PIOTR WŁOCZYK: 12 sierpnia 1920 r. do położonych między Łodzią i Warszawą Skierniewic dotarł koleją transport ok. 21 mln nabojów, które natychmiast zostały rozładowane i wysłane na front. Z czego wynikał ten pośpiech w rozładunku węgierskiej amunicji?
DR PIOTR UWIJAŁA: To był bardzo istotny transport, który dodatkowo odwracał niekorzystną tendencję. Poza nabojami zawierał także pokaźną liczbę wyprodukowanych na Węgrzech nowych magazynków (tzw. łódek) do karabinów produkcji francuskiej, które pozwalały polskim żołnierzom dużo szybciej strzelać. Zrealizowanie skutecznych dostaw amunicji w czasie, gdy drogi kolejowe przez Czechosłowację i Niemcy były już zablokowane, miało także znaczenie psychologiczne, gdyż pozwalało podtrzymać morale polskiego dowództwa, a także zwykłych żołnierzy przygotowujących się do Bitwy Warszawskiej.
Ta dostawa zapewniała amunicję do karabinów produkcji austriackiej i niemieckiej, której Polakom bardzo brakowało i której w tamtym czasie nie dało się nigdzie indziej zdobyć. Polacy zamówili wprawdzie wcześniej ten typ amunicji w fabryce w austriackim Hinterbergu, ale 18 kwietnia 1920 r. ten zakład spłonął…
Wypadek?
Nie. Za podpaleniem stali komuniści. Ten pożar był elementem sowieckiej akcji dywersyjnej prowadzonej od kwietnia 1920 r. w całej Europie, która miała zakłócić zaopatrywanie walczącej Polski.
Wojsko Polskie wykorzystywało wówczas całą mozaikę uzbrojenia. Podstawą była broń francuska zapewniona przez Polską Wojskową Misję Zakupów w Paryżu. Stanowiła ona ponad 50 proc. wszystkich karabinów – myślę tu o lebelach oraz berthierach. Akurat do nich amunicji nie brakowało.
Natomiast pozostała część karabinów wykorzystywanych w Wojsku Polskim była w ogromnej większości produkcji niemieckiej oraz austriackiej. I tu był spory problem z amunicją. W austriackie mannlichery wyposażone było ok. 20 proc. polskich jednostek. W Niemczech nie dało się zamówić tej amunicji, wielka fabryka w Hirtenbergu spłonęła, a sama Austria ogarnięta została falą strajków, więc pozostawały tylko Węgry. Gdyby nie transport, który 12 sierpnia dotarł do Skierniewic, wielu polskich żołnierzy idących do ataku miałoby raptem po kilka naboi.
Większość amunicji, która 12 sierpnia dotarła do Skierniewic, przewieziona została bezpośrednio do oddziałów mających wziąć udział w Bitwie Warszawskiej. Co ważne, amunicja do mannlicherów pasowała również do austriackich karabinów maszynowych Schwarzlose, wykorzystywanych w walkach pod Warszawą. A przypomnę tylko, że siedem brygad jazdy było wyposażonych w te karabiny maszynowe.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.