„Zajrzeć do mózgu Lenina” - najważniejsza misja wywiadu II RP

„Zajrzeć do mózgu Lenina” - najważniejsza misja wywiadu II RP

Dodano: 
Żołnierze KOP podczas spotkania z sowieckim pogranicznikiem.
Żołnierze KOP podczas spotkania z sowieckim pogranicznikiem. Źródło: Fot: NAC
Całe dwudziestolecie międzywojenne trwała walka na śmierć i życie pomiędzy wywiadami Polski i ZSRS. Jedna genialnie przeprowadzona operacja wywiadowcza okazała się przełomem.

PIOTR WŁOCZYK: Możemy być dumni z „Dwójki”?

KONRAD PADUSZEK: No cóż, jeśli jesteśmy dumni z „Dwójki”, to w istocie jesteśmy dumni z jej mitu i legendy. Mam na myśli przede wszystkim kierunek sowiecki. Przed 1989 r. można było mówić o „Dwójce” jedynie w kontekście pracy na kierunku niemieckim. Po 1989 r. większość historyków zaczęła patrzeć na działalność Oddziału II w ZSRS przez różowe okulary. Efektem tego było wyidealizowanie tej instytucji.

Niestety, na pierwszy plan wybija się wciągnięcie Oddziału II w sowiecką operację dezinformacyjno-prowokacyjną „Triest”, w wyniku której polski wywiad został w gruncie rzeczy sparaliżowany. Drugą olbrzymią porażką było nierozpoznanie istoty sowieckiej polityki wobec III Rzeszy w przededniu II wojny światowej. To były grzechy śmiertelne.

Była też jednak druga strona medalu.

Oczywiście, były też sukcesy. Przede wszystkim myślę o działalności radiowywiadu w wojnie polsko-sowieckiej, a także w latach późniejszych. W 1920 r. informacje pozyskane tą drogą otworzyły szansę na uderzenie znad Wieprza, które uratowało niepodległość Polski.

Nasz wywiad elektroniczny na kierunku niemieckim był bardzo dobrze zorganizowany i odniósł duże sukcesy, ale to zupełnie odrębny temat. Najlepsze rezultaty przynosił tzw. wywiad płytki (do 150 km w głąb ZSRS), prowadzony przez ekspozytury „Dwójki” we Lwowie, w Wilnie i Brześciu nad Bugiem. Jednym ze współpracowników „Dwójki” był pisarz Sergiusz Piasecki, słynny przemytnik. Wraz z towarami przemycał jako kurier informacje dla polskiego wywiadu. Takich Sergiuszów Piaseckich było bardzo wielu. W latach 30. wywiad płytki prowadzony był już głównie przez KOP. W 1939 r. KOP donosił o koncentracji Armii Czerwonej, ale w ogólnym rozgardiaszu te meldunki nie docierały do centrali. Warto również dodać, że placówki przygraniczne na zachodzie kraju także trafnie rozpoznały koncentrację Wehrmachtu.

Przejdźmy do pierwszej wielkiej porażki „Dwójki” operacji „Triest”. Zwykło się u nas przyjmować, że to my byliśmy największym wrogiem Lenina, ale okazuje się, że to wcale nie Polska była głównym celem sowieckiego kontrwywiadu.

Sowietom chodziło początkowo o ogranie Brytyjczyków i rosyjskiej emigracji porewolucyjnej. To bowiem Wielka Brytania, a nie Polska, uważana była za głównego przeciwnika ZSRS. Moskwa podejrzewała Brytyjczyków o kierowanie akcją mającą na celu obalenie władzy czerwonych w Rosji. Bolszewicy bali się, że Wielka Brytania wyprowadzi z Indii operację wymierzoną w podbrzusze Kraju Rad. Dlatego chcieli zdezinformować swojego największego przeciwnika – chcieli, by Londyn uwierzył, że Rosja bolszewicka jest silniejsza, niż była w rzeczywistości.

Wojna wywiadów. Rys. Krzysztof Wyrzykowski

Dlaczego Brytyjczycy nie połknęli haczyka? Przejrzeli zamiary GPU?

Nie. Po prostu stwierdzili, że mają lepsze źródła informacji i przekierowali kontakt do Estończyków, uznając, że oni będą bardziej tym zainteresowani. Faktycznie, Estończycy szybko połknęli haczyk – dali się przekonać, że wewnątrz Rosji bolszewickiej działa prężna organizacja monarchistyczna, która oferuje doskonałe informacje wywiadowcze i szykuje się do obalenia czerwonej władzy. Estończyków nie było jednak stać na opłacenie nowych informatorów. Wciągnęli więc w to Polaków. „Triest” realizowany był w latach 1921–1927. Sowieci faszerowali sfabrykowanymi informacjami wrogie wywiady, a także penetrowali je. Równocześnie rozbijana była emigracja rosyjska. Polacy płacili za informacje, które w większości były sfabrykowane.

Genialne – GPU stworzyło samofinansującą się operację.

To było coś w rodzaju szpiegowskiego perpetuum mobile, które nawet wypracowywało nadwyżkę przeznaczaną na inne operacje GPU/OGPU. Na pewno sukces tej operacji przerósł najśmielsze oczekiwania Sowietów. Do dziś jest ona wskazywana rosyjskim służbom jako wzór. To jest „matka” wszystkich operacji prowadzonych później w czasie zimnej wojny. Co ciekawe, sam „Triest” bazował na prowokacjach ochrany, więc Polacy mogli podejrzewać, że taka pułapka może zostać na nich zastawiona.

O tym, jak wielkim majstersztykiem była ta operacja, świadczy również jej finał. Sowieci zakończyli ją na własnych warunkach. W 1927 r. doszło do rzekomej zdrady oficera OGPU, który ujawnił obcym wywiadom, że wszystko to było sowiecką prowokacją. Sęk w tym, że wyolbrzymił on przy tym skalę strat poczynionych przez Sowietów, co doprowadziło do popłochu w centralach obcych wywiadów.

Wspomniał pan, że „Dwójka” nie tylko pozwoliła sobą manipulować spreparowanymi materiałami, lecz także dała się spenetrować.

Emisariusze tej rzekomej organizacji opozycyjnej – w rzeczywistości byli to agenci lub nawet oficerowie sowieckiego kontrwywiadu – dostali od „Dwójki” przepustki zaświadczające, że są współpracownikami Oddziału II. Mogli swobodnie wchodzić do centrali, spotykali się też w lokalach konspiracyjnych „Dwójki” w Warszawie z polskimi oficerami, dekonspirując zarówno ich, jak i lokale. Podobnie penetrowane były wywiady państw bałtyckich.

Okładka książki

Z czego wynikała taka niefrasobliwość?

Za tą klęską stoi kilka powodów. Operacja „Triest” zaczęła się pod koniec 1921 r., gdy Polska żyła jeszcze euforią po pokonaniu bolszewików. „Dwójka” czuła się zwycięzcą – udało jej się ograć Sowietów. Centrala była przekonana, że czytała karty Sowietów, że byliśmy od nich dużo lepsi.

Sowieci to bardzo sprytnie wykorzystali. Nie brakowało wśród nich Polaków, którzy wyparli się polskości i pracowali dla nich, np. Ignacy Dobrzyński vel Sosnowski. Był to oficer polskiego wywiadu służący w moskiewskiej placówce. Sowietom udało się go przewerbować i Sosnowski rozpoczął karierę w aparacie sowieckim. Doskonale znał polską mentalność, znał swoich byłych współpracowników.

Trudno jednak tłumaczyć tę klęskę „Dwójki” samym uśpieniem czujności i niefrasobliwością. Można spekulować, że niektórzy wysocy oficerowie „Dwójki” pracujący w centrali mogli pójść na współpracę z ZSRS. To jednak tylko domysły, bo nie ma na to dowodów. Jeżeli Sowietom udało się ich pozyskać, to raczej nie chodziło o ideologię, ale o szantaż lub sprawy finansowe.

Wydawać by się mogło, że kto jak kto, ale oficerowie „Dwójki” powinni być świetnie opłacani. Jak wyglądały finanse Oddziału II?

Fatalnie. Polska była państwem na dorobku i „Dwójka” – mimo pełnienia kluczowej funkcji dla bezpieczeństwa państwa – cierpiała pod względem materialnym tak samo jak inne instytucje II RP.

Artykuł został opublikowany w 1/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.