Agresje Wschodu – Hunów, Mongołów, Turków Seldżuków, a jeszcze bardziej Turków Osmanów – niosły podbój i poddaństwo oraz koraniczne przepisy zamiast prawa łacińskiego. Podobno z zapisów w Koranie wynikają zarówno niemal ewangeliczne nakazy miłości bliźniego (oczywiście muzułmanina, a nie giaura), jak i nakazy mordowania niewiernych, z czego korzystał nie tylko Mehmed Zdobywca w Konstantynopolu (1453), lecz także dziś bojownicy tzw. Państwa Islamskiego w Syrii i na ulicach największych miast Europy.
Dzieje ludzkości dzieli się na okresy krótkie – np. wyznaczane latami panowania króla lub kadencji poszczególnych rządów – ale i na bardzo długie epoki. W stosunkach Wschodu z Zachodem prymat cywilizacji hellenistyczno-rzymskiej trwał – przypomnijmy – 1,1 tys. lat, kiedy rozpoczęły się podboje islamu. Ich impet zmalał mniej więcej wraz ze śmiercią sułtana tureckiego i kalifa całego islamu Sulejmana Wspaniałego oraz klęską floty jego następcy Selima Pijaka pod Lepanto (1571). Na lądzie załamał się dopiero pod Wiedniem (1683) i po przegranych wojnach z Rosją w XVIII w. Znów 1,1 tys. lat. Przyszła epoka zdecydowanej przewagi gospodarczej i militarnej Zachodu. Po I wojnie światowej wielka część krajów muzułmańskich stała się koloniami lub obszarami mandatowymi zachodnich mocarstw europejskich. To już jednak przeszłość. Tym razem po stu latach Zachód znów czeka działanie w samoobronie. Tak jak podczas krucjat.
Gotfryd i inni
Początek krucjat był obiecujący. 15 lipca 1099 r. krzyżowcy zdobyli Jerozolimę. Triumf rycerzy łacińskich był zaiste wielki i miał dla współczesnych cechy nadprzyrodzone.
W największym skrócie przypomnijmy, że ruszyli nie tylko ci rycerze, którzy szukali przygód, ziemi i łupów. Wielu pozbywało się wszystkich majętności, aby wyposażyć siebie i swe poczty na wyprawę. Tak uczynił jeden z wodzów – słynny Gotfryd z Bouillon, książę Dolnej Lotaryngii. Wzdłuż Dunaju, przez Węgry i Serbię; przez północne Włochy i Dalmację; statkami przez Adriatyk docierały wojska pod Konstantynopol aż do późnej wiosny 1097 r. Na drugi brzeg Bosforu cesarz bizantyjski Aleksy przeprawił kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Budzą podziw determinacja, męstwo i wytrzymałość ówczesnych wojowników. Z uwagi na możliwość ciągłych ataków wroga poruszali się w upale, po nadmorskich bezdrożach, na ogół w ciężkich kolczugach sięgających kolan i żelaznych, stożkowatych hełmach na kolczych czepcach, dźwigając ciężkie tarcze, włócznie, obosieczne miecze, topory, puginały.
6 maja 1097 r. krzyżowcy w sile 35–40 tys. ludzi dotarli pod Nikeę, a 1 lipca doszło do bitwy pod Doryleum, gdzie krzyżowcy rozgromili chcących odzyskać gród Turków. Droga przez Anatolię stanęła otworem. W październiku 1097 r. łacinnicy stanęli pod Antiochią, gdzie wkrótce sami zostali oblężeni. Cierpieli głód i zarazę, na którą zmarł papieski legat Ademar. Na duchu podnosił ich kaznodzieja Piotr Bartłomiej, któremu ukazał się św. Andrzej, wskazał miejsce ukrycia świętej włóczni, którą był przebity Chrystus na krzyżu, i rzekł: „Wiedz, że ktokolwiek będzie tę włócznię niósł w bitwie, nigdy nie zostanie zwyciężony”. I oto pod posadzką kościoła św. Piotra faktycznie odnaleziono włócznię... Umierający z głodu, ale uniesieni religijnym zapałem krzyżowcy zaproponowali wodzowi tureckiemu Kerbodze bitwę pod murami miasta. Ten zgodził się, bo miał czterokrotną przewagę w ludziach i był pewien zwycięstwa. Walczący pieszo po zjedzeniu swych koni łacinnicy okazali niezwykłą wolę walki. Ponosząc dotkliwe straty, zdobyli jednak obóz tureckiego wodza, wywołali popłoch w szeregach jego armii i pokonali wroga, co zakrawało na cud. W istocie niektórzy przysięgali, że wspomagali ich św. Jerzy i inni święci, walczący na białych koniach.
Gdy krzyżowcy leczyli rany i odnawiali siły w Antiochii, okoliczności nadal cudownie im sprzyjały. Turcy bowiem walczyli z Fatymidami w Egipcie, stracili na ich rzecz Jerozolimę, a kiedy wyprawa rycerzy znów ruszyła, kolejne miasta – Trypolis, Tyr, Akra – otwierały przed nimi bramy. Pod Jerozolimę dotarło 7 czerwca 1099 r. tylko blisko 10 tys. krzyżowców, podczas gdy siły Fatymidów liczyły trzy razy więcej. Dowódca załogi miasta kazał zatruć podmiejskie studnie, ukryć stada bydła i wygnać wszystkich chrześcijan na pustynię. Pozostali tylko muzułmanie i Żydzi. Potężne mury i strome stoki stanowiły przeszkodę nie do pokonania dla pozbawionych machin oblężniczych chrześcijan. Upał, pragnienie, głód i spodziewana odsiecz muzułmańska mogły pozbawić ich woli walki.
Po kilku jednak dniach – zgodnie z przepowiednią starego pustelnika spotkanego na Górze Oliwnej – zaatakowali. Autor „Gesta Francorum”... zapisał: „W poniedziałek zaatakowaliśmy gwałtownie miasto, i to z taką siłą, że gdyby tylko drabiny były gotowe, miasto wpadłoby w nasze ręce. Tymczasem zniszczyliśmy niższy mur, a do muru głównego przystawiliśmy wieżę oblężniczą. Nasi rycerze weszli na nią, natychmiast rozpoczynając walkę na miecze i włócznie z Saracenami i obrońcami miasta. Wielu naszych legło, ale więcej z ich strony”. Łacinnicy cofnęli się. I oto cudownym zrządzeniem losu 17 czerwca sześć okrętów genueńskich i angielskich przywiozło do Jaffy nie tylko żywność i broń, lecz także liny, gwoździe oraz sworznie do budowy machin. Drewno sprowadzono aż z Samarii. 10 lipca zbudowano beluardy – drewniane wieże na kołach, wyposażone w tarany, z podestami dla łuczników i oszczepników oraz z pomostami na koronach, które opuszczano podczas szturmu.
Post i uroczyste procesje poprzedziły atak. Przetoczono beluardy – jedną pod północny odcinek fortyfikacji, drugą na górę Syjon. Przerażeni obrońcy próbowali zniszczyć je z katapult oraz ogniem greckim, ale bez skutku. Chrześcijanie tym bardziej uwierzyli, że spełniają wolę Boga. Było wtedy pod murami kilkanaście tysięcy zbrojnych i rzesza pielgrzymów, chorych i rannych. Szturm został poprzedzony zasypaniem fos przez biedaków, którym za to niebezpieczne zajęcie sowicie płacono. Wieczorem 14 lipca wojownikom Rajmunda z Tuluzy udało się ustawić beluardę pod murem, ale krzyżowcy zostali zeń zepchnięci. Następnego ranka atak powiódł się oddziałowi Gotfryda z Bouillon na północnym odcinku. Pierwsi wdarli się na mury dwaj rycerze flamandzcy Litold i Gilbert z Tournai. Nic nie mogło powstrzymać krzyżowców, którzy szli przez Jerozolimę, zabijając wszystkich, których napotkali. Rzeź Jerozolimy wstrząsnęła światem muzułmańskim i jest pamiętana do dziś.
A łacinnicy założyli na Bliskim Wschodzie feudalne państewka: Królestwo Jerozolimskie, księstwo Antiochii oraz hrabstwa Edessy i Trypolisu. Władcą Jerozolimy został Gotfryd, który tytułował się Obrońcą Grobu Pańskiego. Powstały zakony rycerskie. W miarę upływu lat krzyżowcy ustępowali jednak pod naporem islamu. Jerozolima wpadła w ręce sułtana Saladyna po klęsce pozbawionej wody armii krzyżowców pod Hittin (1187). Kolejne krucjaty nie potrafiły jej odbić. Wypraw zbrojnych do Ziemi Świętej (do 1270) wylicza się siedem. Najsłynniejsza była III (1189–1192), z udziałem cesarza Fryderyka I Barbarossy (utonął po drodze), króla Francji Filipa II Augusta i króla Anglii Ryszarda Lwie Serce. Krucjata IV (1202–1204) zakończyła się niestety haniebnym złupieniem... Konstantynopola. Między V a VI krucjatą była ekspedycja pokojowa Fryderyka II (1228–1229), który potrafił wynegocjować okresowy zarząd Jerozolimy przez chrześcijan.
Jednocześnie z wyprawami do Ziemi Świętej za krucjaty zaczęto uważać wojny w ramach rekonkwisty oraz z heretykami (np. albigensami), a także z poganami połabskimi i nadbałtyckimi. Jeszcze w 1409 r. Krzyżacy zapraszali gości z Zachodu do walki z rzekomo pogańską Litwą. Za ostatnią ogólnoeuropejską krucjatę uważa się wyprawę króla węgierskiego (późniejszego cesarza) Zygmunta Luksemburskiego przeciw Turkom, zakończoną klęską pod Nikopolis nad Dunajem (1396). Tragedia Władysława Warneńczyka pod Warną (1444) poprzedziła upadek Konstantynopola (1453).
Napór islamu trwał nadal i tylko determinacja chrześcijan – zwłaszcza Węgrów, Włochów, Hiszpanów i Polaków, których nazwano antemurale christianitatis (przedmurzem chrześcijaństwa) – uchroniła Europę przed utratą własnej kultury i tożsamości. Si monumentum requires, circumspice – jeśli szukasz pomnika, rozejrzyj się dokoła...
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.