18 września 1939 r. internowany w Rumunii prezydent Ignacy Mościcki wskazał swojego następcę. Został nim ambasador RP w Rzymie, gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski, co wywołało ogromne kontrowersje wśród polskiej emigracji. Klęska wrześniowa stanowiła bowiem znakomitą okazję do przejęcia władzy, a nad Sekwaną znaleźli się przedstawiciele stronnictw wrogich sanacji, w tym ludzie związani z tzw. Frontem Morges powstałym trzy lata wcześniej pod patronatem Ignacego Paderewskiego. Wśród jego założycieli byli działacze opozycji (Wojciech Korfanty i Karol Popiel) oraz oficerowie pozbawieni stanowisk po przewrocie majowym (Władysław Sikorski, Józef Haller, Marian Januszajtis, Izydor Modelski). Ich politycznym ramieniem było Stronnictwo Pracy, które wprawdzie nie miało poparcia społecznego, ale teraz uznano, że nadszedł właściwy czas na przejęcie władzy.
Popierali ich Francuzi, gdyż powołanie polskiego rządu na emigracji blokowało Niemcom i Rosjanom możliwość utworzenia władz kolaboracyjnych w kraju. Był tylko jeden problem – rząd powoływał premier wskazany przez prezydenta.
Politycy z Paryża bez problemów porozumieli się z polską opozycją. Władysław Sikorski nienawidził piłsudczyków, do czego zresztą miał słuszne powody. Dwa lata po przewrocie majowym, podczas którego zachował neutralność, został zdymisjonowany ze stanowiska i otrzymał status generała do dyspozycji. W praktyce oznaczało to przedwczesną emeryturę.
A Sikorski miał ogromne ambicje. Dał temu wyraz na początku lat 20., pełniąc urząd premiera, a następnie ministra spraw wojskowych. Przed wybuchem wojny zgłosił swój akces do armii, ale władze sanacyjne zignorowały jego zabiegi. Generał opuścił stolicę w pierwszych dniach kampanii i 18 września znalazł się w Rumunii, gdzie rozpoczął własną grę.
Doszedł do porozumienia z polskim attaché w Bukareszcie Tadeuszem Zakrzewskim i pozostawił mu ścisłe dyrektywy w sprawie kwalifikacji polskich uchodźców do wyjazdu do Francji. Zadbał, by na listach znaleźli się jego współpracownicy, a także ludzie, z którymi porozumienie uważał za możliwe. Nie zapomniał również o „wszystkich ważnych i spokojnych” endekach i zlecił rozpoczęcie poszukiwań Wincentego Witosa. Zasłużony działacz ludowy, trzykrotny premier i więzień Brześcia idealnie nadawał się na osobę firmującą jego politykę.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.