Był dżentelmenem – jak go nazywał Jan Rostworowski – absolutnym, który „swe stany psychiczne, o ile je miewał, trzymał krótko przy nodze, jak niezbyt jeszcze wyćwiczoną służbę, której nie pokazuje się gościom. […] Jego życia osobistego, jeśli je miał, nie znałem. […] Wydaje mi się, że w życiu prywatnym dwa miał wielkie pragnienia: żeby wspaniale pisać i żeby być kochanym przez kobiety. I na jedno, i na drugie był za delikatnym i za dobrym człowiekiem”.
W istocie pisał więcej niż poprawnie, i wcale niemało, zważywszy choćby na 850-stronicową objętość wydanego przez Iskry w 2014 r. tomu „Silva rerum” (z łac. „las rzeczy”), będącego wyborem jego zapisków publikowanych przez lata w „Wiadomościach”. Odnośnie do drugiej kwestii, to do śmierci żył w kawalerskim stanie, ale „kobietki” czy „dziewczynki” – jak powiadał – lubił. I owszem.
Przede wszystkim jednak redagował. Legendarne „Wiadomości Literackie” wydawać zaczął w styczniu 1924 r. w Warszawie. Ostatni numer pisma ukazał się z datą 3 września 1939 r., po czym po kilkumiesięcznej przerwie 17 marca roku 1940 w Paryżu ukazał się pierwszy numer „Wiadomości Polskich Politycznych i Literackich”. Po wojennej przegranej Francji tygodnik ten reaktywowany został w Londynie (ostatni numer francuski datowany jest na 23 czerwca 1940 r., a pierwszy numer angielski już na 14 lipca tegoż roku), gdzie wychodził do lutego 1944 r. Mieczysław Grydzewski – bo o nim mowa – prowadził go nadal, choć nominalnie redaktorem naczelnym w latach wojny był Zygmunt Nowakowski. Wreszcie po ponad dwóch latach przerwy Grydzewski uruchomił w Londynie (7 kwietnia 1946 r.) ostatni tytuł do swej redakcyjnej chwały – „Wiadomości”, już bezprzymiotnikowe. Przeżyły one swego wielkiego szefa, ukazując się do marca–kwietnia 1981 r. On sam zmarł w styczniu 1970 r. w wieku 75 lat. Na mszy żałobnej w londyńskim kościele Niepokalanego Serca Maryi nie było jednego wolnego miejsca. Był to największy pogrzeb polski w tym kościele.
Pod znakiem centaura
O Mieczysławie Grydzewskim pisałem już w „Historii Do Rzeczy”, ale wracam do wspomnień o nim i o jego czasopismach pod wpływem wydanej właśnie nakładem PIW książki „Bieg czasu, bieg atramentu”, dokonanego przez prof. Rafała Habielskiego wyboru tekstów tak znakomitych autorów jak m.in. bracia Zbyszewscy – Wacław i Karol, Józef Wittlin, Kazimierz Wierzyński czy Stanisław Baliński. Wyłania się z nich wizerunek człowieka wyjątkowego, być może rzeczywiście – jak twierdził Wacław Zbyszewski – „najwybitniejszego Polaka na emigracji”. Z niczego nie był on tak dumny jak z tego, że był Polakiem, z tym że jako Grydzewski podpisał się po raz pierwszy dopiero w styczniu 1920 r. w inauguracyjnym zeszycie miesięcznika poetyckiego „Skamander”, przez rok jeszcze zachowując podwójny podpis: M.J. Grycendler-Grydzewski. Formalnie o zmianę nazwiska wystąpił w roku 1930. Zmieni także swój paszportowy mozaizm na protestantyzm, bo wydawało mu się – sugerował Kazimierz Grocholski – że z religijnego punktu widzenia był on mniej obowiązujący od katolicyzmu.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.