„Ponury żniwiarz znad Sommy”. Ta broń zrewolucjonizowała wojnę

„Ponury żniwiarz znad Sommy”. Ta broń zrewolucjonizowała wojnę

Dodano: 
Żołnierze Armii Czerwonej z karabinem maszynowym Maxim, lata 30. XX wieku.
Żołnierze Armii Czerwonej z karabinem maszynowym Maxim, lata 30. XX wieku.
Stworzony przez Hirama Stevensa Maxima karabin maszynowy zrewolucjonizował sposób wojowania.

Michał Mackiewicz
Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie

Utalentowany technicznie samouk urodził się w 1840 r. i zanim wynalazł swą słynną maszynkę do zabijania, ochrzczoną w latach I wojny światowej „ponurym żniwiarzem znad Sommy”, zdążył zabłysnąć na rynku cywilnym. Dość powiedzieć, że zbudował pierwszą elektrownię gazową, która rozświetliła Manhattan, i wynalazł… samoczynną łapkę na myszy! Czując zagrożenie ze strony genialnego konstruktora, konkurencja, m.in. znany skądinąd Thomas Edison, wygryzła go ostatecznie z biznesu, płacąc Maximowi olbrzymią sumę pieniędzy za porzucenie branży elektrycznej. Amerykanin postanowił spróbować sił za oceanem.

W 1883 r. zaprezentował w Anglii broń, w której naciśnięcie spustu powodowało lawinę pocisków wypluwanych z lufy z prędkością kilkuset na minutę; naboje wyłuskiwane były z parcianej taśmy przesuwającej się w zainstalowanym w karabinie donośniku. Z karabinem Maxima nie mogła się równać żadna inna konstrukcja, zwłaszcza niezwykle wówczas popularne kartaczownice, czyli wielolufowa broń napędzana siłą ludzkich mięśni za pomocą korby bądź dźwigni. Wszystko za sprawą zjawiska odrzutu następującego po strzale, cennej energii marnotrawionej do tej pory, a przez Maxima wykorzystanej do napędzania skomplikowanego mechanizmu. Lufa osadzona była ruchomo i poprzez suwadło sprzęgnięta z zamkiem poruszającym się w obszernej komorze. Po strzale następował jej krótki ruch wsteczny, który wymuszał pracę zamka, a więc wyrzucenie pustej łuski, wyciągnięcie kolejnego naboju z donośnika (pierwszy nabój strzelec wprowadzał do komory ręcznie) i wprowadzenie go do komory oraz odpalenie; zamek tworzył najbardziej skomplikowany i czuły jednocześnie zespół spośród mechanizmów karabinu.

Czytaj też:
Broń, która wygrała wielką wojnę

Broń nie od razu podbiła serca wojskowych (taka imponująca szybkostrzelność niekoniecznie budziła wówczas zachwyt). Lata 80. spełzły Maximowi na doskonaleniu swojego wynalazku, a własną firmę założył m.in. dzięki pomocy wschodzącej gwiazdy przemysłu zbrojeniowego, firmie Vickers & Sons Co Ltd., której właściciele dostrzegli olbrzymi potencjał tkwiący w karabinie maszynowym. Pod koniec dekady światło dzienne ujrzała dopracowana i w pełni efektywna wersja, dostosowana już do nowego małokalibrowego naboju elaborowanego prochem bezdymnym. Broń chłodzona była wodą, którą nalewano do obszernej chłodnicy osadzonej wokół lufy i stanowiącej jednocześnie jej łożysko. Popularność karabinu Maxima znacznie wzrosła, kiedy trafił do uzbrojenia armii brytyjskiej i wraz z nią powędrował masakrować „dzikusów”. Chrzest bojowy nastąpił w 1893 r. w trakcie kampanii przeciwko afrykańskiemu państwu Matabele (dzisiejsze Zimbabwe). W 1898 r. maximy, osadzane jeszcze wówczas na klasycznych wielkich lawetach artyleryjskich, miały swój ogromny udział w pogromie derwiszów pod Omdurmanem (Sudan).

Maxim na pokładzie U.S.S. Vixen. Zdjęcie zrobione pomiędzy 1898 a 1901 rokiem.

Pierwszym nowoczesnym konfliktem, w którym obie strony dysponowały licznymi kaemami, było starcie rosyjsko-japońskie (1904–1905). Żołnierze carscy używali maximów, a Japończycy francuskich hotchkissów, które działały na zasadzie odprowadzania gazów prochowych przez boczny otwór w lufie i były chłodzone powietrzem. Chociaż Rosja wojnę przegrała, karabin systemu Maxima okazał się niezawodny i przerażająco skuteczny, o czym świadczyły gigantyczne stosy poległych japońskich żołnierzy zalegających przedpola twierdzy w Port Artur. W przededniu I wojny światowej wszystkie armie były już wyposażone w broń maszynową.

Artykuł został opublikowany w 12/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.