojenną i okupacyjną działalność antykomunistyczną. Po prostu wiedzieli, z jakim wrogiem mają do czynienia i czym tak naprawdę jest „niebezpieczeństwo komunistyczne”.

W stosunku do narodowców komuniści potrafili łamać nawet swe własne „prawo”. Tak było w przypadku ppor. Jana Kaima, skazanego przez WSR na dożywocie. Już po wyroku prezes WSR Warszawa, płk Aleksander Warecki (Warenhaupt), podarł wyrok i nakazał jego przepisanie, już z karą śmierci. Jan Kaim został więc zamordowany. Była to zbrodnia sądowa o wyjątkowej wymowie. Wielu narodowców było sądzonych za swe „zbrodnie” wielokrotnie. Po zwolnieniu z więzienia ponownie stawali przed komunistycznym wymiarem (nie)sprawiedliwości i skazywano ich za te same czyny, nawet po dwa, trzy razy!

Wśród okrucieństw komunistycznych zwraca uwagę mord masowy dokonany zdradziecko na zgrupowaniu kpt. Henryka Flamego „Bartka” z Beskidu Śląskiego. Jak do tego doszło?

Brygada Świętokrzyska NSZ, 1945 r.

To jest makabryczna sprawa, jedna z największych zbrodni komunistycznych popełnionych po wojnie, nosząca znamiona ludobójstwa. Na skutek ubeckiej prowokacji (z udziałem, niestety, m.in. byłego oficera AK Henryka Wendrowskiego) latem 1946 r. zmontowano misterną operację, w której zgrupowanie kpt. „Bartka” miało zostać przerzucone do amerykańskiej strefy okupacyjnej Niemiec. W kilku transportach ubecy ujęli łącznie prawie 200 jego żołnierzy. Zostali oni brutalnie wymordowani na Opolszczyźnie i tam gdzieś pochowani. Dzisiaj trwają poszukiwania ich szczątków.

Główny prowokator, Wendrowski, w resorcie MBP i później w MSW doszedł do szczebla dyrektora departamentu i stopnia pułkownika. Na koniec kariery w PRL był ambasadorem w Danii i Islandii.

Ofiarom nie dawano spokoju nawet po śmierci. Przykładowo w 1984 r. ukazał się w Katowicach paszkwil na ich temat „Na tropie »Bartka«, »Mściciela« i »Zemsty«: z dziejów walki o utrwalenie władzy ludowej”. Jego konkluzją było stwierdzenie, że wszyscy stanęli przed sądami, otrzymali bardzo łagodne wyroki, następnie pokończyli szkoły, studia i stali się… szanowanymi obywatelami Polski Ludowej! Autor tego paszkwilu jest obecnie profesorem Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.

Z kolei sam „Bartek” – mimo ujawnienia – padł później ofiarą mordu skrytobójczego...

Kapitan Henryk Flame „Bartek” ujawnił się, ale „władza ludowa” nie dała mu spokoju. W dniu 1 grudnia 1947 r. strzałem w plecy zamordował go milicjant Rudolf Dadak. Natychmiast zrobiono z niego osobę chorą psychicznie (mord został popełniony w obecności licznych świadków) i przeniesiono go na służbę do innych miejscowości. W latach 60. ktoś zepchnął go z peronu pod pociąg…

Przyjmuje się – np. w badaniach dr. Wojciecha Muszyńskiego – że z chwilą zakończenia wojny szeregi NZW liczyły około 50 tys. członków. Pod koniec 1945 r. było ich 30 tys., w tym 7 tys. w oddziałach leśnych. Różnica wynosi 20 tys. W jakim stopniu wynika ona ze zniechęcenia do dalszej walki po kilkuletniej wojnie i tzw. pierwszej amnestii ogłoszonej przez komunę, a w jakim jest rezultatem skuteczności komunistycznych represji?

Jedną z głównych przyczyn była komunistyczna „amnestia”, która dawała tym ludziom szansę zmiany tożsamości, ucieczki za granicę czy wreszcie iluzję powrotu do normalnego życia, co – jak się wkrótce okazało – praktycznie nie było możliwe. Jednak też beznadziejna sytuacja polityczna, w której nie mogli oni liczyć na jakąkolwiek pomoc (zanikała też wiara w III wojnę światową, czyli tym razem starcie wolnego Zachodu z komunizmem), powodowała, że część tych ludzi porzucała drogę bezpośredniego oporu, konspirując na własną rękę z dala od miejsca zamieszkania, zmieniając tożsamość.

Wczesną wiosną 1946 r. doszło do licznych dekonspiracji na szczeblu KG NZW i kilku komend okręgów. Jak udało się komunistom stworzyć tak skuteczną agenturę?

Artykuł został opublikowany w 8/2013 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.