Rafał Gan-Ganowicz jest, obok Jana Zumbacha, najsłynniejszym polskim najemnikiem. Walczył z komunistami, a zlecenia dobierał bardzo starannie. Dla niego liczyło się nie tylko za ile, ale ramię w ramię z kim i przeciwko komu ma walczyć.
Los nie był dla Gan-Ganowicza łaskawy. Od najmłodszych lat zmuszony był dbać sam o siebie. Wybrał drogę, którą niektórzy mogliby krytykować. Dla Ganowicza jednak była to jedyna możliwa do realizacji droga.
Droga na Zachód
Rafał Gan-Ganowicz urodził się 23 kwietnia 1932 roku w Warszawie. We wrześniu 1939 roku z rąk Niemców zginęła jego matka. Rafała wychowywał ojciec. Niestety krótko – zginął on w Powstaniu Warszawskim w 1944 roku. O jego śmierci Gan-Ganowicz dowiedział się ukrywając się z innymi dziećmi w jednej z piwnic. „Ojciec zginął” – usłyszał jedynie od polskiego żołnierza, który na chwilę zajrzał do kryjówki dzieci.
Rafał Gan-Ganowicz wychowywał się bez rodziny. Mając 16 lat wstąpił do jednej z młodzieżowych grup oporu, która walczyła z nowym, sowieckim okupantem. Już wówczas Gan-Ganowicz rozumiał, że komunizm jest tak samo, a może jeszcze bardziej morderczym ustrojem, co nazizm. Po latach pisał:
„Kto widział przemarsz Armii Czerwonej pod koniec II wojny światowej, ten nigdy nie zapomni sowieckiego wandalizmu. Czego sowieciarz nie mógł ukraść to niszczył. Dlaczego tak strasznie niszczyli? Czyżby pchała ich do tego zazdrość, że ktoś mógł żyć w warunkach jakie oni, obywatele przodującego kraju widywali tylko w kinie? A może jest to natura sowieckiego człowieka napędzanego wódką? Nie wiem. Ale barbarzyństwo sowieckie pamiętam”.
W czerwcu 1950 roku komunistyczna Służba Bezpieczeństwa rozpracowała organizację, w której działał Ganowicz. Pozostało mu tylko jedno wyjście – uciekać z Warszawy. Początkowo przeniósł się do Wrocławia, a stamtąd, trochę przypadkiem, wyjechał do Berlina Zachodniego. Całą drogę do RFN Gan-Ganowicz spędził… pod pociągiem. Jak wspominał później w swojej książce: „Między metalowymi poprzeczkami podwozia a podłogą wagonu była szczelina, w którą ktoś tak szczupły jak ja mógł się wcisnąć. Decyzję podjąłem natychmiast”.
Kiedy na niemieckim straganie zobaczył pomarańcze, wiedział już, że jest w zachodniej części Berlina. Kiedy wydostał się z pociągu został początkowo aresztowany przez amerykańskich żołnierzy – była to jednak tylko rutynowa procedura.
W Niemczech Zachodnich Gan-Ganowicz wstąpił do Polskich Kompanii Wartowniczych, które utworzone zostały przez Amerykanów. Zadaniem wartowników była ochrona obiektów wojskowych. Ganowicz, jak wielu innych Polaków, miało jednak nadzieję, że jest to zalążek polskiej armii formowanej przy pomocy Amerykanów pod auspicjami generała Władysława Andersa. Wszyscy zawiedli się. Dla Gan-Ganowicza Kompanie Wartownicze były jednak pierwszym krokiem ku zupełnie nowemu życiu. Wkrótce zdecydował się wyjechać do Francji.
We Francji Rafał Gan-Ganowicz postanowił wrócić do szkoły. Ukończył szkołę średnią i zdał maturę. Dostał się później do szkoły oficerskiej prowadzonej przez NATO. W listopadzie 1959 roku został podporucznikiem. Niedługo później otworzył, z punktu widzenia osób, które interesują się jego biografią, najbardziej spektakularny rozdział swojego życia.
Kondotier, najemnik, pies wojny
Rafał Gan-Ganowicz w 1964 roku wyjechał do Afryki, do Demokratycznej Republiki Konga, gdzie trwała wojna domowa.
„Stałem się wreszcie kimś innym... Stałem się Polakiem, któremu jest dane walczyć z czerwoną zarazą z bronią w ręku. Bo przez całe lata przygotowywałem się do tego, myśląc, że doczekam się wreszcie walki o wyzwolenie ojczyzny. Po latach oczekiwania – olśnienie. Z komunizmem walczyć można i trzeba wszędzie tam, gdzie zagraża on jakiemuś społeczeństwu. Na międzynarodówkę komunistyczną – odpowiedzieć międzynarodówką antykomunistyczną. Walczyć, a nie kibicować” – pisał w swojej książce „Kondotier”.
W 1960 roku siły skupione wokół władz Katangi, które ogłosiły separację od Konga i miały poparcie wielkich koncernów wydobywczych oraz USA, sprzeciwiły się rządom premiera Patrice’a Lumumby, którego z kolei popierał Związek Sowiecki. Trzy lata po zabiciu Lumumby (zginął on w styczniu 1961 roku po zamachu stanu, jakiego dokonał popierany przez USA Joseph Mobutu), sytuacja w Kongu zupełnie wymknęła się spod kontroli. W kraju ścierały się różne stronnictwa mające poparcie dwóch supermocarstw, pomniejszych, dawnych państw kolonialnych i wielkiego biznesu.
W tej „rzece krwi” znalazł się w 1964 roku Gan-Ganowicz, walcząc po stronie rządzącego Katangą Moise Czombe (Moïse Tshombe), który sprowadził do Konga kilkuset europejskich najemników. Gan-Ganowicz współpracował na miejscu także z innymi Polakami, m.in. Kazimierzem Toporem-Staszakiem i Stanisławem Krasickim. Dowodził też obroną Stanleyville (dzisiaj to Kisangani).
Gan-Ganowicz miał jednoznaczną opinię o wojnie w Kongu. Za wszystkie nieszczęście, jakie spotkały to wielkie państwo w środku Afryki, obarczał Sowietów. Oczywiście ZSRS, angażując się w ten konflikt i wysyłając tysiące sztuk broni do Konga, walnie przyczynił się do licznych nieszczęść tego kraju. Gwoli sprawiedliwości dodać jednak trzeba, że Kongo, jako kraj niezwykle bogaty w różnego rodzaju złoża, był „mekką” dla licznych koncernów i firm – bynajmniej niepochodzących ze Związku Sowieckiego – które finansowały wojnę i terror. Nieszczęście Konga polegało i nadal polega na jego bogactwie.
Kontrakt Gan-Ganowicza skończył się niejako samoistnie, kiedy władzę w kraju na dobre przejął Joseph Mobutu, zwany później, na własne życzenie Mobutu Sese Seko. To on zmienił nazwę Demokratycznej Republiki Konga na Zair, pozbył się wszystkich konkurentów, rozprawił z niepokornymi i rozpoczął niepodzielne, pełne przemocy rządy. Zairem Mobutu rządził przez kolejnych 30 lat, aż do 1997 roku, notabene z wielką szkodą dla własnego kraju i państw ościennych.
Rafał Gan-Ganowicz wyjechał z Konga w 1965 roku. Przez dwa lata mieszkał w Paryżu, cały czas szukając okazji do kolejnego wyjazdu i walki z komunistami. Siedzenie w miejscu nie leżało w jego naturze.
W 1967 roku Gan-Ganowicz wyjechał do Arabii Saudyjskiej, a stamtąd do Jemenu.
„Byłem znów żołnierzem. Paryż i jego mgły zniknęły z mojej pamięci. Liczyło się tylko jutro. W głębi groty spał mój najlepszy druh George. Na odległość ręki leżał karabin. Byłem szczęśliwy”. – pisał w „Kondotierze”.
W Jemenie od kilku lat trwała wojna domowa. Po jednej stronie stali rojaliści wspierani przez Arabię Saudyjską, a po drugiej chcący ich obalić wojskowi, którym pomagał Egipt, a później Związek Sowiecki. To w Jemenie Gan-Ganowicz miał okazję mierzyć się z prawdziwymi sowieckimi żołnierzami, a nie tylko z finansowanymi przez nich lokalnymi oddziałami.
„Czerwona zaraza zabija. Zabija ciało, gdy nie może zabić ducha. Szliśmy przez spalone wioski. Sowieci już wtedy stosowali tu ludobójcze metody, które po latach obrócili przeciw Afganom i Czeczenom. Ich lotnictwo atakowało bezlitośnie każde skupisko ludzkie. Niszczonymi rakietami i bombami wioskach ginęły kobiety i dzieci. Płonęły skromne zbiory podpalane napalmem. Ginęły stada bydła, barany masakrowane z rozmysłem przez sowieckich pilotów. Ta wojna przeciw bezbronnym nie była objawem szczególnego sadyzmu czy zezwierzęcenia doradców. Były to zimne, planowane w Moskwie zasady prowadzenia wojny”. – wspominał Gan-Ganowicz.
Gan-Ganowicz szkolił Jemeńczyków w posługiwaniu się bronią. To dzięki jego pomocy wojska jemeńskie odpierały ataki sowieckich jednostek. „To Sowieci obsługiwali katiusze, to ich piloci tropili nas w pustyni i w górach, to wreszcie ich czołgiści wyróżniali się na tle jemeńskich partaczy celnym ogniem i większą brawurą”. - mówił później. Gan-Ganowicz kierował ostrzałem Sany, niszcząc siedzibę marksistowskiej partii. Zniszczył też budynek sowieckiej ambasady. Z jego pomocą Jemeńczycy zestrzelili sowiecki myśliwiec MiG-21. Dzięki dokumentom znalezionym w samolocie, Jemen mógł udowodnić na forum ONZ, że bezpośrednio w wojnę zaangażowany jest ZSRS.
We Francji
Po powrocie z Jemenu Rafał Gan-Ganowicz zamieszkał we Francji. Na wojnę już nie szedł, lecz jego nienawiść wobec komunistów pewnie jeszcze bardziej się pogłębiła. Zaangażował się w działalność organizacji kombatanckich, współpracował z Radiem Wolna Europa, a w latach 80. został francuskim przedstawicielem „Solidarności Walczącej”. Aby utrzymać rodzinę (miał żonę i córkę) pracował jako tłumacz, elektryk czy kierowca. Pod koniec lat 80. sprzeciwiał się jakiemukolwiek układowi z komunistami w Polsce. Był gorącym przeciwnikiem ustaleń Okrągłego Stołu, a ekipę Jaruzelskiego nazywał „partyjną bandą zdrajców przerodzonych w cwaniaków”.
Rafał Gan-Ganowicz powrócił do Polski dopiero w 1997 roku. Zmarł 22 listopada 2002 roku w Lublinie i tam został pochowany. Pięć lat później prezydent RP Lech Kaczyński odznaczył go Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski „za wybitne zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce, za osiągnięcia w podejmowanej z pożytkiem dla kraju pracy zawodowej i społecznej”.
Cytaty użyte w tekście pochodzą z filmu pt. „Pistolet do wynajęcia czyli prywatna wojna Rafała Gan-Ganowicza”, reż. Piotr Zarębski oraz z książki Rafała Gan-Ganowicza pt. „Kondotierzy”.
Czytaj też:
Kongo - prywatna kolonia króla BelgówCzytaj też:
Krzysztof Arciszewski – żołnierz, etnograf, buntownik. Barwne życie polskiego najemnika