Polska karząca. Przed tymi egzekutorami nie było ucieczki
  • Maciej RosalakAutor:Maciej Rosalak

Polska karząca. Przed tymi egzekutorami nie było ucieczki

Dodano: 
Inscenizacja zamachu na Franza Kutscherę. Warszawa, 2009 r.
Inscenizacja zamachu na Franza Kutscherę. Warszawa, 2009 r. Źródło: PAP / Autor: Bartłomiej Zborowski
Sądownictwo Polskiego Państwa Podziemnego było przedłużeniem sądownictwa niepodległej Rzeczypospolitej. Dowodem na to, że Polska istnieje i walczy.

MACIEJ ROSALAK: W imieniu Polskiego Państwa Podziemnego skazywano na karę śmierci zbrodniarzy, którzy zawinili przeciw naszemu narodowi. Kto ich skazywał? Jaka była – w największym skrócie – struktura konspiracyjnego wymiaru sprawiedliwości? Od kiedy działała?

DR BARTŁOMIEJ SZYPROWSKI: Potrzebę działania konspiracyjnego wymiaru sprawiedliwości dostrzegli już jesienią 1939 r. przedstawiciele Służby Zwycięstwu Polski/Związku Walki Zbrojnej. Podjęto rozmowy z przedwojennymi prawnikami: przedwojennym podprokuratorem SN por. Władysławem Sieroszewskim, późniejszym przewodniczącym Wojskowego Sądu Specjalnego dla Obszaru Warszawskiego oraz Leonem Nowodworskim – dziekanem Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie. Z kolei przebywający we Francji rząd RP na uchodźstwie podjął w kwietniu 1940 r. decyzję o powołaniu struktur sądownictwa działającego w podziemiu na terenie kraju. Miało ono karać zdrajców i prowokatorów. Stosowną uchwałę Komitet ds. Kraju wydał 16 kwietnia. W maju 1940 r. powstał Kodeks sądów kapturowych. Skupiał się na dwóch kwestiach. Po pierwsze: regulacji zasad procedowania przed sądami oraz osób wchodzących w ich skład. Po drugie: pięciu rodzajach przestępstw, za które groziła kara śmierci.

Jakie to były przestępstwa?

Zdrada, szpiegostwo, prowokacja, denuncjacja oraz krzywdzenie ludności polskiej. Około sierpnia 1940 r., po tym jak kodeks dotarł do kraju, rozpoczęto formowanie struktur sądowych. Na początku powstały trzy sądy: pierwszy przy Komendzie Głównej ZWZ (nazywanej wtedy komendą okupacji niemieckiej); drugi dla Warszawy – województwa ZWZ; trzeci dla Okręgu Kraków ZWZ.

Sądownictwo podlegało Komendzie Głównej ZWZ/AK. Dlaczego sądownictwo znalazło się w pionie wojskowym, a nie cywilnym, podległym Delegaturze Rządu RP na Kraj?

Trzeba rozróżnić dwie rzeczy. Uchwała z 16 kwietnia przewidywała dwa rodzaje sądów: pion sądownictwa wojskowego dla członków ZWZ (sądy w terenie podlegały zresztą bezpośrednio nie Komendzie Głównej, ale dowództwom poszczególnych obszarów i okręgów) oraz pion cywilny podległy Delegatowi Rządu – dla obywateli RP nieznajdujących się w szeregach ZWZ. Uchwała przewidywała jednak, że gdyby na danym terenie nie powstał tzw. sąd cywilny, sprawę miał rozpatrywać sąd wojskowy. Było to istotne, bo sądownictwo podległe delegaturze rozpoczęto formować dopiero na przełomie lat 1942 i 1943.

Nie tylko Komenda Główna ZWZ/AK, lecz także delegatura powołały własne jednostki do wykonywania wyroków. Jednostkami ZWZ były na przykład: oddział ZOM, 993/W. Natomiast oddział dyspozycyjny „Sztafeta-Podkowa” został utworzony w Warszawie w czerwcu 1943 r. pod dowództwem kpt. CC Bolesława Kontryma „Żmudzina” w ramach delegatury, którą miał chronić, ale jednocześnie też likwidować konfidentów. Doskonale sobie radził i do powstania warszawskiego przeprowadził 23 takie akcje.

Czy jednak podwójna struktura nie powodowała, że akcje nakładały się na siebie?

Czytaj też:
Likwidatorzy z AK

Nie nakładały się. Cywilne Sądy Specjalne (CSS), które powstały dopiero pod koniec 1942 r., miały bardzo podobny statut do statutu Wojskowych Sądów Specjalnych (WSS), które w listopadzie 1941 r. zastąpiły sądy kapturowe. Oba dokumenty są w zasadzie identyczne co do rodzajów ściganych przestępstw przy czym: w statucie CSS jest wyraźnie powiedziane, że nie sądzą one żołnierzy ZWZ/AK, a w statucie WSS, że nie sądzą osób cywilnych. W każdym ze składów sędziowskich musiał zasiadać przynajmniej jeden przedwojenny prawnik, który świetnie znał zasady właściwości. Skoro tak, to mając do czynienia z podsądnym niepodlegającym jurysdykcji sądu wojskowego, po prostu nie sąd rozpatrywał jego sprawy.

Jak procedowano w warunkach konspiracji – uniemożliwiających przecież przeprowadzenie takiej rozprawy sądowej jak w czasie pokoju – by jednak wydawać sprawiedliwe wyroki?

Cóż, warunki konspiracji nie zawsze pozwalały na przeprowadzenie rozprawy zgodnie ze statutem sądów specjalnych, a wcześniej kapturowych. Przypomnijmy, że sądy kapturowe składały się z trzech sędziów, z których przynajmniej jeden spełniał wymogi przewidziane dla sędziego wojskowego. Jeśli jednak brak było takich osób, to stanowisko sędziego „fachowca” w składzie sędziowskim można było obsadzić prawnikami z innych instytucji: w pierwszej kolejności z sądów powszechnych, a w razie braku i takich sędziów – z adwokatury.

Dwóch pozostałych powoływał przewodniczący sądu w imieniu właściwych komendantów ZWZ/AK. Nie musieli mieć oni wykształcenia prawniczego. Na przykładzie Sądu Kapturowego/WSS przy Komendzie Głównej ZWZ/AK mogę stwierdzić, że każdy sąd w swoim składzie miał prawnika fachowca. Były to osoby wysoko postawione w przedwojennym sądownictwie, tak jak na przykład wspomniany por. Władysław Sieroszewski, który przed wojną był podprokuratorem Sądu Najwyższego. Pułkownik Konrad Zieliński – późniejszy przewodniczący Wojskowego Sądu Specjalnego przy KG ZWZ-AK – przed 1939 r. był między innymi sędzią Najwyższego Sądu Wojskowego, a następnie prezesem Sądu Apelacyjnego we Lwowie. Również Witold Szulborski był przedwojennym sędzią wojskowym, a potem adwokatem. Podobnie przedwojennym sędzią był Stanisław Ochocki – szef WSS Okręgu Wileńskiego AK.

Czy w roku 1943, kiedy okrzepły struktury Polskiego Państwa Podziemnego, sądy działały na wszystkich obszarach, w okręgach i obwodach AK?

Taki był wymóg. Nie badałem wprawdzie całości akt sądowych wszystkich sądów, ale wiem, że sądy podziemia trzeba plasować we wszystkich okręgach i obszarach ZWZ/AK. Wróćmy do pytania o zasady działania sądu kapturowego. W jego skład, zgodnie z kodeksem SK – poza trójką sądzącą – wchodzili jeszcze prokurator, sędzia śledczy i obrońca z urzędu dla każdego oskarżonego. Gdy wprowadzono statut wojskowych sądów specjalnych, wyłączono prokuratora ze składu sądu. Stał się odrębnym podmiotem wymiaru sprawiedliwości, który prowadził dochodzenie i wnosił sprawę oskarżonego do sądu. Zlikwidowano także nieprzydatną – jak się okazało w warunkach konspiracji – funkcję sędziego śledczego. Postępowanie dzieliło się na dochodzenie i rozprawę. W dochodzeniu zbierano materiały dowodowe przeciw osobie, która miała być postawiona w stan oskarżenia. Postępowanie wszczynał prokurator na podstawie informacji własnych oraz doniesienia o przestępstwie. Współdziałał on z jednostkami kontrwywiadu, które zbierały materiały obciążające, i dopiero, gdy takie materiały zdobyto, przekazywano je prokuratorowi. On zaś decydował, czy mamy do czynienia z przestępstwem, czy nie. Wszystko było bardzo sformalizowane. Na stanowiskach prokuratorów również zasiadali przedwojenni prawnicy wojskowi (choćby kpt. Lucjan Milewski, który był prokuratorem przy Komendzie Głównej ZWZ), którzy dawali rękojmię prawidłowej oceny materiału dowodowego oraz czy popełniono przestępstwo i należy skierować akt oskarżenia.

Sądy miały tylko trzy możliwości. Mogły albo skazać za śmierć, albo uniewinnić, albo skierować sprawę do ponownego rozpatrzenia...

Mówi pan o etapie Wojskowych Sądów Specjalnych. Sądy kapturowe miały tylko dwie możliwości: kara śmierci albo uniewinnienie. Później rzeczywiście wprowadzono możliwość ponownego rozpoznania sprawy, zawieszenia wykonania kary albo zawieszenia postępowania karnego, gdy karą mogło być jedynie pozbawienie wolności. W takim w przypadku prokurator był władny zawiesić postępowanie. Nawet po skazaniu na karę śmierci można było zawiesić jej wykonanie do czasu zakończenia wojny, dając oskarżonemu możliwość rehabilitacji. Taki przypadek zdarzył się na terenie Nadniemeńskiego Zgrupowania Armii Krajowej, gdzie przewodniczący sądu mjr Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz” skorzystał ze swoich prerogatyw i zawiesił wykonanie wyroku śmierci na rtm. Józefie Świdzie „Lechu” za podjęcie rozmów z Niemcami w sprawie przejęcia od nich broni potrzebnej do walki z partyzantką sowiecką, która w tym czasie otaczała zgrupowanie.

Maciej Kalenkiewicz podczas operacji „Ostra Brama” (1944)

Czy poza zawieszeniem wykonania kary istniała ewentualność jej ponownego rozpatrzenia?

Skazany był pozbawiony możliwości wniesienia apelacji. Dzisiaj od wyroku sądu pierwszej instancji można się odwołać do drugiej instancji, a wreszcie skorzystać z nadzwyczajnego środka – kasacji. Natomiast sądownictwo podziemne oparto na przepisach postępowania doraźnego, które rozporządzeniem Rady Ministrów zaczęło obowiązywać na terenie całego kraju 2 września 1939 r. Był to specjalny tryb postępowania, rządzący się odmiennymi prawami od powszechnego wymiaru sprawiedliwości, nawet wojskowego. Po pierwsze – zamiast śledztwa obowiązywała forma dochodzenia. Po drugie – nie występował sędzia śledczy. Po trzecie – nie było możliwości odwołania instancyjnego od wyroku. Wyrok zatwierdzał dowódca wojskowy odpowiedniego szczebla, a po zatwierdzeniu nie było od niego odwołania. Jeżeli go nie zatwierdził, to sprawę przekazywano innemu składowi sędziowskiemu do ponownego rozpoznania, a jego wyrok nie wymagał już zatwierdzenia i był natychmiast wykonalny.

Czy pan jako prawnik uważa, że taki tryb postępowania gwarantował sprawiedliwe wyroki? Nie było pomyłek? Nie zdarzały się pomówienia, przypadki zemsty politycznej czy osobistej?

Nie spotkałem się z przypadkiem – poza jednym – pomyłki sądowej. Rzeczywiście, likwidowano wtedy człowieka za współpracę z NKWD bez, w mojej ocenie, dostatecznych dowodów winy. Pomyłki się zdarzały, ale na etapie wykonania wyroku, kiedy mogło się zdarzyć, że mylono skazanego z kimś innym. Polityczne porachunki mogły się zdarzyć, ale nie w postępowaniu sądowym, tylko podczas tzw. likwidacji doraźnych, dokonywanych bez wyroku sądowego. Wydaje się, że w ten sposób stracili życie Ludwik Widerszal i Jerzy Makowiecki z Biura Informacyjnego KG AK.

Ile wydano i ile wykonano wyroków śmierci?

Artykuł został opublikowany w 7/2014 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.