Po niemieckiej klęsce pod Moskwą pod koniec 1941 r., Wehrmacht dramatycznie potrzebował informacji wywiadowczych na temat Armii Czerwonej i Związku Radzieckiego. Na szefa niemieckiej służby wywiadu operacyjnego został wtedy wyznaczony niepozorny podpułkownik Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych. Mimo że przez całe życie skrzętnie ukrywał swoją tożsamość i role, jakie odgrywał w wielkiej polityce, na trwale zapisał się w historii III Rzeszy, Republiki Federalnej Niemiec i Polski.
Bez oczu i uszu
Szpiegowanie ZSRR przed II wojną światową nie należało do łatwych zadań. Związek Radziecki pilnie strzegł swoich tajemnic. Wizyty obcokrajowców były rzadkie i ściśle nadzorowane, nie wypuszczano też za granicę własnych obywateli. Podejmowane przez Niemców próby infiltracji przy pomocy misji archeologicznych i handlowych, zwolenników Trockiego czy organizacji kontrrewolucyjnych kończyły się niepowodzeniem, a często były inicjowane i wykorzystywane przez sowieckie służby, prowadzące własne gry.
Informacji dla Wehrmachtu dostarczała głównie Abwehra. Na potrzeby kampanii rosyjskiej w jej ramach utworzono trzy grupy pod kryptonimem „Walli”, zajmujące się pozyskiwaniem informacji, sabotażem i dywersją. Jakość informacji była jednak zatrważająco niska. Szef Abwehry, as niemieckiego wywiadu admirał Wilhelm Canaris preferował raczej wyrafinowane gry służb, z użyciem głęboko zakonspirowanych w strukturach przeciwnika agentów. Wehrmacht potrzebował informacji na bieżąco, dotyczących wchodzących do walki każdego batalionu, pułku czy dywizji Armii Czerwonej, ich stanów osobowych, wyposażenia, uzbrojenia i morale. Tą żmudną pracę miał wykonać Reinhard Gehlen.
Prusak doskonały
Gehlen urodził się 3 kwietnia 1902 r. w Erfurcie. Jego ojciec był pochodzącym z burżuazji byłym porucznikiem cesarskiej armii, który od 1908 r. prowadził skład książek we Wrocławiu. Matka, Katarzyna van Vaernewycks pochodziła z flamandzkiej arystokracji osiadłej w Prusach. Po maturze, zdanej we wrocławskim Gimnazjum króla Wilhelma, w 1920 r. wstąpił do Reichswehry. Już wtedy brał udział w nielegalnych akcjach rozpoznawczych prowadzonych na terenie Polski w czasie Powstań Śląskich i plebiscytu. Znał nieco język polski, którego nauczył się od swojej wrocławskiej niańki. W tym czasie zaczyna się też interesować Europą Wschodnią, Związkiem Radzieckim i ruchem komunistycznym. Jako samouk zbierał i analizował materiały na ten temat.
Czytaj też:
Polacy kontra Sowieci. Tajna wojna wywiadów
Ze względu na swoje zdolności, ale przede wszystkim koneksje żony - Herty Charlotty Agnes Heleny von Seydlitz - Kurzbach, wywodzącej się z rodziny pruskich generałów, którą poślubił w 1931 r., jego kariera nabiera tempa. W 1933 r. zostaje skierowany do Akademii Sił Zbrojnych, przygotowującej oficerów do objęcia stanowisk w zakazanym przez Traktat Wersalski Sztabie Generalnym. Po odtworzeniu Sztabu, w 1935 r. zostaje oficerem w jego wydziale operacyjnym. W sierpniu 1939 r. zostaje wyznaczony na stanowisko oficera rozpoznania 213. Dywizji Piechoty Wehrmachtu i na tym stanowisku bierze udział w ataku na Polskę. Za tę kampanię otrzymuje Krzyż Żelazny II klasy. Potem bierze również udział w przygotowywaniu Planu Barbarossa, w który miał całkiem spory wkład.
Główny rachmistrz wywiadu
Po klęsce pod Moskwą, wielu oficerów Wehrmachtu pożegnało się ze swoimi stanowiskami. Wśród nich był również płk Eberhard Kinzel, szef Fremde Heere Ost - wydziału Sztabu Generalnego Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych, zajmującego się wywiadem. Na jego stanowisko, wiosną 1942 r. został wyznaczony właśnie Gehlen, wraz z awansem na pułkownika.
Szybko zreorganizował swój wydział, który dotychczas raczej jedynie analizował dostarczane przez Abwehrę informacje. Utworzył nowe komórki, zajmujące się uzbrojeniem i radzieckim przemysłem zbrojeniowym, wojną psychologiczną oraz szkoleniem dywersantów i szpiegów przerzucanych na tereny wroga.
Z braku innych możliwości, Gehlen skupił się przede wszystkim na pozyskiwaniu i analizowaniu informacji z dostępnych źródeł. Oficerowie jego służby zbierali tysiące sztuk zdobycznej broni, po numerach określając w przybliżeniu możliwości radzieckiego przemysłu. Masowo przesłuchiwano jeńców i dezerterów, wyłuskując specjalistów i potencjalnych agentów. Gehlena interesowało wszystko, co dotyczyło ZSRR. Na jego rzecz działały pułki rozpoznania frontowego. Zaczęto również pozyskiwać informacje stosując masowy podsłuch radiowy.
Wyselekcjonowanych jeńców zwożono na szczegółowe przesłuchania do ośrodka FHO w Twierdzy Boyen w Giżycku. Tutaj Gehlen zetknął się z Andriejem Własowem. Później mocno go promował jako przyszłego dowódcę narodowościowych formacji zbrojnych, rekrutowanych z obywateli ZSRR do walki z Armią Czerwoną. Tutaj też kontynuowano zapoczątkowaną przez Abwehrę współpracę z Ukraińcami. Jeńcom przeznaczonym do przerzucenia za linię frontu oferowano przeważnie bilet w jedną stronę. Większość była szybko wyłapywana prze sowiecki kontrwywiad i likwidowana. Z kolei odmowa współpracy z niemieckim wywiadem zwykle oznaczała śmierć na podstawie rozkazów o „Jurysdykcji Barbarossa” i „Komissarbefehl”. Z tego powodu żołnierze FHO byli po wojnie często oskarżani o zbrodnie wojenne.
Po zamachu na Hitlera w lipcu 1944 r. pozycja Gehlena - pozostającego poza podejrzeniami - jeszcze się umocniła. W grudniu został awansowany do stopnia generała majora. Jednak skrupulatne materiały FHO ukazujące wzrastającą przewagę ZSRR coraz mniej podobały się Hitlerowi. Gehlen z kolei, jak pedantyczny pruski urzędnik wolał raczej z ostrożności zawyżać dane, niż karmić Führera miłymi mu mrzonkami.
Wzorce z Armii Krajowej
Kiedy stało się jasne, że III Rzesza przegra konfrontację z aliantami i będzie zmuszona do przyjęcia bezwarunkowej kapitulacji, w niemieckim kierownictwie zaczęły powstawać plany kontynuacji walki w podziemiu. Niebagatelną rolę w ich tworzeniu odegrał właśnie Gehlen. Od dłuższego czasu jego służba starała się rozpoznawać struktury polskiego podziemia. Zajmowała się tym placówka „Frontaufklärungskommando“ we Wrocławiu we współpracy z warszawskim gestapo. Prace przybrały na sile po wybuchu Powstania Warszawskiego, kiedy to można było pozyskiwać więcej informacji od schwytanych powstańców. W niemieckie ręce dostały się również zdobyte w Powstaniu dokumenty.