Tadeusz A. Kisielewski
Zanim doszło do wielkich bitew i zanim mogły one przeważyć szalę zwycięstwa podczas II wojny światowej, w cieniu pracowało wielu ludzi, którzy zawczasu starali się na swój sposób tę szalę przeważyć. Kierowały nimi dwa dążenia: zaskoczyć przeciwnika wyborem czasu i miejsca ataku, a tym samym zminimalizować nieuniknione straty własne. Wywiad agenturalny szukał informacji na terenie przeciwnika, radiowywiad – wydatnie wspomagany przez sekcje dekryptażu – przechwytywał krążące w eterze decyzje polityczne i rozkazy operacyjne. Wywiad, radiowywiad i siły zbrojne łączyły wysiłki i kierowały je na dezinformowanie przeciwnika.
„Barbarossa”
Związek Sowiecki był głównym celem Hitlera, ofensywa na Zachodzie stanowiła zaś tylko atak prewencyjny, mający w przyszłości uchronić Niemcy od walki na dwa fronty. Przed niemieckim sztabem generalnym stanęło zadanie zamaskowania ostatniej fazy przygotowań, gdyż blitzkrieg mógł się powieść tylko dzięki zaskoczeniu Sowietów. W czerwcu 1941 r. na linii ciągnącej się od Bałtyku do granicy rumuńskiej znalazło się 3 mln niemieckich żołnierzy, ponad 3,5 tys. czołgów, ponad 7 tys. dział, 700 tys. koni.
Cała ta masa ukrywała się w lasach, ale od początku było oczywiste, że nie ujdzie ona oczu wrogich wywiadów. 18 lutego 1941 r. została więc wydana tajna dyrektywa, mówiąca o tym, że „rozwijanie sił przeciwko Rosji ma być przedstawione jako największy w historii wojen manewr wprowadzający w błąd nieprzyjaciela, służący odwróceniu uwagi od ostatnich przygotowań do inwazji na Anglię”. W realizowanie tej dyrektywy zaangażował się sam Hitler, pisząc dwa osobiste listy do Józefa Stalina, w których tłumaczył koncentrację niemieckich sił zbrojnych w pobliżu sowieckiej granicy dążeniem do usunięcia ich z zasięgu działania brytyjskiego lotnictwa.
Churchill, pomimo dostarczanych mu przez polski wywiad dokładnych informacji o dyslokacji dywizji Wehrmachtu, długo nie był pewien niemieckich zamiarów. Wreszcie otrzymał wiadomość, która wedle jego słów była „jak błyskawica w mroku”: dwie niemieckie dywizje pancerne, wysłane w kwietniu na Bałkany, nie wracały do swoich miejsc postoju, lecz skierowały się w stronę granicy sowieckiej. Z kolei Stalin – chociaż główni sowieccy agenci pracowali doskonale – był karmiony przez swoje otoczenie tylko takimi meldunkami, które potwierdzały jego przekonanie, że Hitler nie zaatakuje Sowietów.
Czy zatem niemiecka mistyfikacja się udała? Trudno o jednoznaczną odpowiedź, czy bardziej zaskoczyło Sowietów to, że Hitler w ogóle ich zaatakował, czy też to, że zdołał uprzedzić ich atak? Trudno dziś negować tezę – wysuniętą przez Wiktora Suworowa, a następnie udowodnioną m.in. przez Borysa Sokołowa, Władimira Niewieżyna, Walerija Daniłowa i Marka Sołonina – że Hitler jedynie o tydzień lub dwa uprzedził sowiecki atak na Niemcy. Stalin rzeczywiście dobrze wykorzystał prawie dwuletni okres „przyjaźni” z III Rzeszą i Armia Czerwona w niczym już nie przypominała tej gromady obszarpańców, która w 1939 r. zalała polskie Kresy Wschodnie. Była doskonale uzbrojona i szkolona wyłącznie do ataku. W pierwszym okresie poniosła straszliwe klęski, gdyż jej główne siły zostały wysunięte na samą granicę, a poziom kadry dowódczej był – na skutek wcześniejszych czystek – równie niski jak w 1939 r. Gdyby jednak Niemcy zaatakowali, jak mieli to pierwotnie w planie, 15 maja, gdy Armia Czerwona nie była jeszcze wystawiona na bezpośrednie uderzenie, które tym samym poszłoby w próżnię strategiczną, jej opór byłby silniejszy i niemieckie zabiegi maskujące przygotowania do inwazji na niewiele by się zapewne zdały.
„Husky”
Alianckie działania dezinformacyjne były o wiele bardziej wyszukane od niemieckich i przyniosły niekwestionowane sukcesy. Kiedy pod koniec 1942 r. Afryka Północna została opanowana przez wojska angloamerykańskie, dla wszystkich stały się oczywiste dwie rzeczy: kolejnym krokiem będzie Europa kontynentalna, a pomostem do niej Sycylia. Pozostało przekonać Niemców, że wbrew tej oczywistości alianci wybiorą inny pomost.
Rankiem 30 kwietnia 1943 r., u ujścia rzeki Huelva do Atlantyku, hiszpański rybak dostrzegł unoszące się na wodzie ciało. Topielec był odziany w mundur Royal Marines z naszywkami majora, miał przy sobie aktówkę przypiętą do przegubu łańcuchem przeciągniętym przez rękaw. Tak się przewozi tylko bardzo ważne dokumenty. Rybak przekazał ciało mjr. Williama Martina ludziom z hiszpańskiej marynarki wojennej. Ci zlecili obdukcję zwłok, która wykazała, że zmarły był w wodzie pięć lub sześć dni. Następnie zwłoki i dokumenty osobiste zostały wydane brytyjskiemu konsulowi, który zorganizował pogrzeb – na nagrobku z Huelvie wyryto datę śmierci 24 kwietnia 1943 r…. Natomiast wbrew naleganiom brytyjskiego ambasadora szef sztabu hiszpańskiej marynarki wojennej odmówił natychmiastowego oddania aktówki z zawartością, oznajmiając, że najpierw Hiszpanie muszą sprawdzić, co w niej jest. A było sporo:
– prywatny list zastępcy szefa brytyjskiego sztabu generalnego sir Archibalda Nye’a do gen. sir Harolda Aleksandra, dowodzącego w Afryce Północnej. W liście znajdowały się zrozumiałe dla adresata aluzje, że Sycylia to tylko maskarada mająca przykryć operację „Brimstone”, czyli lądowanie na Sardynii i w Grecji, z tym że Sardynia będzie odskocznią do późniejszego lądowania na zachodnim wybrzeżu Sycylii;
– oficjalny list szefa Sztabu Operacji Połączonych Rodzajów Wojsk lorda Louisa Mountbattena do adm. sir Andrew Cunninghama, dowódcy floty śródziemnomorskiej. W tym liście znalazła się też żartobliwa uwaga, że adresat „może mógłby wziąć ze sobą kilka sardynek, bo tutaj kupujemy je tylko na kartki”;
– prywatny list Mountbattena do gen. Dwighta Eisenhowera z prośbą o napisanie przedmowy do mającego się ukazać nowego wydania książki amerykańskiego autora Hilary’ego Sainta-George’a Saundersa „Combined Operations”;
– egzemplarz poprzedniego wydania tej książki;
– dwa listy miłosne od narzeczonej Pam, stenotypistki w ministerstwie wojny, do Martina, oraz jej zdjęcie.
Hiszpanie zawiadomili ambasadę III Rzeszy o zawartości aktówki i wypożyczyli ją Niemcom. Ci otworzyli listy, skopiowali je, a kopie wysłali do Berlina. Następnie zakleili listy, na których zostały jednak odciski uchwytów do błon fotograficznych, oddali je Hiszpanom, a ci Brytyjczykom.
Tymczasem w Berlinie badano autentyczność listów przede wszystkim przez porównywanie dat. Wszystko się zgadzało: określona przez autopsję data zgonu wypadała kilka dni po dacie 22 kwietnia, widniejącej na biletach do teatru znalezionych w kieszeni Martina; Pam rzeczywiście musiała być narzeczoną Martina, skoro zaświadczały o tym rachunek za pierścionek z brylantem i monit z Lloyds Bank, informujący o znacznym debecie na koncie Martina; w „The Times” ukazały się rutynowe notki o śmierci Martina oraz o zaginięciu latającej łodzi „Catalina”. Ostatecznie w piśmie do Hitlera Abwehra napisała, że dokumenty są autentyczne, co było zgodne z prawdą, gdyż każdy został napisany osobiście przez nadawcę lub jego sekretarza. Zaznaczono jedynie, że istnieje pewna obawa, iż Brytyjczycy odkryją, że Niemcy znają treść listów, co mogłoby ich skłonić do zmiany planów inwazyjnych.