Już wiosną 1940 r. komando Langego jeździło po Kraju Warty od szpitala do szpitala i gazowało chorych. Był to dla Langego „trening” przed kolejnym zbrodniczym zadaniem – utworzeniem obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem. Powtórzył tam ten sam schemat, który wypróbował podczas zabijania chorych psychicznie.
Z jakich pobudek działał Lange?Na pewno nie można o nim powiedzieć, że robił to tylko dla „idei”. Za odebranie jednego życia dostawał 10 marek. To nie było wcale dużo. Lange traktował to jak pracę – po zlikwidowaniu chorych psychicznie w Kraju Warty jego grupa była „wynajmowana” w tym samym celu w innych okręgach, np. w Prusach Wschodnich, gdzie zabijano chorych psychicznie Niemców. Natrafiłem na dokumenty, w których Lange domaga się wypłaty zaległych 15,5 tys. marek za zabicie 1550 chorych psychicznie rodaków.
To samo działo się w Generalnym Gubernatorstwie?
Eliminacja tej grupy ludzi w GG wyglądała inaczej. Pierwszym szpitalem w GG, który zlikwidowali Niemcy, był szpital psychiatryczny w Chełmie w woj. lubelskim. 12 stycznia 1940 r. przyjechała tam grupa esesmanów. Kazali się rozejść personelowi do domów, zostawili na miejscu tylko 10 sanitariuszy, których zmusili do wyprowadzenia pacjentów. Byli oni następnie zabijani strzałem w tył głowy. Ci, którzy stawiali opór, byli wyrzucani przez okna. Doszło tam do potwornej masakry. Zamordowano tam tego jednego dnia ok. 300 mężczyzn, 124 kobiety oraz 17 dzieci.
Czytaj też:
Polska karząca. Przed tymi egzekutorami nie było ucieczki
W przeciwieństwie do polskich ziem włączonych do III Rzeszy Niemcy w GG zlikwidowali jeszcze tylko dwa szpitale: krakowski szpital w Kobierzynie oraz Szpital dla Umysłowo i Nerwowo Chorych Żydów Zofiówka w Otwocku. Pacjentów z Kobierzyna wywieźli do Auschwitz-Birkenau i zagazowali w Birkenau w komorze nr 1. Część pacjentów z Otwocka zabili na miejscu, natomiast resztę wymordowali w Treblince.
Nie oznacza to jednak, że w szpitalach, które nie zostały zlikwidowane, życie pacjentów nie było zagrożone. Przykładowo w dużym zakładzie w Tworkach nie stosowano metody bezpośredniego zabijania, czyli rozstrzeliwania, ale uciekano się do pośrednich metod eliminacji: głodzenia oraz niedbania o warunki higieniczne, co powodowało szerzenie się chorób zakaźnych wśród pacjentów.
Szczególnie potworną skalę głód przybrał w szpitalu w Kulparkowie koło Lwowa, który pod koniec wojny opróżniono na potrzeby SS-Galizien. Od lipca 1941 do maja 1942 r. zmarło tam z głodu 1179 chorych. 15 stycznia 1943 r. w szpitalu pozostało ich tylko 260.
Jak reagowała na to dyrekcja szpitali?
Niemcy wymieniali dyrektorów tych placówek na swoich ludzi, którzy często nie mieli z medycyną nic wspólnego. To pokazywało intencje: w ogóle nie chodziło o leczenie pacjentów, szpitale psychiatryczne w GG traktowano jako ostatnie miejsca, którymi trzeba się zajmować.
Pamiętajmy jednak, że każda wojna to dla psychiatrii prawdziwa tragedia. Dość powiedzieć, że w poprzednim wielkim konflikcie, w czasie I wojny światowej, w samych Niemczech z głodu zginęło ponad 130 tys. pacjentów szpitali psychiatrycznych. Oczywiście było wśród nich wielu Polaków. Teraz zresztą, podczas wojny na Ukrainie, sytuacja chorych psychicznie również jest tragiczna.
Niemcy dużo bardziej brutalnie przeprowadzili zagładę chorych psychicznie w Polsce niż u siebie. Wydaje się, że u nich wszystko odbywało się według określonych procedur, natomiast u nas nikt się nawet nie przejmował stwarzaniem pozorów?
Oczywiście. Niemcy aż tak brutalnie nie zachowywali się wobec swoich pacjentów. U nas wszystko odbywało się w atmosferze wojennego, okupacyjnego gwałtu. Jednak pamiętajmy, że w III Rzeszy w ramach akcji „T4” zamordowano ponad 200 tys. ludzi chorych psychicznie, czyli jednak skala tych mordów była większa u nich niż u nas.
Po wielu latach badań doszedłem do wniosku, że na to, co się działo w Polsce, trzeba patrzeć jako na proces oddzielny od akcji „T4”. Istniały oczywiście pewne punkty styczne, ale w Niemczech była to planowo przeprowadzana eutanazja, oparta na procedurach medycznych. Chociaż, prawdę mówiąc, bardziej pasuje tu słowo „tanazja” niż „eutanazja”, ponieważ to wszystko z „dobrą śmiercią” nie ma nic wspólnego.
Jak to się właściwie stało, że stanął pan na czele komisji historycznej przy Polskim Towarzystwie Psychiatrycznym i tak poważnie zajął się pan tym tematem?
Widziałem, że brakuje dobrego opracowania tego tematu. Na początku mojej pracy zawodowej współpracowałem z psychiatrą Zdzisławem Jaroszewskim, który był świadkiem wywózki na śmierć dzieci w szpitalu w Owińskach. Dążył on do tego, żeby to wszystko gruntownie przebadać. Poszedłem tym tropem, ponieważ był to – i wciąż zresztą w znacznej mierze jest – właściwie niechciany temat.
Dlatego dziś potrzebne są dwie rzeczy. Pierwsza nic nie kosztuje: Polska powinna ustanowić dzień pamięci o pomordowanych w czasie II wojny światowej chorych psychicznie. Dobrym dniem jest 22 września – początek mordowania chorych w Kocborowie. Druga rzecz: trzeba postawić im pomnik, ponieważ zawsze jest to punkt wyjścia do prawdziwego upamiętnienia.
Ma pan jakąś propozycję, gdzie taki pomnik powinien stanąć?
Najlepsze byłoby miejsce między pomnikiem Powstania Warszawskiego a pomnikiem Poległym i Pomordowanym na Wschodzie. W czasie wojny mieścił się tam szpital psychiatryczny św. Jana Bożego. Dziś nie ma już po nim śladu, w czasie powstania warszawskiego szpital został zrównany z ziemią, a pacjenci zabici.
Ziemia już jest zabezpieczona: ojcowie bonifratrzy zgodzili się oddać kawałek terenu pod pomnik. Teraz trzeba tylko zebrać pieniądze na projekt i realizację. Liczę, że Polacy nie zawiodą i uda nam się upamiętnić tragiczny los tych 20 tys. bezbronnych obywateli II RP, którzy zostali zgładzeni w imię barbarzyńskiej pogoni za doskonałością.
Dr. hab. n. med. Tadeusz Nasierowski jest pracownikiem Katedry i Kliniki Psychiatrycznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, przewodniczącym Komisji Historycznej przy Polskim Towarzystwie Psychiatrycznym, autorem książki „Zagłada osób z zaburzeniami psychicznymi w okupowanej Polsce”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.