Powstanie upadło, a Zajączek, podobnie jak pozostali przywódcy, musiał uchodzić z Polski. Nie ominęło go austriackie więzienie w Ołomuńcu, gdzie przebywał także Hugo Kołłątaj, stojący na czele stronnictwa patriotycznych radykałów. Zwolniony w lutym 1796 r., natychmiast udał się do Paryża. Kiedy późną jesienią tego roku we Włoszech zaczęły powstawać Legiony Polskie, nie uzyskawszy, jak tego oczekiwał, nad nimi komendy, nie tylko nie zaangażował się w tę działalność, demonstracyjnie podkreślając, że jest oficerem armii francuskiej (do której zdążył wstąpić), lecz także szkodził ich twórcy, gen. Janowi Henrykowi Dąbrowskiemu. I chyba łatwo znaleźć także inne wytłumaczenie niż podrażniona ambicja. Oto gdy Zajączek pojawił się w kwaterze legionowej gdzieś w dalekich Włoszech, znajdujący się w niej żołnierze nie zwrócili nań uwagi. Wówczas towarzyszący mu oficer zapytał ich, czy wiedzą, kogo mają przed oczami, i sam odpowiedział, że pierwszego po Kościuszce polskiego generała. Reakcją był pomruk, że pięknie obronił Pragę. „Może nam dać go myślicie? Ale my się bez niego obejdziemy; z Dąbrowskiego [jeste]śmy kontenci”.
Jako oficer francuski Zajączek wyruszył więc pod rozkazami Napoleona na wyprawę egipską. Wyróżnił się dzielnością, począwszy od słynnej bitwy pod piramidami, skończywszy na ostatnich bojach z Anglikami w 1801 r. W Egipcie stale tłumaczył Francuzom konieczność odbudowy Polski. Jeszcze wiele lat po zakończeniu napoleońskiej epopei będą oni wspominać słowa generała, jak go nazywali, Pastèque. Skąd to przezwisko? Zajączek zjadał codziennie ogromne ilości arbuzów (a nie melonów, jak mylnie tłumaczył źródło przezwiska Szymon Askenazy), które ponoć przypominały mu owoce z rodzinnego Podola. Taki też tytuł dał swojej biografii generała Marian Brandys – „Generał Arbuz”. Chociaż więc nie udało się Zajączkowi zmienić nazwiska na Ananas, to przynajmniej otrzymał przydomek Arbuz.
Po kilku latach – w dobie Księstwa Warszawskiego – dane było Zajączkowi wrócić do kraju i bić się w armii księstwa przeciw Austriakom. Niestety, mało fortunnie, gdyż pod Jedlińskiem poniósł porażkę – największą, jaką wojsko polskie poniosło w tej kampanii. W 1812 r. sześćdziesięcioletni Zajączek nie musiał zapewne ruszać na Moskwę, lecz chciał i jako dowódca 16. Dywizji Piechoty polskiego korpusu pod komendą ks. Józefa Poniatowskiego, swego dawnego dowódcy z wojny w obronie konstytucji, którego potem przez wiele lat zwalczał, przekroczył granicę Imperium Rosyjskiego.
Nie uchylał się od udziału w boju. W ciężkiej bitwie pod Smoleńskiem odniósł trzy rany, mężnie dowodził swoją dywizją pod Tarutinem. W czasie odwrotu Wielkiej Armii, w bitwie nad Berezyną, kiedy zachwiały się szeregi Francuzów, wsparł ich osobiście, ze szpadą w ręku prowadząc do ataku polskich żołnierzy. W czasie boju został ciężko ranny w nogę. Na rozkaz Napoleona, pamiętającego wiernego oficera z czasów wyprawy egipskiej, przeniesiono Zajączka do cesarskiego namiotu. Tam przeprowadzono amputację.
Gorliwszy od Moskali
Niezdolny do dalszej walki generał wyjechał do Wilna. Tam dostał się do niewoli, po czym uwięziono go w twierdzy w Połtawie. Powrót do Warszawy w połowie 1814 r. zbiegł się z abdykacją Napoleona i przybyciem do kraju reszty wiernych mu do końca wojsk polskich. Wkrótce Zajączek, wraz z innymi polskimi generałami, zaangażował się w tworzenie armii Królestwa Polskiego. Wszyscy byli mniej lub bardziej przekonani (a przekonanie to wzmacniał autorytet Tadeusza Kościuszki), że w obecnej sytuacji tylko car Rosji Aleksander I, wkrótce król Polski, jest gwarantem zachowania resztek polskiej państwowości.
27 listopada 1815 r. car podpisał konstytucję królestwa i tego samego dnia nominację namiestnikowską Zajączka. Niespełna miesiąc później nastąpiło uroczyste zaprzysiężenie namiestnika na Zamku Królewskim w Warszawie. Po nim zgromadzeni udali się do katedry św. Jana. Co myślał namiestnik, kiedy biskup zaintonował Te Deum? Czy przypomniał sobie tę chwilę sprzed 21 lat, gdy kładł swój podpis na dokumencie skazującym owego biskupa – Wojciecha Skarszewskiego – na szubienicę za zdradę na rzecz Rosji?
Chyba nie zaprzątał sobie już tym głowy, służąc wiernie najpierw Aleksandrowi, a potem Mikołajowi. Ta gorliwość pojawiła się natychmiast po objęciu rządów namiestnikowskich, począwszy od wydania pierwszej odezwy, w której padły słowa o Rosji – „tarczy naszej”. Kiedy w styczniu 1816 r. na posiedzeniu rządu królestwa – Rady Administracyjnej – książę Adam Jerzy Czartoryski sprzeciwił się niezgodnym z konstytucją żądaniom carskiego brata, wielkiego księcia Konstantego, ten znalazł niespodziewanego sojusznika w Zajączku, który wykrzyczał: „Co mi tu wspominacie o tej konstytucji. Jeżeli mi wielki książę rozkaże, to ją wywrócę do góry nogami [...]. Te dobra, co je mam, dał mi cesarz Napoleon; dzisiejsze miejsce winienem cesarzowi Aleksandrowi [...]. Nie konstytucji, lecz cesarza Aleksandra słuchać będę i co mi brat jego rozkaże, czynić będę” (cyt. za: Jadwiga Nadzieja, „Od jakobina do księcia namiestnika”).
Na tym się nie skończyło, gdyż o postawie księcia Adama namiestnik nie zawahał się poinformować poufnie cara. Twierdził, że działalność Czartoryskiego przybiera formę konspiracji i choć obecnie, „za rządów monarchy, którego Polska uznaje za swego dobroczyńcę” nie są one niebezpieczne, „jednak przy jego [tj. Aleksandra] następcach knowania Czartoryskiego mogą wyjść na jaw” – cytował jego wypowiedź Szymon Askenazy. Zabiegi Zajączka o przychylność zaborcy zostały nagrodzone przyznaniem mu przez Aleksandra I tytułu książęcego.
W latach 20. było już tylko gorzej. Łamiąc konstytucję, Zajączek zainicjował objęcie cenzurą prasy ukazującej się w Królestwie Polskim. Kiedy Konstanty zbył donosy szpiegów o niechętnych mu osobiście i Rosji nastrojach w armii królestwa, Zajączek w obecności zajadłego wroga Polaków senatora Nikołaja Nowosilcowa oświadczył, że te denuncjacje są jak najbardziej zasadne, on sam nie ufa swojemu narodowi, bo go zna, pogłoski o konspiracji wśród polskich wojskowych zaś są prawdziwe. Gdyby natomiast wybuchła wojna z Turcją, nie doradzałby pozostawienia wojsk w królestwie, lecz posłanie ich na tę wojnę. „Dziwnie zaiste brzmiały podobne słowa i rady w ustach starego czerwieńca, barzanina, kościuszkowca i napoleonisty, polskiego namiestnika Zajączka” – ze smutkiem konstatował Askenazy. Spotkała go jednak tyle nieoczekiwana, ile odpowiednia odprawa, kiedy Konstanty z wściekłością rzucił, że on „cesarzewicz, choć cudzoziemiec, jest przecie lepszym Polakiem od księcia namiestnika, i że sam podejmuje się bronić Polaków przed monarchą”.
Przez większą część życia Zajączek chętniej poddawał się władzy obcej niż polskiej, obojętne, czy Napoleona, czy rosyjskiego cara. Zdarzały się jednak chwalebne wyjątki, jak pełna lojalność wobec Tadeusza Kościuszki i oddanie sprawie niepodległości w dobie insurekcji, a później Księstwa Warszawskiego. „Był to tęgi rębacz, żaden wódz, gorący na swój sposób Polak, krwi własnej nieszczędny; niekarna głowa, nieokiełznany temperament zawadiaki sejmikowego [...] małej wiedzy militarnej, ciasnych pojęć obywatelskich” – celnie charakteryzował go Askenazy.
Jednak w ostatnich dziesięciu latach życia – jako książę namiestnik – był oddanym i gorliwym wykonawcą poleceń rosyjskich władców Królestwa Polskiego, co Mikołaj I nagrodził jeszcze i w ten sposób, że po śmierci generała ogłosił trzydniową żałobę w królestwie. Te ostatnie lata przyćmiły orężne zasługi generała Zajączka – mieszkańcy tej części dawnej Polski szydzili, że car z zajączka zrobił królika. „Oto sternik nieszczęsnego kraju – zajączek z ducha, świnka z obyczaju” – głosiło inne powiedzenie. A jednak nie byłoby sprawiedliwe kończyć tej historii takim efektownym cytatem. Zakończmy więc ją tym, że męstwa okazanego w służbie, mimo Pragi, nie można w bilansie życia odmówić generałowi Zajączkowi. Ono też słusznie dało mu miejsce jako jednemu z pięciu Polaków na Łuku Triumfalnym w Paryżu.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.