Szyfry z jeziora Schliersee. Jak wyławiano tajemnice III Rzeszy

Szyfry z jeziora Schliersee. Jak wyławiano tajemnice III Rzeszy

Dodano: 
Jezioro Schliersee w Bawarii
Jezioro Schliersee w BawariiŹródło:Wikimedia Commons / Archiwum HDR
Amerykanie szukający zwłok utopionego żołnierza natknęli się na dnie jeziora na skrzynie z tajnym archiwum Wehrmachtu.

Marian Zacharski

Schliersee to wspaniale położone na wysokości 777 m n.p.m., o powierzchni równej 2,22 km kw. i głębokości do 40,5 metra, malownicze jezioro w Alpach Bawarskich. Ponieważ usytuowane jest w odległości około 50 km na południowy wschód od Monachium, od zawsze było atrakcyjnym punktem do szybkiego wypadu za miasto, dłuższego odpoczynku od zgiełku wielkiej metropolii lub nawet zamieszkania na stałe. Jezioro to oprócz tych walorów krajobrazowych związane jest z ważnymi tajemnicami, które po przegranej II wojnie światowej próbowali ukryć przed aliantami decydenci z jednostki wywiadu technicznego Najwyższego Dowództwa Sił Zbrojnych III Rzeszy.

Jedna z alianckich, a mówiąc precyzyjniej – amerykańsko-angielskich grup poszukujących śladów działań niemieckiego wywiadu technicznego uzyskała ustną informację, która wskazywała na niejakiego dr. Schädela jako osobę, pod której pieczą znajdować się miały w okolicach Schliersee tajne archiwa OKW/Chi. Nie ociągali się ani przez moment. Na miejsce dotarli w środę 27 czerwca 1945 r. Przewodnikiem po okolicy był kapitan Kunz. W czasie swojego pobytu odwiedzili dwa szpitale, północną część jeziora w okolicy półwyspu Freudenberg i leżący vis-à-vis Strandbad. Ponieważ niczego interesującego nie znaleźli, postanowili intensywnie przeszukać inne fragmenty jeziora. Bez efektu.

Kolejnym punktem poszukiwań były odwiedziny w siedzibie Freiheitsaktion Bayern, pod której nazwą krył się ruch oporu w południowej Bawarii, na którego czele stał kpt. Rupprecht Gerngross z kompanii tłumaczy 7. Korpusu. Jego głównym celem było uniknięcie za wszelką cenę rozlewu krwi miejscowej ludności, a także dążenie do jak najszybszej pokojowej kapitulacji III Rzeszy. Ruch ten zrodził się dopiero w ostatnich dniach kwietnia 1945 r., kiedy dogorywały walki o Berlin, nadal trwały potyczki na północy Niemiec, w twierdzach atlantyckich oraz na niewielkich odcinkach granicy biegnącej od Słowenii do rejonu Sudetów, a wojska amerykańskie z impetem atakowały Bawarię, aby ją zająć w całości. Trzeba pamiętać, że propaganda nazistowska lansowała od pewnego czasu wiarę w południową Bawarię jako twierdzę alpejską mającą stanowić ostatni obszar silnego oporu wobec nacierających zewsząd na terytorium III Rzeszy sił alianckich.

Skierowany ku przyszłości program wspomnianej organizacji wymieniał trzy podstawowe punkty. Pierwszy zakładał całkowite wykluczenie z życia nowego państwa niemieckiego militaryzmu i narodowego socjalizmu. Drugi mówił o dążności do budowy państwa socjalnego, a trzeci zakładał stopniowe, powolne wprowadzanie wolności prasy i zgromadzeń.

Czytaj też:
Polowanie na Hitlera

I w tym przypadku aliancka grupa poszukiwawcza wróciła z niczym. Kolejnym rejonem penetracji były okolice jeziora Spitzingsee. Alianccy oficerowie wychodzili z założenia, że być może informator wymieniając Schliersee, pomylił je z leżącym od niego o zaledwie 5 km na południe Spitzingsee. Po dotarciu na miejsce spenetrowali kilka domów, w tym leśniczówkę Heinricha Himmlera. Efekt zerowy. Po powrocie nad Schliersee nadal się nie poddawali. Przeprowadzili wiele rozmów z okolicznymi mieszkańcami. Większość z nich uparcie twierdziła, że pewnego dnia w tej okolicy pojawiły się ciężarówki wojskowe w otoczeniu silnej obstawy żołnierzy formacji SS, a po ich rozładowaniu całość ładunku składającego się z dużej ilości ciężkich skrzyń wrzucono do jeziora. Oficerowie alianccy przy użyciu łodzi wiosłowej pływali wzdłuż brzegu, szukając jakichś śladów uprawdopodobniających informację o porzuceniu skrzyń. Liczyli, że część ich zawartości, na przykład dokumenty, wypłynęła na powierzchnię. Niczego jednak nie znaleźli. Po sprawdzeniu jeszcze jednej informacji, według której skrzynie miały jakoby zostać zakopane w okolicach Bayrischzell, grupa poszukiwawcza poddała się, uznając wszystkie zebrane dotąd informacje na temat „skarbu” porzuconego przez Oberkommando der Wehrmacht Chiffrierabteilung (OKW/Chi) za całkowicie niewiarygodne.

Odkrycie topielca

Trzeba było tragicznego w skutkach wydarzenia, aby wreszcie na wierzch wypłynęła prawda w postaci skrzyń. W ostatnich dniach lipca 1945 r. kąpiący się w Schliersee amerykański żołnierz służący w jednostce wchodzącej w skład 3. Armii utonął. Poszukując jego ciała, amerykańscy żołnierze trałowali dno jeziora w jego północnej części. W pewnym momencie trał zaczepił o ciężki przedmiot. Po wyciągnięciu na brzeg zamiast zwłok żołnierza ukazała im się dużych rozmiarów wodoszczelna skrzynia. Po jej otwarciu znaleźli stosy papierów. Niebywale ciekawych papierów. Były to bowiem tłumaczenia rozkodowanych obcych depesz, a także gruba teczka z korespondencją zaadresowaną do OKW/Chi.

Depesze wydrukowane były na cienkim („biblijnym”), nieco pomarszczonym papierze. Wszystkie miały ten sam nagłówek w kolorze czerwonym – „V.N”. – oznaczający w języku niemieckim Verlässliche Nachrichten, a więc informacje pewne, godne zaufania. Forma tego druku nie zmieniła się od czasów, kiedy armią niemiecką dowodził słynny gen. Erich Friedrich Wilhelm Ludendorff, notabene urodzony w wielkopolskiej Kruszewni. Bezzwłocznie zatrudniono niemieckiego nurka. Po zejściu na głębokość 15 metrów stwierdził, że ze względu na duże zamulenie dna widoczność jest niezwykle ograniczona. Tenże nurek mocno przesadził, kiedy wyrażał swoją ocenę dotyczącą średniej głębokości jeziora. Miała ona według niego osiągać nawet 60 metrów. Ta mylna ocena natychmiast wywołała spory problem, gdyż proces wynurzenia nurków z takiej głębokości wymagałby bezwzględnego użycia komory dekompresyjnej.

Oczywiście przed podjęciem decyzji o dalszych krokach na miejsce pilnie wezwano amerykańskich i angielskich specjalistów wywiadu technicznego. Wśród nich znajdowali się między innymi: kpt. Richard J. Farricker oraz porucznicy Evelyn J. Talbot-Ponsonby, Alfred P. Fehl i Gene R. Silber. Po krótkiej naradzie postanowiono na miejsce sprowadzić amerykańskich nurków z 1051. grupy konstrukcyjnej i naprawczej. Przybyli nad Schliersee podwodniacy pracowali pod kierunkiem por. Teda Lelanda. Wśród nich znaleźć można było także polski akcent, gdyż w ich gronie znajdował się również specjalista od prac podwodnych o swojsko brzmiącym nazwisku Cebula.

Czytaj też:
Zamach na kata Hitlera. Ta akcja wstrząsnęła całą III Rzeszą

Oficerowie zamieszkali w zamku Freudenberg zajmowanym przez 575. baterię „A” artylerii przeciwlotniczej. Miejsce to wybrano ze względu na fakt, iż pierwsza wydobyta skrzynia znaleziona została w północnej części jeziora, nieopodal zamku. Już wstępne, ale w miarę dokładne oględziny akwenu, przeprowadzone w odległości kilku metrów od brzegu, pozwoliły odnaleźć wiele bezładnie rozrzuconych radioodbiorników oraz dalekopisów. Natrafiono także na niewielkie ilości papierów, które po pierwszym przeglądzie uznano za mało wartościowe czyste formularze. Dużą pomocą dla ekipy poszukiwawczej był fakt, że kpt. Farricker z jednostki artylerii przeciwlotniczej posiadał niezwykle dokładną niemiecką mapę jeziora i jego okolic. Co ważne, zaznaczone były na niej wszystkie miejsca, w których precyzyjnie odmierzono sondą głębokość akwenu.

18 metrów w głąb

W pierwszych dniach sierpnia 1945 r. przystąpiono do systematycznego przeczesywania jeziora. Początkowo robiono to przy zastosowaniu prostego trału. Prace wszczęto na zachodnim brzegu w odległości około kilometra od zamku w miejscu wyraźnego osuwiska ziemi. Kilkakrotnie trał zahaczał o bliżej nieznane obiekty, które były jednak zbyt ciężkie, aby przy użyciu tego prymitywnego systemu „poławiania” móc je wyciągnąć na brzeg jeziora. Potrzebowali nie tylko ciężkiego sprzętu, ale także fachowej konsultacji ze specjalistami od tego typu przedsięwzięć.

Artykuł został opublikowany w 8/2014 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.