Jan III, tak jak jego poprzednicy, chciał zapewnić koronę swojemu synowi. Naturalnym kandydatem, jako pierworodny, był Jakub Ludwik Sobieski. Urodził się jako syn hetmana Sobieskiego i Marii Kazimiery, nazywanej dość poufale Marysieńką, w 1667 r. w Paryżu. Na cześć ojca chrzestnego Ludwika XIV, który zresztą nie był obecny przy sakramencie, dano mu na drugie imię Ludwik. Wydawać by się mogło, że to dobry znak: niejako patronem młodego Sobieskiego był wielki monarcha. Może więc i Jakubowi Ludwikowi była pisana korona? Tak się jednak nie stało.
„Młody Jakub wątłej był budowy ciała, miernego wzrostu, nawet nieco ułomny, co aby pokryć, zalecała mu matka nosić kamizolę z jednego boku podwatowaną. Pomimo tego Jakub był przystojnym młodzieńcem” – zapewniał XIX-wieczny historyk Władysław Zawadzki.
Szesnastoletni Jakub wziął u boku ojca udział w wyprawie wiedeńskiej. Z pewnością było to obmyślane przez króla posunięcie – chciał pokazać swojego syna, oswajać szlacheckich wyborców z kandydatem do korony. Jakub był świadkiem triumfu Jana III, zmąconego przez spotkanie z cesarzem Leopoldem I, którego stolicę uratował polski król. Gdy Jan III przedstawiał syna cesarzowi, ten nie zareagował. „Na co ja patrząc, ledwiem nie strętwiał” – pisał Jan Sobieski do żony. Jego syn tak opisał tę scenę w prowadzonym diariuszu z wyprawy wiedeńskiej: „Nie wiem, czy to, że przypadkiem spadające aż na ramię długie pióra wzrok mu zasłaniały, czy też to, że się obawiał, aby go nie uniósł dziki rumak, którego wstrzymywał obiema rękami, jeżeliby sięgnął do kapelusza dla oddania ukłonu, było przyczyną, że zaniedbał odpowiedzieć na mój ukłon, Austriacy spierają się o to i spór dotychczas nie jest rozstrzygnięty”.
Jakub wyraźnie bagatelizował incydent. Jednak historycy uważają, że cesarz Leopold I z premedytacją nie pozdrowił syna Jana III, dając tym samym znać, że nie uważa go za następcę na tronie polskim ani kandydata na żaden inny tron. A węgierscy powstańcy kilka lat przed bitwą o Wiedeń proponowali Jakubowi koronę św. Stefana. Wówczas jednak Jan III miał odpowiedzieć, że potrzebuje syna dla Polski. Zachowanie cesarza tak komentował znakomity historyk Zbigniew Wójcik: „Była to brutalna demonstracja przeciw planom dynastycznym Jana III i Marii Kazimiery”.
Wkrótce po zwycięstwie wiedeńskim doszło do upokarzającej klęski w pierwszej bitwie pod Parkanami. Jan III, widząc panikę we własnych szeregach będącą zapowiedzią pogromu, kazał Jakubowi uchodzić z pola bitwy. Sam też zresztą musiał uciekać, ale dwa dni później rozbił siły Kara Mustafy doszczętnie.
Magnacka opozycja
Wiedeńskie zwycięstwo króla Jana III wzmacniało jego pozycję w Rzeczypospolitej. Wydawać by się mogło, że zwiększa szanse jego syna na koronę. Tak właśnie po opromienionym legendą zwycięzcy Jeremim Wiśniowieckim został wybrany jego syn Michał. Nic jednak nie powtarza się dwa razy. Magnaci uznali, że Jan III za bardzo wyrósł, za wiele zyskał sławy, więc postanowili utrącić wszelkie zamiary zapewnienia korony jego synowi. Głośny był incydent, gdy podczas procesji Bożego Ciała Jan III kazał iść Jakubowi przed sobą. Zaprotestował marszałek wielki koronny.
Trzy lata po zwycięstwie pod Wiedniem Jakub był obecny na radzie Senatu, za zgodą senatorów. Jednak zdarzyło się to pod nieobecność wrogów króla Sobieskiego: Lubomirskich i Sapiehów. W 1687 r. Jan III powierzył synowi dowództwo nad armią w wyprawie na Turków. Król, podejmując po Wiedniu wyprawy na południe, liczył, że w ten sposób zapewni tron mołdawski Jakubowi i wzmocni wydatnie pozycję syna w przyszłej elekcji. Oddanie komendy nad wojskiem Jakubowi nie było szczęśliwym posunięciem. Dało bowiem powód opozycji magnackiej do oskarżeń, że poniża hetmanów. Niestety, wszystkie mołdawskie kampanie Jana III były klęską niszczącą mit zwycięzcy spod Wiednia.
Wielki historyk, Władysław Konopczyński, pisał:
„Zapanował duch nieprzejednanej opozycji wobec dynastycznych rojeń Sobieskiego. W tym postanowieniu łączyli się panowie wszystkich zabarwień. […] Fala dąsów pańskich rzucała się wysoko i bryzgała pianą. Nie było zarzutu, którego by oszczędzono Sobieskiemu w paszkwilach i gadaninach sejmowych”.
Czytaj też:
Sobieski wrogiem „uchodźców”, czyli historia według antify
Magnaci szukali poparcia za granicą: we Francji, w Brandenburgii i Austrii. Niestety – jak zauważał historyk Andrzej Sulima Kamiński – Jan III nie potrafił zgromadzić wokół siebie senatorów-rojalistów. Tylko czy byli chętni? Król – którego ambicje nie ograniczały się tylko do planów dynastycznych, lecz także do naprawy ustroju Rzeczypospolitej – mógł natomiast oprzeć się na szlachcie. Jan III zawahał się jednak. Bał się bratobójczej wojny domowej. A tylko zbrojnie mógłby pokonać magnacką opozycję. Jego biograf Zbigniew Wójcik pisał, że król, nie podejmując tego ryzyka, przegrał walkę i o naprawę państwa, i o tron dla syna.
Mariaże Jakuba
Jan III i Maria Kazimiera chcieli wzmocnić prestiż i szanse Jakuba w przyszłej elekcji poprzez jego małżeństwo z niewiastą z wielkiego królewskiego europejskiego rodu. Były to nierealistyczne marzenia. Nikt nie chciał wydawać córki za Jakuba, o którym nie wiadomo było, czy zostanie królem. Sobiescy postanowili więc szukać wsparcia dla syna na gruncie krajowym. A nadarzała się niebywała okazja: małżeństwo z jedyną dziedziczką fortuny radziwiłłowskiej linii kalwińskiej na Birżach i Dubinkach – Ludwiką Karoliną.
Jednak Radziwiłłówna wyszła za mąż za syna swego opiekuna, elektora brandenburskiego Fryderyka Wilhelma Hohenzollerna, przyszłego króla Prus. Owdowiała w 1687 r. I wówczas wróciła sprawa mariażu Jakuba. Wydawało się, że wszystko jest na najlepszej drodze. Jakub przyjechał do Ludwiki Karoliny do Berlina i został przez nią miło przyjęty. Odbyły się formalne zaręczyny. Koło „wesołej wdówki” – jak nazwał ją Zbigniew Wójcik – kręcił się jednak Karol III Filip Wittelsbach, książę neuburski. Ludwika Karolina spotykała się z nim potajemnie. Aż wreszcie potajemnie wyszła za niego za mąż w rezydencji posła cesarskiego.