Czesi walkę z Niemcami rozpoczęli dopiero 4 maja 1945 r. – już po upadku Berlina, kiedy III Rzesza dogorywała, a Wehrmacht i SS walczyły jedynie o to, aby nie trafić w ręce Armii Czerwonej, lecz poddać się „łaskawym” dla Niemców sojusznikom zachodnim. Powstanie w Pradze odbyło się w porozumieniu z Rosjanami jedynie po to, aby zademonstrować światu, że „my też walczyliśmy”. Rosjanie, którzy przyszli na pomoc powstańcom, byli jednak dziwni, ubrani w niemieckie mundury z naszywką ROA na rękawie. Ludność Pragi przyjmowała tych mówiących po rosyjsku żołnierzy jak swych wyzwolicieli. Wielu witało ich kwiatami. Tej przyjaznej atmosferze sprzyjały audycje czeskiego radia, które na początku maja kilkakrotnie wyemitowało po rosyjsku odezwę do żołnierzy rosyjskich z prośbą o pomoc dla powstańców. Rosjanie walczyli dzielnie i pomogli Czechom ocalić oraz wyzwolić ich stolicę.
Utworzenie ROA
Niespełna pół roku wcześniej, 14 listopada 1944 r. – również w Pradze – został utworzony KONR (Komitet Wyzwolenia Narodów Rosji) pod przewodnictwem Andrieja Własowa. W skład organizacji weszli liderzy większości ruchów kolaboracyjnych narodów ZSRS walczących po stronie III Rzeszy. W konsekwencji kierownictwo Niemiec zgodziło się na utworzenie osobnej armii KONR, która miała wałczyć na froncie pod dowództwem Własowa jako jedna całość. Był to ze strony Hitlera i jego otoczenia krok wymuszony, podjęty w obliczu nieuniknionej klęski w wojnie, niemniej dający nadzieję sowieckim sojusznikom Hitlera na uznanie ich za stronę walczącą i na ratunek własnego życia.
W stosunkowo krótkim czasie Własowowi udało się sformować trzy pełnowartościowe dywizje swej armii, utworzyć szkołę oficerską, zapoczątkować tworzenie własnego lotnictwa i wojsk pancernych. W lutym 1945 r. 1. Dywizja pod dowództwem gen. Siergieja Buniaczenki wyruszyła na front, gdzie otrzymała zadanie obrony odcinka na Odrze w rejonie Drezna. Był to jednak praktycznie już tylko krok rozpaczy. Mimo dość dzielnego zachowania żołnierzy dywizji w walce ze swymi niedawnymi towarzyszami broni udział ROA w walkach na froncie wschodnim miał znaczenie jedynie symboliczne. Sytuacja III Rzeszy była beznadziejna i boje ROA nie miały żadnego wpływu na ogólny stan agonii reżimu narodowych socjalistów.
Sytuacja Własowa i jego żołnierzy wiosną 1945 r. była niemal beznadziejna. Dlatego przywódcy rosyjskiego ruchu antykomunistycznego rozpatrywali zupełnie utopijne i mało realne plany ratowania swej armii. Dyskutowano serio na temat następujących alternatywnych strategii:
- stworzenia w rejonie Salzburga (Austria) w górach ostatniego przytułku dla własowców. Przekształcenia go w twierdzę, w której można by było skutecznie stawiać opór armii amerykańskiej, co umożliwiłoby prowadzenie rozmów z zachodnimi aliantami mających na celu uznanie ROA za stronę walczącą i honorową kapitulację. W razie odmowy walka do ostatniego naboju;
- przebicia się z Austrii do Serbii i połączenia się z podporządkowanym jugosłowiańskiemu królewskiemu rządowi emigracyjnemu wojskiem partyzanckim Drago Michajłowicza, które od lat w górach Serbii prowadziło skuteczną walkę zarówno z niemiecką armią, jak i przeciwko komunistycznej partyzantce marszałka Jozefa Tito. Cel – wspólna walka przeciwko komunizmowi;
- przełamania frontu sowieckich armii i pochodu na Ukrainę w celu połączenia się z Ukraińską Armią Powstańczą (UPA). Mimo poważnych różnic politycznych dowództwo ROA uznawało ukraińskich nacjonalistówza swych sprzymierzeńców w walce z komunizmem;
- nawiązania kontaktu z gen. Francisco Franco i przerzucenia za Pireneje kadry dowódczej ROA na czele z Własowem. Reszta sił miała przebijać się partyzanckimi tropami przez całą południową Europę do Hiszpanii. Wielu oficerów Własowa (w tym dowódca 3. Pułku 1. Dywizji płk Igor Sacharow) dzielnie walczyło w wojnie domowej w Hiszpanii po stronie gen. Franco i miało poważne zasługi dla tego kraju.
Wszystkie te plany były absolutnie nierealne. Los jednak podrzucił Własowowi i jego żołnierzom piąty wariant, będący realną alternatywą dla dyskutowanych planów ratunku.
2 maja 1945 r. w sztabie 1. Dywizji ROA, który znajdował się w Kozojedach (47 km na północny zachód od Pragi), zjawiła się delegacja czeskiego podziemia, która zaproponowała udział w planowanym antyniemieckim powstaniu w Pradze. Generał Siergiej Buniaczenko akurat bez zgody niemieckiego dowództwa prowadził swą dywizję w rejon Salzburga, miejsca planowanej koncentracji wszystkich jednostek armii gen. Własowa...
Drugim poważnym argumentem świadczącym na korzyść udziału ROA w powstaniu w Pradze było to, że propozycja współpracy nadeszła nie od prokomunistycznego czechosłowackiego ruchu oporu, ale od grupy oporu „Bartosz” kierowanej przez gen. Karela Kutlvara. Miała ona powiązania z emigracyjnym rządem prezydenta Beneša i opierała się na części czeskiej policji porządkowej (odpowiednik polskiej policji granatowej) oraz na innych służbach kolaboracyjnych, które w obliczu porażki III Rzeszy gorączkowo poszukiwały możliwości rehabilitacji swych członków. Warto zaznaczyć, że w planach czeskiego podziemia te jednostki kolaboracyjne stanowiły główną siłę uderzeniową powstańców.
Iluzja nadziei
Kadra dowódcza 1. Dywizji ROA przyjęła propozycje udziału w wyzwoleniu Pragi z mieszanymi uczuciami. Większość (w tym naczelnik sztaby ppłk Nikołaj Nikołajew) zareagowała na propozycję Czechów wręcz entuzjastycznie, widząc w tej kolejnej zmianie frontu szanse na rehabilitację własowców w oczach zachodnich aliantów i na nieprzekazanie ich sowieckim organom karnym. Inni uważali, że walka o Pragę jedynie opóźni marsz dywizji na południe i ułatwi Armii Czerwonej ujęcie żołnierzy Własowa. Na specjalnie zwołanej 3 maja naradzie w sztabie dywizji stanowczo zaprotestował przeciwko planom pochodu na Pragę dowódca 1. Pułku ppłk Andriej Archipow.
Sam Własow, który również znajdował się na terenie Czech w jednym z zamków na zachód od Pragi, przyjął informację o propozycji udziału w powstaniu z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony pomoc Czechom dawała rzeczywiście iskrę nadziei, z drugiej zaś mogła jeszcze bardziej pogorszyć sytuację jego żołnierzy. Własow dobrze rozumiał istotę stalinowskiego systemu władzy, który z wcale nie mniejszą zaciętością zwalczał tych, którzy próbowali odkupywać swe winy przed Stalinem. Dlatego głównodowodzący ROA zadecydował dać gen. Siergiejowi Buniaczence wolną rękę w podjęciu ostatecznej decyzji. W prawie beznadziejnej sytuacji, w której znajdowała się jego armia, każda decyzja była zła. Chociaż udział w powstaniu praskim dawał jemu i jego żołnierzom nie nadzieję, lecz iluzję nadziei, to bezczynność w tej sytuacji była jeszcze gorszym rozwiązaniem.
Czytaj też:
„Za Tisa pełna misa”, czyli jak Słowacy wyszli na kolaboracji z Hitlerem
Tutaj konieczne jest bardzo istotne wyjaśnienie. Generał major Siergiej Buniaczenko już od połowy kwietnia nie wykonywał rozkazów niemieckiego dowództwa. Marsz jego dywizji na południe niektórzy w niemieckim sztabie generalnym rozpatrywali jako bunt, dlatego uderzenie na Pragę było jedynie logiczną konsekwencją dotychczasowego zachowania się dowódcy 1. Dywizji ROA. Własow natomiast wybrał pozycję cichego obserwatora poczynań swego podwładnego, nie angażując się zbytnio w bieg wydarzeń.
3 maja 1. Dywizja ROA, w której skład wchodziło ponad 20 tys. dobrze uzbrojonych i wyszkolonych żołnierzy, mimo trwających rozmów z czeskim ruchem oporu kontynuowała swój marsz na południe. Rano 4 maja własowcy przekroczyli rzekę Berunke i zatrzymali się na postój w rejonie miasta Beroun. Sztab dywizji rozlokowano we wsi Suchomasti (50 km na zachód od Pragi). Tutaj przez cały dzień 4 maja odbywały się rozmowy między dowództwem dywizji i przedstawicielami czeskiego ruchu oporu, a wieczorem podpisano porozumienie w sprawie współpracy, które przewidywało wspólną walkę „przeciwko narodowemu socjalizmowi i bolszewizmowi”. Wielu czeskich wojskowych, którzy w przededniu powstania zgodzili się na przyjęcie tak brzmiącego dokumentu, w okresie czeskiego stalinizmu zapłaciło za to własnym życiem albo długoletnimi wyrokami więzienia...
5 maja 1945 r. był pierwszym dniem czeskiego powstania narodowego przeciwko III Rzeszy. Skorzystawszy z zaskoczenia i z braku chęci do walki u niektórych niemieckich żołnierzy, czescy powstańcy już w pierwszym dniu walk zajęli prawie połowę czechosłowackiej stolicy. Jednak wieczorem stało się jasne, że siły obu stron są nierówne. Na wschód od Pragi znajdowały się liczne bojowe jednostki Wehrmachtu i SS, które pospiesznie podążały na zachód w celu uniknięcia sowieckiej niewoli. Dla nich czechosłowacka stolica miała kluczowe znaczenie strategiczne. Już wieczorem 5 maja niemiecki garnizon przy poparciu jednostek frontowych odzyskał część utraconych pozycji.