Długi marsz Brygady Świętokrzyskiej
  • Michał WołłejkoAutor:Michał Wołłejko

Długi marsz Brygady Świętokrzyskiej

Dodano: 
Brygada Świętokrzyska NSZ, 1945 r.
Brygada Świętokrzyska NSZ, 1945 r. Źródło: Wikimedia Commons
Kroczyli we krwi. Walczyli z Niemcami, Sowietami i czerwonymi bandami. Przebyli tysiąc kilometrów, przebijając się na Zachód

Był upalny sierpień 1944 r. W Komendzie Głównej NSZ (niescalonej z AK) zapadła decyzja o koncentracji oddziałów Akcji Specjalnej Narodowych Sił Zbrojnych operujących na Kielecczyźnie i sformowania dużej jednostki partyzanckiej. Geneza powstania tej jednostki wiąże się z dawnymi, pochodzącymi jeszcze z początku okupacji postulatami środowiska przedwojennego ONR, a dokładnie jego struktury kierowniczej, czyli Organizacji Polskiej (OP), które zakładały zajęcie piastowskich ziem zachodnich w momencie porażki i odwrotu Niemców. Zadanie to miały wykonać uprzednio zmobilizowane i skoncentrowane oddziały podziemia narodowego. Jakkolwiek latem 1944 r. plany te były całkowicie nierealne, zdecydowano się jednak na ich realizację.

Przeciw dwóm wrogom

Jednym z powodów, dla których podjęto tę decyzję, było to, iż kierownictwo NSZ-OP chciało uniknąć sytuacji, w której podległe im formacje partyzanckie zostałyby wcielone do AK i wzięły udział w akcji „Burza”. Nawiasem mówiąc, skutki jej przeprowadzenia i ujawnienia aktywów konspiracyjnych przed wkraczającymi Sowietami okazały się tragiczne dla podziemia. Ponadto istnienie dużego i zwartego oddziału partyzanckiego miało być, jak celnie ujął to jej przyszły dowódca, „bazą dla wszystkich zagrożonych, czy to przez Gestapo, czy przez komunę”. A dodać należy, że na Kielecczyźnie funkcjonowały w 1944 r. zarówno PPR-owskie jaczejki, jak i komunistyczne grupy zbrojne, które jako forpoczta nowej bolszewickiej władzy bezlitośnie mordowały osoby zaangażowane w działalność niepodległościową. W tym zwłaszcza działaczy podziemia narodowego, w których upatrywali – słusznie zresztą – głównych, najzacieklejszych wrogów podporządkowania Polski władzy Stalina.

Komendant Okręgu Olgierd Mirski ps. Olgierd 11 sierpnia 1944 r. wydał rozkaz specjalny numer 5, w którym stwierdzał: „Z dniem dzisiejszym zostaje zorganizowana na terenie Okręgu wojskowego nr V większa jednostka taktyczna. Jednostka taktyczna świeżo zorganizowana otrzymuje nazwę organizacyjną: Brygada Świętokrzyska”. […] Organizacyjnie Brygada zostaje zestawiona w następujące człony: Dowódca Brygady, Kwatera Główna, Sztab Brygady, 202. pułk piechoty, 204. pułk piechoty”. Na dowódcę jednostki wyznaczono płk. Antoniego Szackiego-Skarbka ps. Bohun, Antoni Dąbrowski. Był to zawodowy oficer WP. Urodzony w 1902 r. w Wilnie Antoni Szacki w czasie wojny polsko-bolszewickiej walczył jako nastoletni ochotnik w szeregach 1. Pułku Ułanów Krechowieckich. W sierpniu 1920 r. dostał się do niewoli, w której spędził ponad rok. W latach 20. ukończył Szkołę Oficerską Piechoty. W 1939 r. bił się w szeregach 76. Pułku Piechoty z Grodna. Dostał się do niewoli niemieckiej, skąd jednak zbiegł i trafił na Kielecczyznę. Już w 1940 r. związał się z konspiracją narodową. Przed objęciem dowództwa Brygady był szefem sztabu Okręgu V NSZ.

Na miejsce koncentracji Brygady Świętokrzyskiej wyznaczono majątek ziemski Lasocin. Zgromadzone tam oddziały partyzanckie NSZ liczyły około 850 ludzi. Do żołnierzy przemówił komendant brygady: „Dziś, kiedy wojna ma się ku końcowi, kiedy Niemcy są już zdychającą szkapą, a klęska ich jest kwestią krótkiego czasu, na naszej drodze do wolności staje drugi potężny wróg i nasz ciemięzca – Rosja Sowiecka. Znane są w historii zbrodnie dokonywane na ciele Rzeczypospolitej Polskiej przez moskiewskich władców. Świeże są rany 1939 roku, Katynia, masowych mordów niewinnej ludności w czasie bolszewickiej okupacji i rozbicia polskich oddziałów leśnych na Wołyniu, Wileńszczyźnie, Lubelszczyźnie. Fakty te odkryły i pokazały rzeczywiste oblicze czerwonego imperializmu w stosunku do Polski. Niestety, są wśród Polaków ludzie, są politycy, którzy mimo zbrodniczych czynów wschodniego sąsiada pertraktują z nim, zaprzedając siebie i Kraj. Obraliśmy drogę prostą i czystą. Podjęliśmy walkę ciężką i trudną, bo walkę na dwa fronty. […] Kiedy patrzę na Waszą postawę, na wasze twarze, z których bije wiara i siła, serce napełnia mi radość. Z Wami nie obawiam się żadnych trudów, przeciwności i niebezpieczeństw. Pójdziemy naprzód, pokonując każdą przeszkodę. Pójdziemy razem, aż do ostatecznego zwycięstwa w walce o wolność i niepodległość naszej Ukochanej Ojczyzny”.

W dniu 20 sierpnia 1944 r. pod Kurzelowem jednostka wykonała udaną zasadzkę na kolumnę niemieckich samochodów. Zdobyto znaczną ilość broni i amunicji. Dramatyczny przebieg miał z kolei bój pod Zagnańskiem 28 sierpnia 1944 r. Brygada została „namierzona” przez Niemców, którzy wysłali w rejon jej stacjonowania pociąg pancerny. Żołnierze znaleźli się pod niezwykle ciężkim ogniem. Równolegle, do natarcia na „brygadowców” przystąpili walczący u boku Niemców ochotnicy z ZSRS tzw. Kałmucy. Ich atak załamał się jednak w ogniu polskich ckm-ów. Tymczasem do walki przeciw żołnierzom z NSZ włączyły się połączone oddziały AL i sowieckich dywersantów, które rozpoczęły ostrzeliwać pozycje brygady. Partyzanci z NSZ odpowiedzieli ogniem i kontruderzeniem. Czerwoni się wycofali.

W dniu 8 września 1944 r. do kwatery dowódcy brygady w miejscowości Rząbiec dotarł meldunek z informacją, że jeden z patroli wysłany po mąkę do pobliskiego młyna został rozbrojony przez komunistów z grupy „Białego”, którzy mają rozstrzelać uprowadzonych NZS-owców. Poderwane oddziały brygady przypuściły równoczesny szturm ze wszystkich kierunków na otoczonych czerwonych. Wola walki była ogromna. Po godzinnym starciu komuniści z AL wraz z grupą sowieckich spadochroniarzy dowodzoną przez niejakiego kpt. Karajewa się poddali. Wzięci uprzednio do niewoli żołnierze brygady zostali uratowani. Atak przerwał przygotowania do ich egzekucji.

Na początku października Brygada Świętokrzyska została przesunięta na tereny powiatu radomszczańskiego, a przed świętami Bożego Narodzenia – miechowskiego. Liczyła już ona około 1,4 tys. okrzepłych w bojach i dobrze uzbrojonych partyzantów. Tymczasem ruszyła ofensywa sowiecka. W dniu 13 stycznia 1945 r. do sztabu przybył łącznik z rozkazem natychmiastowego wymarszu na Zachód.

Porozumienie z Niemcami

W gęstym śniegu, przy siarczystym mrozie brygada rozpoczęła swoją drogę na Śląsk. W rejonie Uniejowa nad Pilicą została nagle zaatakowana przez frontową jednostkę armii niemieckiej. Natarcie zostało odparte. Jednak w walce z zaprawionymi w bojach i świetnie wyszkolonymi żołnierzami wroga poległo 10 partyzantów, a kolejnych 10 zostało rannych, w tym kilku ciężko. Kronikarz brygady zanotował: „Parę godzin zażartej walki z dwoma batalionami SS. Dwie kompanie partyzanckie – razem 100 ludzi – walczą z determinacją przeciw dziesięciokrotnej przewadze […]. Szukamy jakichś mostów, ale wszystkie zerwane. Uparliśmy się przeprawić tabory; żebyśmy wiedzieli, że bolszewików mamy tuż za sobą!”....

W końcu brygadzie udało się przekroczyć rzekę w okolicach Żarnowca. Przeprawa odbywała się pod ogniem sowieckich czołgów i artylerii. Wtedy też doszło do rozmów z Niemcami. Brygada była w tragicznym płożeniu – z tyłu atakowana przez jednostki pancerne Armii Czerwonej, z przodu miała umocnienia niemieckie. Dla ratowania podległych sobie ludzi „Bohun” podjął dramatyczną decyzję, aby rozpocząć negocjacje z wrogiem, z którym dzień wcześniej prowadził śmiertelny bój. Niemcy zgodzili się przepuścić jednostkę przez swoje linie. Głównym zadaniem było oderwanie się od linii frontu. Po dwóch dniach brygada znalazła się na przedmieściach Lublinca. Omijając od północy broniony przez Niemców Górny Śląsk, po kolejnych dwóch dniach morderczego marszu żołnierze osiągnęli linię Odry. Parli jednak wciąż na Zachód, front pozostał 100 km na wschód.

W dniu 27 stycznia 1945 r. dołączył do brygady kpt. „Tom”. Do dziś nie wiadomo, skąd pochodził, kiedy się urodził i jak się naprawdę nazywał. Badacze dziejów podziemia narodowego podają co najmniej cztery jego domniemane nazwiska: Herbert Jura, Herbert Jung, Augustyniak, Kalinowski. Od 1943 r. był zaangażowany w konspirację NSZ i zapewne w tym samym roku rozpoczął jednocześnie współpracę z Niemcami. Został skazany za to przez NSZ-owców na karę śmierci. Mimo prób nie udało się wykonać na nim wyroku. Po rozłamie w NSZ na tle scalenia z ZWZ-AK „Tom” związał się z NSZ-OP. W styczniu 1945 r. nieoczekiwanie pojawił się w miejscu postoju brygady. Pozostał przy niej aż do końca wojny. Latem 1945 r. trafił pod skrzydła „dwójki”, czyli wywiadu i kontrwywiadu II Korpusu. Od tego momentu prowadził działania wywiadowcze na rzecz PSZ. Podobno wyjechał później do Argentyny.

Kierunek – Czechy

„Tom” przywiózł propozycję pośrednictwa z wojskowymi władzami niemieckimi, które wydawały się być zdezorientowane faktem pojawienia się na ich terenie dużego oddziału zbrojnego z Polski. Do rozmów tych doszło w miejscu postoju brygady, w miasteczku Kaubitz. Niemcy interesowali się głównie celem i kierunkiem marszu brygady. Polacy wyjaśnili, że obecnie głównym wrogiem są dla nich Sowieci i że celem jest zachowanie sił jednostki do przyszłej walki Zachodu z Sowietami. Po upływie kilku dni, i po konsultacjach ze swymi przełożonymi, oficerowie niemieccy oświadczyli, że zezwalają brygadzie na kontynuowanie marszu, ale na południe – do Protektoratu Czech i Moraw.

Rozpoczął się ciężki marsz przez ośnieżone stoki Sudetów. W okolicach miejscowości Arnau „brygadowcy” napotkali kolumnę jeńców – byłych powstańców warszawskich. Ponad setka z nich zbiegła i dołączyła do kolegów z NSZ.

Już na terytorium Czech zrodził się pomysł wysłania ochotniczych patroli do kraju w celu nawiązania kontaktu z KG NSZ-OP. W działaniach tych pomocne okazały się „niemieckie koneksje” kpt. „Toma”. Dzięki jego pośrednictwu udało się przerzucić do kraju drogą powietrzną – wykorzystując niemieckie samoloty – trzy patrole żołnierzy brygady, którzy w tym celu przeszli błyskawiczny kurs spadochronowy. Należy przy tym stanowczo podkreślić, że nikt ze skoczków nie wykonywał jakichkolwiek rozkazów niemieckich! Ponadto wysłano do kraju piesze patrole. Część żołnierzy szczęśliwie dotarła do Polski. Wysłano też łączników celem nawiązania kontaktu z gen. Władysławem Andresem.

Artykuł został opublikowany w 8/2013 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.