Piłsudczycy (sanacja) załamali się w obliczu klęski. Jako pierwsi i nieomal jedyni uciekali za granicę, jako pierwsi zmykali przed Niemcami na wschód Polski, pozostawiając kraj w obliczu wroga bez administracji państwowej [...]. Do mężów sztandarowych piłsudczyzny należał Rydz-Śmigły, który zwiał do Rumunii, gdy jeszcze całe armie walczyły krwawo z najeźdźcą. Jedyny to wódz w polskiej historii, który uciekł z placu boju” – pisano w jednej z podziemnych gazetek w pierwszych latach okupacji Polski.
Taka opinia, która uznawała za niegodną postawę, okazaną we wrześniu 1939 r. przez ludzi tworzących rządzący krajem obóz piłsudczykowski, potocznie nazywany sanacją, a formalnie Obozem Zjednoczenia Narodowego, była powszechna. Prezentowali ją nie tylko, co zrozumiałe, szykanowani wcześniej działacze opozycji, która przejęła władzę na uchodźstwie i w kraju. Taką też opinię miało społeczeństwo, karmione przez rządzących propagandą mocarstwową, z arogancją i wielką pewnością siebie stale podkreślających, że to oni biorą wyłączną odpowiedzialność za losy państwa polskiego. W tym przekonaniu nie przyszło im na myśl, że w obliczu klęski obróci się to przeciw nim.
Orszak urzędników, dygnitarzy i działaczy...
Przyczyny tak daleko idącej niechęci społecznej wobec sanacji dostrzegała przynajmniej część osób, politycznie z nią związanych, jak znany pisarz i twórca nazwy Obóz Zjednoczenia Narodowego Ferdynand Goetel, który zadawał pytanie o dalsze losy ugrupowania sanacyjnego: „Cała jego elita znalazła się za granicami kraju. Towarzyszący jej orszak urzędników, dygnitarzy i działaczy społecznych ogołocił Polskę tak doszczętnie z »sanacji«, że siłą rzeczy nasuwała się myśl, czy legenda historyczna piłsudczyków nie wygasła już ze śmiercią Piłsudskiego i czy rzesza jego zwolenników nie utrzymywała się na powierzchni życia tylko przy pomocy mechanizmu zdobytej władzy”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.