Żołnierze najbardziej wyklęci
  • Maciej RosalakAutor:Maciej Rosalak

Żołnierze najbardziej wyklęci

Dodano: 

Ten problem straszliwie spustoszył wszystkie organizacje konspiracyjne. Komuniści byli dużo bardziej sprawni niż Niemcy, bo mieli kilkudziesięcioletnie doświadczenie (służby sowieckie) i stosowali bardziej wyrafinowane sposoby, m.in. wątki „patriotyczne” (miraż dalszej służby Polsce) oraz wysokie gratyfikacje finansowe… Ponadto mieli rozpracowane polskie podziemie już podczas okupacji niemieckiej. Służby sowieckie oraz PPR i GL-AL nastawione były w znacznym stopniu na penetrację społeczeństwa polskiego, co było zresztą kontynuacją takiej „pracy” jeszcze w II RP.

Jak wyglądał stan NZW do 1947 r.?

Stany były płynne: w miejsce osób, które ginęły, były aresztowane, wycofywały się z konspiracji, przychodzili inni – ujawnieni, którzy nie mogli znieść presji i prób werbunku agentury, prześladowań oraz ludzie nowi, którzy kierowali się patriotyzmem i chęcią bezpośredniego oporu. Jednak stany zmniejszały się bardzo szybko. W 1947 r. i latach następnych niemożliwe i niecelowe było utrzymywanie dużych, licznych oddziałów partyzanckich. Regułą były małe, lotne grupy, z czasem kilkuosobowe patrole. Powiększanie organizacji nie było zatem celowe.

Czy bezkompromisowość SN i jego zbrojnego ramienia w walce z nowym okupantem była wynikiem czy raczej przyczyną bezwzględnych mordów i tortur, które spotykały narodowców?

Oba te czynniki działały równocześnie. Bezkompromisowość narodowców powodowała brutalizację represji, a to wpływało na determinację trwania w oporze, bo z tej sytuacji już nie było wyjścia, szczególnie po tzw. drugiej amnestii (II–IV 1947 r.). Ponadto należy pamiętać, że aparat bezpieczeństwa publicznego składał się w dużej mierze z prymitywnych sadystów, przestępców przedwojennych i wojennych.

Po sfałszowanych wyborach 1947 r. i upadku nadziei na wojnę między Sowietami a aliantami zachodnimi pogłębiają się rozpacz i rezygnacja w całym społeczeństwie polskim. Obejmują one również podziemie niepodległościowe. Jednak zarówno Prezydium Stronnictwa Narodowego, jak i Komenda Główna NZW próbują nadal działać. Jak komuna położyła kres ich działalności?

Konspiracja zbrojna oraz polityczna zostały rozbite aresztowaniami na szczeblu centralnym i okręgowym w latach 1946-1948. Oddziały zbrojne, tak skuteczne w walce z komunistami w latach 1944-1946, nie miały szans w starciach ze świetnie uzbrojonymi i przeważającymi liczebnie grupami operacyjnymi UB, MO, KBW i lWP. W dodatku dysponowały one lotnictwem, artylerią, bronią pancerną… A partyzanci mieli tylko broń maszynową i granaty. Broń ciężka nie wchodziła w rachubę, bo nie sposób byłoby się z nią przemieszczać. Zmniejszało to zatem skalę oporu i możliwość ochrony organizacji.

Podziemie zbrojne jednak nadal działa. Jak długo?


To jest fenomen. Poszczególne struktury NZW od 1947 r. odtwarzały się już oddolnie. Na miejsce oficerów, którzy polegli lub się ujawnili, wybierano w tajnym (tak!) głosowaniu funkcyjnych spośród tych, którzy nadal działali. Tak wybierano komendantów okręgów, powiatów, szefów Pogotowia Akcji Specjalnej, członków Sądów Organizacyjnych. I w tajnym głosowaniu można było te osoby usunąć z funkcji, jeśli nie pełniły jej dobrze. Znane są przykłady takich zachowań. Była to wówczas jedyna praktyczna demokracja na terenie Polski…

Dlatego w ostatnich latach podziemie narodowe mogło trwać tak długo. Niektóre Komendy Okręgów istniały do początków lat 50., Komendy Powiatowe – nawet kilka lat dłużej. Dysponowały one małymi oddziałami i patrolami niezbędnymi do ochrony organizacji, stosowania dywersji, uwalniania więźniów, zdobywania zaopatrzenia. Wszelkie rabunki, gwałty, przemoc wobec ludności cywilnej karane były śmiercią. Bez takiej surowej dyscypliny podziemie nie mogłoby liczyć na pomoc okolicznej ludności. A trudno wyobrazić sobie jakąkolwiek działalność bez jej udziału – bez zaopatrzenia, noclegów, informacji o przemarszu wojsk czy działaniach grup pacyfikacyjnych.

Pomoc ludności cywilnej istniała do końca działania konspiracji, mimo że komuniści stosowali za to odpowiedzialność zbiorową: areszty i surowe kary więzienia (także w stosunku do członków rodzin, w tym osób niepełnoletnich!). Do tego przypomnieć należy masowe rabunki grup operacyjnych – zabierano tym nieszczęśnikom dosłownie wszystko: zboże, inwentarz żywy, ubrania (ubranka dziecięce), stoły, krzesła, przedmioty osobistego użytku… Zachowały się nawet protokoły takich rabunków z adnotacją, że „rekwizycji dokonano zgodnie z prawem”. Jakim prawem?

Ponadto z terenów objętych „intensywnym działaniem band” masowo wywożono całe wsie na Żuławy, w Koszalińskie, w Zielonogórskie. Pozwalano im wracać do ruin dopiero w połowie lat 50. To mało znana historia, ale dotknęła tysiące ludzi.

Kiedy i jak ujęto ostatniego żołnierza NZW Andrzeja Kiszkę „Dęba”?

Był to wynik wielomiesięcznych działań operacyjnych Służby Bezpieczeństwa, z użyciem agentury i brutalnych metod, z szantażami włącznie. Stało się to 30 grudnia 1961 r. „Dąb” został otoczony w swym doskonale zamaskowanym bunkrze w Lasach Janowskich. Opór już nie miał sensu, samobójcza śmierć też nie. Andrzej Kiszka żyje do dziś, po 10 latach spędzonych w komunistycznych więzieniach. Na skutek „błędów proceduralnych” i braku jednoznacznych zapisów prawnych, odnoszących się do takich sytuacji, wymiar sprawiedliwości III RP potraktował go jako pospolitego bandytę…

Andrzej Kiszka nie był ostatnim aresztowanym konspiratorem tej orientacji politycznej. Po nim władze komunistyczne ujęły jeszcze m.in. Czesława Czaplickiego „Rysia” (1963) i Józefa Czerniewskiego „Rafała” (1966). Najdłużej w komunistycznych więzieniach w PRL przebywał Franciszek Cieślak „Wilczur”, żołnierz ROAK i NZW z północnego Mazowsza – łącznie aż 21 lat i sześć miesięcy.

Dlaczego narodowców nie zwalniano z więzień po tzw. Październiku, a później inwigilowano ich aż do 1989 r. i szykanowano ich i ich rodziny? Czy to była zwykła, prymitywna zemsta, czy obawa tłumaczona w sposób racjonalny?

Większość została zwolniona, podobnie jak uczestnicy powstania antykomunistycznego z innych organizacji (poakowskich). Jednak w wielu przypadkach trzymano też poszczególne osoby znacznie dłużej lub też po zwolnieniu „montowano” im następne procesy. Do tego wielu z nich osadzano ponownie w więzieniach w połowie lat 60. Ostatni wychodzili z więzień PRL nawet w połowie lat 70. Tu już było „otwarcie” na Zachód, kartki na małego fiata, przydziały wywczasów, a oni pokutowali za swą niezłomność, częściowo zapomniani. I po 1989 r. nie doczekali się odpowiedniego uznania – musieli wiele lat tułać się po post-peerelowskich sądach, aby uzyskać orzeczenia, że ich stalinowskie wyroki były nieważne z mocy prawa.

Pojęcie „Żołnierze Wyklęci” odnosi się do perfidnego milczenia władz i środków masowego przekazu oraz obojętności społeczeństwa już po 1989 r. Czy dawne zarzuty propagandy komunistycznej – „nacjonalizm”, „faszyzm”, „antysemityzm”, „współpraca z hitlerowcami”, „wykolejeni bandyci” oraz inne kłamstwa – nadal funkcjonują w świadomości Polaków?

Niestety, wydaje się to nieprawdopodobne, ale tego typu zarzuty istnieją nadal, mimo upływu prawie ćwierćwiecza od zmian po 1989 r… Mamy do czynienia z notorycznym niszczeniem pomników przez „nieznanych sprawców”, z publikacjami w stylu stalinowskim, z nieodpowiedzialnymi, kłamliwymi wystąpieniami czynnych polityków z SLD. Także wśród lewackich środowisk młodzieżowych widać wzmożony ruch (w Internecie), żeby jak najbardziej splugawić tych ludzi i ich ideały. Oczywiście, gdzie brak rzeczowych argumentów, tam w grę wchodzą prostackie inwektywy, przede wszystkim dlatego, że pozostają one bezkarne z uwagi na „znikomą szkodliwość” takich czynów. Jednak stała edukacja historyczna, ekshumacje bohaterów, np. na powązkowskiej „Łączce”, coraz liczniejsze, profesjonalne publikacje oraz uroczyście obchodzony od niedawna Narodowy Dzień Żołnierzy Wyklętych dokonują pozytywnych zmian w świadomości społecznej. Wraz z przywracaniem pamięci wraca szacunek dla nich, wbrew wysiłkowi środowisk, które są spadkobiercami zbrodniczego systemu. Cały czas trwają poszukiwania miejsc ich pochówku, komuniści zacierali bowiem po nich ślady bardzo skutecznie, urządzając na ich grobach wysypiska śmieci, a nawet publiczne toalety. Chodziło o to, żeby ich jeszcze bardziej pohańbić. Tak było na warszawskim cmentarzu Bródnowskim.

Dlatego coraz częściej nazywani są, szczególnie przez ludzi młodych, „Żołnierzami Niezłomnymi”.


Leszek Żebrowski jest historykiem badającym zwłaszcza dzieje narodowych organizacji niepodległościowych podczas II wojny światowej i po niej. Za czasów PRL działał w ROPCiO i NSZZ „Solidarność”. Opublikował m.in. (także jako współautor) książki: „Brygada Świętokrzyska NSZ”, „Narodowe Siły Zbrojne”, „Tajne oblicze GL-AL i PPR”, „Żołnierze Wyklęci. Antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 roku”, „Paszkwil »Wyborczej«”, „Mity przeciwko Polsce. Żydzi. Polacy. Komunizm 1939–2012”.

Artykuł został opublikowany w 8/2013 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.