Czarna legenda krucjat. Tak zmanipulowano historię obrońców wiary
  • Maciej RosalakAutor:Maciej Rosalak

Czarna legenda krucjat. Tak zmanipulowano historię obrońców wiary

Dodano: 
Obraz "Zdobycie Jerozolimy przez Krzyżowców, 15 lipca 1099" Émile'a Signola
Obraz "Zdobycie Jerozolimy przez Krzyżowców, 15 lipca 1099" Émile'a Signola Źródło: Wikimedia Commons
Barbarzyńskie poczynania muzułmanów w Jerozolimie skłoniły chrześcijan do obrony Ziemi Świętej.

Papież Urban II powiedział 27 listopada 1095 r. w Clermont do biskupów i możnych z całej Europy: „Jerozolima jest teraz w rękach wrogów Chrystusa. Oczekuje na wyzwolenie i nie można zwlekać z udzieleniem jej pomocy. Bóg powierzył wam, Frankom, największą chwałę rycerską wśród wszystkich narodów. Z tego powodu gorliwie podejmijcie tę wyprawę dla odkupienia waszych grzechów i bądźcie pewni nagrody nieprzemijającej chwały w Królestwie Niebieskim”. „Bóg tak chce” – zapewnił na koniec.

To wezwanie dało początek epoce wypraw krzyżowych. Ich legenda ożywiała w ciągu wieków wiarę i wyobraźnię ludzi Zachodu, budząc dumę i podziw dla męstwa, wytrwałości, pobożności i poświęcenia rycerzy z krzyżami na tunikach okrywających kolcze zbroje. Potem nadeszła epoka wstydu za nich. Może czas przestać się wstydzić...

Odruch obrony

Zagrożenie, jakie niesie naszej cywilizacji świat islamu, każe przewartościować nie tylko beznadziejnie krótkowzroczną i naiwną, a może raczej diabolicznie przewrotną koncepcję multi-kulti, lecz także wydarzenia i zjawiska dziejowe sięgające niekiedy zamierzchłych czasów. Należą do nich przede wszystkim krucjaty. Długie lata intelektualiści, historycy, pisarze i publicyści zachodni – z takimi chlubnymi wyjątkami jak Oriana Fallaci – byli skłonni bić się w piersi za grzechy przodków, krzyżowców. Przypisywano rycerzom z krajów chrześcijańskich jedynie najgorsze cechy, takie jak fanatyzm i okrucieństwo, oraz najgorsze zbrodnie przeciwko niewinnym rzekomo muzułmanom. Jedynymi skutkami były: potwierdzenie tez głoszonych od wieków po tamtej stronie oraz rozjątrzenie mściwego gniewu, który rodzi tam terrorystów. Fanatycznych i okrutnych. Podnoszą przy tym sztandar dżihadu, czyli świętej wojny, przynoszącej w konkretnym, ziemskim wymiarze ludobójstwo chrześcijan, niewinnych ludzi, z dziećmi i kobietami włącznie.

– Ale chrześcijanie zaatakowali pierwsi! To właśnie krzyżowcy przybyli na ziemie Proroka i mordowali jego wyznawców w ramach swojej „świętej wojny”! – słyszymy zarzuty.

Ejże! Tereny Palestyny – a także całego Bliskiego Wschodu, Afryki Północnej i Hiszpanii – były własnością muzułmanów dopiero od VII w., czyli właśnie od dżihadu wznieconego przez proroka Mahometa. Jego wyznawcy wyrzynali najpierw swych arabskich ziomków, którzy nie chcieli przyjąć jego nauk, a potem ruszyli we wszystkie strony świata, podbijając zbrojnie rozległe ziemie od Chorezmu i Afganistanu na wschodzie do krajów Maghrebu w Afryce na zachodzie. Rzekomo byli tolerancyjni, ale zdarzały się takie ekscesy jak te fatymidzkiego kalifa Al-Hakima, który w latach 1004–1014 zburzył świątynię Grobu Pańskiego w Jerozolimie i 30 tys. innych kościołów na terytoriach zamieszkanych przecież od wieków przez wyznawców Chrystusa.

W kolejnym stuleciu islamiści sięgnęli z Afryki po cały Półwysep Pirenejski (711). Wkrótce Maurowie (Saraceni) przekroczyli Pireneje, aby posiąść ziemie Franków. Udało się im nawet początkowo w Akwitanii, ale cofnęli się po klęsce w bitwie z Karolem Młotem w środkowej Francji – pod Poitiers (732). Za Pireneje wyparł ich jednak skutecznie dopiero Karol Wielki. Na ziemiach italskich Saraceni opanowali w IX w. wyspy – Maltę, Sardynię i Sycylię – i wdarli się na Półwysep Apeniński. Dziesiątki lat okupowali miasta na południu (Bari, Brindisi, Tarent), inne zdobywali i łupili. W 846 r. zajęli nawet część Rzymu z bazyliką św. Piotra! Złupili też znane klasztory z benedyktyńskim na Monte Cassino włącznie. Kres ich dominacji w południowych Włoszech położyły dopiero świetne zwycięstwo połączonych sił chrześcijańskich nad rzeką Garigliano w 915 r. i kilka wygranych wcześniej bitew morskich. Z Sycylii przegnali ich dopiero Normanowie w 1091 r., a więc cztery lata przed synodem w Clermont. Tak więc doświadczenie islamskich najazdów – z mordowaniem opornych, rabunkiem oraz porywaniem i braniem w niewolę – było wtedy żywe wśród ludzi zamieszkujących serce chrześcijańskiej Europy.

Armia Saladyna na XIV-wiecznym francuskim manuskrypcie

Chrześcijanie iberyjscy pozostawali w jarzmie Al-Andalus – jak nazywano emirat (a po 929 r. kalifat Kordoby) obejmujący niemal cały półwysep. W 1063 r. papież Aleksander II wezwał chrześcijan do udzielenia zbrojnej pomocy tamtejszym współwyznawcom. Od VIII w. – poczynając od Asturii, która nie poddała się Maurom – trwała tam rekonkwista, czyli zbrojne odbieranie ziem zdobytych wcześniej przez muzułmanów, a właśnie w połowie XI w. rekonkwistadorzy zaczęli odnosić liczące się sukcesy. Natomiast pomysł krucjaty do Ziemi Świętej sam Urban II sformułował w marcu 1095 r. na synodzie w Piacenzie (kilka miesięcy przed słynnym wezwaniem w Clermont), gdzie przybyło poselstwo cesarza bizantyjskiego Aleksego I Komnena, proszącego o pomoc wszystkich chrześcijan w walce z najazdami muzułmanów.

Właśnie bowiem w tym czasie apogeum rozwoju przeżywało imperium Wielkich Seldżuków – dynastii Turków, którzy podbili Chorezm, Persję, ziemie dzisiejszego Iraku z Bagdadem, niemal całej Azji Mniejszej (dochodząc do Bosforu), Syrii i Palestyny. Islam przyjęli dopiero przed wiekiem i jako neofici, a zarazem byli koczownicy Wielkiego Stepu nastawieni na mord i rabunek, dali się we znaki szczególnie wspólnotom chrześcijańskim.

Chrześcijanie, którzy godzili się na panowanie Arabów, odbierających im wprawdzie liczne prawa należne muzułmanom i nakładających na nich większe podatki, ale pozwalających zwykle na w miarę bezpieczne życie, pod władzą Seldżuków nie znali dnia ani godziny. Stali się ludźmi wyjętymi spod prawa, niepewnymi losu swych żon, córek i synów, swojego dobytku i życia. Pielgrzymów przybywających do Ziemi Świętej traktowano jako zwierzyną łowną. Ruch pielgrzymkowy (tolerowany wcześniej, bo bardzo opłacalny dla Arabów) ustał.

I to właśnie barbarzyńskie poczynania Seldżuków uzmysłowiły chrześcijanom – zarówno greckiego, jak i łacińskiego obrządku (rozdzielonym dopiero co, bo w 1054 r.) – czym jest islam w ortodoksyjnym wydaniu. Krucjaty jawią się więc jako odruch chrześcijańskiej samoobrony i uprawnionego upomnienia się o sprawy dla każdego człowieka najświętsze.

Wschód vs Zachód

Jeśli spojrzymy na dzieje rejonów świata, będących pierwszymi znanymi z historii pisanej, to konflikt świata chrześcijańskiego i muzułmańskiego staje się częścią jeszcze dłuższej konfrontacji Wschodu z Zachodem. Doszło do niej 1,1 tys. lat wcześniej – licząc od bitwy pod Maratonem (490 r. p.n.e.) do hidżry Mahometa z Mekki do Medyny (622 r. n.e.). Despotyzm władcy rozległego imperium perskiego zderzył się wówczas z samorządnością obywatelskich miast-państw greckich. Oczywiście, ani starożytna Persja nie była jedynie kumulacją wszystkiego, co najgorsze, ani polis Hellenów ucieleśnieniem ideału. Najogólniej jednak rzecz ujmując, starożytna Grecja – z jej systemami przedstawicielskimi, teatrem, filozofią, etyką, rzeźbą i architekturą – stawała się kolebką kultury europejskiej. Persja natomiast – niszczycielską siłą, której najazd odparto.

Czytaj też:
Kłamstwo „Imienia Róży”. Jak sfałszowano historię inkwizycji

Dziesięć lat później znów z heroicznym trudem (Termopile, Salamina, Plateje) pokonano najeźdźców, ale po półtora wieku role odwróciły się diametralnie. Macedoński przywódca Hellenów – Aleksander Wielki – zdruzgotał między 331 a 334 r. p.n.e. (Granik, Issos, Gaugamela) całe imperium perskie, kazał swym żołnierzom wziąć za żony wschodnie branki (sam ożenił się z córką pokonanego Dariusza III) i założył… nowy świat: hellenistyczny. Zapanowały w nim język grecki i grecka kultura, która utrzymała się na Bliskim Wschodzie, w Azji Mniejszej i Afryce Północnej ponad półtora tysiąclecia. Ulegli jej rzymscy zdobywcy, a w części cesarstwa ze stolicą w Bizancjum, zwłaszcza gdy stała się chrześcijańskim Konstantynopolem, język grecki panował w metropolii, na dworze, w świątyniach, na hipodromie.

Przed wojną w polskich liceach uczono najkrótszej wersji rozwoju europejskiej kultury: Grecja dała nam piękno, Rzym – prawo, a chrześcijaństwo przyniosło miłość. W rzeczywistości toczyły się liczne wojny, w tym religijne, płynęły krew i łzy, górę brały często skrajny wyzysk i niesprawiedliwość, ale zasadnicze punkty odniesienia pozostawały niezmienne. Odwoływali się do nich ludzie, pozwalały nazwać rzeczy po imieniu. Inspirowały twórców katedr i mszy gregoriańskich, największych uczonych, myślicieli, malarzy, rzeźbiarzy, pisarzy i poetów.

Artykuł został opublikowany w 11/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.