Z kolei w okresie Edo, gdy władzę nad Japonią przejął ród Tokugawa, seppuku stało się sposobem na wykonywanie kary śmierci wśród przedstawicieli szlachty. Metodę tę uważano za mniej hańbiącą dla delikwenta niż zwykłe ścięcie, jeśli zaś samuraj, przeciwko któremu toczyło się śledztwo, decydował się, nie czekając na jego wynik, własnoręcznie odebrać sobie życie, jego rodzina niezależnie od tego, czy był winny, czy też nie, zachowywała swój honor i majątek.
Krwawy rytuał
Zasady poprawnego popełnienia seppuku wykrystalizowały się ostatecznie w epoce Edo. Na jej początku mający odebrać sobie życie samuraj udawał się do wybranej przez siebie świątyni i tam zadawał sobie śmierć, z czasem jednak, gdy harakiri stało się po prostu sposobem wykonywania kary śmierci, utarł się zwyczaj, aby wojownik zabijał się w rezydencji swojego dajmio. Z reguły nie wybierano do tego celu głównego pałacu seniora, lecz któryś z pomniejszych. Wyjątek stanowiła sytuacja, gdy będący w podróży szlachcic otrzymywał od seniora rozkaz natychmiastowego seppuku. W takim przypadku wracano do wcześniejszego obyczaju i na potrzeby ceremonii wynajmowano świątynię.
W dniu wyznaczonym na przeprowadzenie egzekucji w domu dajmio, którego jurysdykcji przekazano delikwenta mającego własnoręcznie się zabić, pojawiali się państwowi kontrolerzy mający sprawdzić, czy podjęto wszystkie właściwe kroki. Następnie skazańca sprowadzano przed oblicze suwerena. Na oczach księcia feudalnego, jego domowników i kontrolerów samuraj dobywał sztyletu i rozcinał sobie brzuch poziomo, ciągnąc ostrzem od lewa do prawa. Chwilę później na jego kark spadał cios miecza sekundanta dbającego o to, by skazany nie skompromitował się wrzaskami z bólu. Następnie ciało samobójcy było zasłaniane parawanem, za którym zawijano je w całun i wynoszono na tyły domu, by złożyć je do trumny.
Gdy w roku 1868 obalono rząd szogunatu i przywrócono pełnię władzy cesarzowi, rozpoczął się okres gorączkowej modernizacji, kiedy zacofana Japonia na wszelkie sposoby starała się dogonić rozwinięte technologicznie mocarstwa Zachodu. Seppuku uznano wówczas za relikt przeszłości całkowicie niepasujący do nowych czasów. Stare przyzwyczajenia niełatwo było jednak zmienić. Saigō Takamori to najpierw jeden z czołowych przywódców przewrotu Meiji, a następnie zagorzały krytyk niewesołego losu, jaki przyniósł on samurajom, i przywódca ostatniego skierowanego przeciwko nowym porządkom buntu japońskich wojowników. Po klęsce, jaką wraz ze swymi zwolennikami poniósł w starciu z wojskami rządowymi w bitwie pod Shiroyamą w roku 1877, spróbował popełnić seppuku. W jego przypadku na dobrych chęciach się skończyło, postrzelony w biodro nie był w stanie dopełnić skomplikowanych wymagań rytuału i ostatecznie zginął dopiero wtedy, gdy jeden z jego adiutantów obciął mu głowę. Nie przeszkodziło to jednak śmierci Saigō przejść do legendy, która fascynować miała kolejne pokolenia Japończyków.
O ile harakiri, nawet jeśli nieudane, było końcem, jakiego można się było spodziewać dla człowieka, którego ochrzczono „ostatnim samurajem”, o tyle w roku 1912, wkrótce po przygnębiającej wszystkich śmierci cesarza Meiji, mieszkańców Japonii czekał kolejny szok. Zasłużony na licznych polach bitewnych sędziwy gen. Nogi Maresuke zrobił bowiem coś, co nawet w czasach szogunatu Tokugawów nie było powszechnie praktykowane – po cesarskim pogrzebie rozpruł sobie brzuch, wcześniej namawiając do tego samego swoją małżonkę.
Kiedy w latach 20. Japończycy zaczęli wkraczać na ścieżkę militaryzmu mającego ostatecznie pchnąć ich do udziału w II wojnie światowej, duch harakiri odżył i zaczął straszyć wśród wojskowych. Pełniący służbę w Tokio polski attaché wojskowy Wacław Jędrzejewicz w swych raportach do Warszawy pisał m.in. o przypadku oficera marynarki, którego okręt w czasie manewrów staranował inną jednostkę, co spowodowało śmierć licznych marynarzy. Chociaż sąd uniewinnił nieszczęsnego kapitana ze wszystkich zarzutów, ten popełnił samobójstwo, po śmierci zaś stał się bohaterem narodowym, a jego rodzinie zaproponowano zorganizowanie dla niego państwowego pogrzebu. Wydarzenie to nie było wypadkiem odosobnionym, inny wojskowy, tym razem służący w wywiadzie, rozpruł sobie brzuch, gdy na jaw wyszło, że jego kochanka jest sowiecką agentką. Historie tego typu zdarzały się od czasu do czasu we wszystkich tajnych służbach, ale tylko w Japonii mogły pociągnąć za sobą tak widowiskowe samobójstwo delikwenta.
Prawdziwy renesans nieludzkiego obyczaju harakiri przyszedł wraz z II wojną światową i ponoszonymi przez Japonię klęskami w wojnie na Pacyfiku. Zarówno oficerowie, jak i zwykli żołnierze, w większości niewywodzący się z klasy samurajów, lecz przesiąknięci etosem owych dawnych wojowników wyrażającym się w słowach: „Śmierć jest lekka jak piórko, obowiązek jest ciężki niczym góra”, brzydząc się wizją dostania do niewoli, szukali śmierci w walce. Jeśli jej nie znaleźli, wówczas odbierali sobie życie bądź w sposób tradycyjny – przez rozprucie sobie brzucha – bądź nowocześnie i bardziej widowiskowo – np. rozrywając się granatami.
Po wojnie wydawało się, że wraz z demilitaryzacją i demokratyzacją Japonii seppuku zostanie pogrzebane na zawsze. Jak pokazuje przykład, od którego zacząłem niniejszą opowieść, tak się jednak nie stało. Uznawany za murowanego kandydata do Nagrody Nobla pisarz Mishima Yukio w listopadzie 1970 r. zamiast tworzyć kolejne wiekopomne dzieła, zdecydował się przeprowadzić zamach stanu, kiedy zaś przewrót zamienił się w komedię, zrozpaczony Mishima postąpił tak, jak nakazywał mu honor samuraja, i popełnił harakiri. Seppuku to, jak dotychczas, było ostatnim w dziejach Japonii i miejmy nadzieję, że tak już zostanie, choć warto pamiętać, że z Japończykami nigdy nic nie wiadomo. Desperaci preferują dziś prostsze metody, takie jak powieszenie się, otrucie bądź w najbardziej skrajnych przypadkach skok do wulkanu, nie można jednak wykluczyć, że jeszcze doczekamy się tego, iż jakiś potomek samurajów postanowi powrócić do dawnego zwyczaju.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.