Analizując po latach historię tamtego śledztwa prowadzonego przez niebywale skorumpowaną policję z Marsylii, możemy dojść do wniosku, że dochodzenie prowadzono niedbale, a ulegając naciskom politycznym, pospiesznie je zakończono.
Życie pisze najlepsze scenariusze filmowe, a romans i losy Edwarda Rydza oraz Marty Zalewskiej z domu Thomas, to prawdziwa historia godna ciekawego serialu TV lub produkcji filmowej na miarę polskiego „Przeminęło z wiatrem”, bo też realia i koniec pewnej opoki są dramatycznie podobne.
Edward Rydz urodził się w 11 marca 1886 r. w kresowym miasteczku Brzeżany. Wywodził się ze zwykłej „polskiej biedy”. Ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie, a korzystając ze wsparcia burmistrza Brzeżan, również Wydział Filozofii UJ. W 1918 r., gdy miał 32 lata, został ministrem wojny w rządzie lubelskim socjalisty Ignacego Daszyńskiego. W 1920 r. zdobył Kijów, wjeżdżając do śródmieścia zarekwirowanym na podmiejskiej pętli tramwajem, by następnego dnia przyjąć majową defiladę Wojska Polskiego na Kreszczatiku. Tam właśnie do niskiej, naprędce zbudowanej trybuny z Orłem Białym podbiegła młoda dziewczyna z POW i wręczyła zdobywcy w generalskim mundurze naręcze polnych kwiatów. Była nią Marta Zalewska.
Marta urodziła się w 1895 r. w Żytomierzu, jako starsza córka powszechnie szanowanego aptekarza. Skończyła polskie gimnazjum. Była ładna, zgrabna, towarzyska i z „dobrego domu”. Nic dziwnego, że zakochał się w niej 18-letni syn zamożnych ziemian Michał Zalewski, który właśnie odziedziczył majątek Sandraki niedaleko Kumanowic na Podolu. Zakochani państwo młodzi na parę miesięcy 1914 r. osiedli w rodzinnej siedzibie Zalewskich. To z tej pańskiej atmosfery dużego dworu brały się arystokratyczne pretensje późniejszej pani marszałkowej.
Opuszczona przez powołanego do carskiej armii w sierpniu 1914 r. młodego męża oraz zagrożona w majątku otoczonym zbuntowanymi Rusinami, samotna pani Marta przeniosła się wraz z co cenniejszym dobytkiem do Kijowa. Tam obracając się wśród polskiego ziemiaństwa i elit, nawiązała romans z „kniaziem Cz.”, wymienianym też jako N. Zalewski powiadomiony przez pułkowych kolegów, co się święci w Kijowie, wystarał się o urlop i wpadł rankiem do hotelowego „numeru”. Zastał w łóżku tylko „przystojnego bubka” i w swej naiwności oświadczył mu, że jest gotów nie stawać na drodze ich „wielkiego uczucia”. Kniaź wyśmiał go, oświadczając w kolokwialnych słowach, co myśli o całym romansie. Zalewski wyszarpnął rewolwer z kabury i w nakrywającego się kołdrą gacha wpakował cały magazynek, nie zostawiając dla siebie ostatniej kuli. Taką przynajmniej wersję usłyszał wojskowy sąd garnizonowy, który z uwagi na frontowe warunki zdegradował jedynie Zalewskiego do stopnia szeregowca i odesłał go do okopów.
Zalewski zmarł w 1939 r. i jest pochowany na Łyczakowie. Dopiero po jego śmierci Marta i Edward Rydz-Śmigły zalegalizowali swój zrodzony w Kijowie związek. Ich znajomość trwała zresztą od czasu działalności konspiracyjnej Marty w tamtejszej Polskiej Organizacji Wojskowej.
Pani marszałkowa
Warszawska rezydencja Rydza-Śmigłego (marszałka od 1936 r.) przetrwała do dziś i znajduje się na pierwszym piętrze budynku WP przy zbiegu ulic Klonowej i Belwederskiej. Z jej okien rozciąga się widok na gmaszysko ambasady dawnego ZSRS – Rosji. W przeciwieństwie do Rydza, uważanego przez otoczenie za człowieka miłego, grzecznego i spokojnego, pani Marta była postrzegana jako mocno znerwicowana, chorowita, niemal histeryczna w zachowaniu, ale ciągle jeszcze piękna, szczupła, z klasą nosząca suknie od Hersego i futra od Apfelbauma z Miodowej. Była jednak nieprzychylnie odbierana przez takie egerie tamtych lat jak pułkownikowa Sława Wendowa, Zofia Nałkowska (primo voto pułkownikowa Jur-Gorzechowska) czy wszechwładna (z politycznymi ambicjami) Zofia (Zocha) Bagniewska – żona majora ministra Henryka Floyara-Rajchmana. Opinii i intryg tych lwic salonowych żyjących dość swobodnie, korzystających z pozycji swoich mężów, obawiała się nawet marszałkowa Aleksandra Piłsudska – kobieta skromna i bezpretensjonalna.
Prawdziwe i urojone konsekwencje nieakceptowania przez warszawską socjetę były jedną z przyczyn udręczeń pani Marty, w dużej mierze zatruwającej życie marszałka Śmigłego. Inna przyczyna to brak potomstwa. Pani Marta stale leczyła się u wybitnych specjalistów i przechodziła różne poważne zabiegi ginekologiczne. Być może mściły się na niej szalone lata w Kijowie. Przed kłopotami uciekała w leki uspokajające i morfinę. W okresach dobrego samopoczucia pracowała w instytucjach wojskowych związanych z Oddziałem II Sztabu Generalnego WP – wywiadem wojskowym. Stąd też pochodziły później jej jakże fatalne znajomości. Przebywając służbowo lub zdrowotnie niedaleko Pińska w gajówce Sławków – zakonspirowanym ośrodku referatu „W” Dwójki – poznała kapitana żandarmerii Alfreda Rachmana, późniejszego emigracyjnego podpułkownika, jedną z najczarniejszych postaci emigracji, opisywanego na łamach londyńskich brukowców w latach 50. I 60. XX w., który po upozorowaniu własnej śmierci wrócił do PRL z pokaźną kolekcją antyków.
Po 1936 r. pani marszałkowa coraz mocniej wpadała w pułapkę samoizolacji towarzyskiej. Jej publiczne wystąpienia należały do rzadkości, a na oficjalnych bankietach zamykała się w gronie wybranych osób. Prezydent Ignacy Mościcki łamiąc testament Komendanta, nie abdykował w 1936 r. na rzecz Walerego Sławka. W zamian za daną Mościckiemu gwarancję sprawowania funkcji prezydenta RP do 1940 r. miał on w tymże roku przekazać swój urząd marszałkowi Rydzowi-Śmigłemu. Tak więc pani Marta miała zostać panią prezydentową – pierwszą damą RP.
Kierunek Monaco
W 1938 r., z polecenia marszałka, II Oddział nabył w Księstwie Monaco willę (lub kamienicę) na nazwisko Marty Śmigłej-Rydzowej. Pani marszałkowa osiadła tam, by „poszerzać krąg znajomości wśród europejskich elit” i opanować język francuski. W sierpniu 1939 r. wróciła do kraju, ale już 14/15 września wraz z siostrą Reginą, jej mężem rtm. Leonem Różałowskim, zarządzającym małym folwarkiem Borówka koło Lidy, podarowanym Rydzowi-Śmigłemu przez jego żołnierzy, kilkoma samochodami, z całym cenniejszym dobytkiem, przekroczyli granicę w Zaleszczykach.
Po awanturach w polskiej ambasadzie w Bukareszcie Rydzowa na dyplomatycznym paszporcie wraz z dobytkiem wyjechała do Monaco. W pamiętnikach księżnej Marthy Bibescu – krewnej rumuńskiej rodziny królewskiej – znajdujemy opis epizodu, jaki minister Grigore Gafencu relacjonował premierowi Armandowi Călinescu. Marta Rydzowa otulona w futro, krzycząc, wdarła się do jego gabinetu. Minister uspokoił ją i skwitował stwierdzeniem: „spodziewaliśmy się państwa, ale nie tak wcześnie!”.
Południe „słodkiej” Francji w latach 1940–1944 było zadziwiającym matecznikiem dla bogatych uciekinierów z całej Francji i Europy. Była to sprostytuowana, skondensowana w pigułce III RF pod włoską, operetkową okupacją trwającą od lata 1940 r. do września 1943 r. Później przez rok rządzili tam Niemcy, ale nie byli to już ci sami butni zdobywcy. Za łapówkę, stały haracz czy inne serwituty można tam było załatwić wszystko. Do wiosny 1942 r. (!) na Riwierze bawili też legalnie bogaci Amerykanie, a do lat 1943–1944 dyplomaci z Ameryki Południowej – królowie czarnego rynku, przemytu i handlu wizami, na czele z legendarnym ambasadorem Dominikany Porfiriem Rubirosą, a także rodziną żydowskich magnatów porcelanowych Rosenthalów. Pani marszałkowa – piękna, bogata i trochę samotna – nie była niepokojona. W lutym/marcu 1940 r. podobno przyjechała do hotelu w Balatonföldvár na Węgrzech, gdzie spotkała się z marszałkiem po raz ostatni.
Jesienią 1944 r., po wylądowaniu aliantów, pani Marta zaczęła utrzymywać liczne kontakty z oficerami II Korpusu. Wielu z nich znała jeszcze z Polski. Riwiera Francuska i Włoska, a przede wszystkim międzynarodowy marokański port Tanger, stały się rajem dla siatek przemytniczych i szpiegów wszelkiej maści, w tym NKWD/MGB. Pewien udział w tych procederach mieli polscy emigranci oraz zdemobilizowani wojskowi bez przydziałów i perspektyw. Nasi „sojusznicy” zdradzając Polskę po raz kolejny, już 6 lipca 1945 r. cofnęli uznanie legalnemu rządowi RP, by uznać marionetkowy rząd Bieruta. Ponad 200 tys. wojskowych emigrantów, nie licząc ich rodzin, walczyło o przetrwanie. Starzy ludzie z dystynkcjami generałów stawali do pracy w angielskich fabrykach i barach, ostatni marszałek senatu RP płk Bogusław Miedziński pracował na nocnej zmianie w fabryce karmelków. Dodatkowo rząd brytyjski, a we Francji FPK i komunista wicepremier Maurice Thorez głośno żądali, by Polacy wracali do „wyzwolonej” ojczyzny.
Pani marszałkowa była wolna od takich trosk. Posiadała dużą ilość cennej biżuterii, antyki oraz gotówkę. Przekroczyła pięćdziesiątkę, ale zachowała figurę i urodę. Wolny czas starała się wypełnić zabawą i interesami handlowymi. Stale bywała w kasynach w Monte Carlo i Nicei. Świetnie tańczyła, a na nocnych dansingach ubiegało się o jej względy stado młodych oficerów i starych naciągaczy. Wieczorem 2 lipca 1951 r. zabrawszy całą złotą biżuterię i gotówkę, wsiadła do samochodu prowadzonego przez znanych jej mężczyzn i zaginęła bez śladu.
Zwłoki w walizce
Przez przypadek 16 lipca 1951 r., w bajkowej scenerii doliny Georges de la Vesubie – w Alpach Nadmorskich, na wysokości wioski Cros-d’Utelle (około 20 km na północ od Nicei), spod mostku na potoku La Vesubie wyciągnięto dwie walizy zawierające ciało rozebranej do bielizny, poćwiartowanej kobiety! Policji z trudem udało się zidentyfikować zamordowaną jako Martę Śmigłową-Rydzową. Prasa bulwarowa i po paru dniach – o dziwo – „poważna” komunistyczna nadały morderstwu olbrzymi rozgłos. Uczyniono z marszałkowej drugą Mesalinę i oskarżono bezpodstawnie o roztrwonienie wielu milionów dolarów.
Pamiętajmy, że rok 1951 to apogeum zimnej wojny. FPK walczyła o władzę we Francji, a reaktywowany w 1947 r. w Szklarskiej Porębie Kominform (dawny Komintern) nałożył na Polskę obowiązek finansowania FPK i WPK! Zagrabione w Polsce dzieła sztuki wędrowały w bagażach „dyplomatów” PRL do francuskich i włoskich antykwariuszy, którzy pracowali dla każdego, kto lepiej płacił. W trakcie śledztwa zostali aresztowani w Paryżu rotmistrz WP Jan Romanowski z małżonką Anną (prywatnie zięć i córka gen. Władysława Andersa – naczelnego wodza WP) – bliscy znajomi Marty.
Wieczorem feralnego dnia Romanowscy w domu marszałkowej jedli razem kolację (druga wersja podaje, że jedli w hotelu Negresco – choć żona Romanowskiego zaprzeczyła, że spożywali jakąkolwiek kolację). Aresztowany rotmistrz został określony przez marsylską policję jako osoba „bez stałego źródła utrzymania”. Ustalono, że wieczorem 2 lipca w Monaco Romanowski wynajął samochód. Aresztowano też antykwariusza Zbigniewa Nassalskiego, którego prasa określała jako „zwykłego pasera” i „przemytnika z Tangeru”. Do Nicei przyleciał specjalnie gen. Władysław Anders i stosując wszelkie polityczne naciski, sprawę zatuszował. Aresztowanych zwolniono.
Większość informacji o zabójstwie pani marszałkowej pochodzi z ówczesnej prasy francuskiej i powtarzającej po niej polskiej prasy emigracyjnej. Są to informacje fragmentaryczne lub wypaczone. „Olbrzymia” kwota 500 tys. franków podjęta przez marszałkową w dniu zniknięcia, to przecież stare franki! Wymiana franków w stosunku 1:100 nastąpiła dopiero w 1960 r.! A podjęta kwota to zaledwie 2,5 tys. dol. – równowartość używanego samochodu średniej klasy. Odcedzając fantazje bulwarówek, możemy skonstatować, iż grupa znajomych marszałkowej zaoferowała jej udział w lukratywnym interesie przemytniczym czy innym czarnorynkowym szwindlu. Marszałkowa postanowiła zainwestować. Zabrała gotówkę i biżuterię, wsiadła do samochodu i na odludziu została obrabowana oraz zamordowana przez wynajętych bandziorów, którzy poćwiartowali i pocięli piłą jej zwłoki (głowy nigdy nie odnaleziono), a następnie wrzucili do wzburzonego potoku.
W utajnionych aktach policji znajduje się słynny notes Marty Rydzowej, w którym zapisała ponad 200 nazwisk, adresów i telefonów. Jak ujawniła marsylska i nicejska policja, były w nim nazwiska wielkich przemytników, przeciwko którym prowadzono śledztwa. Są też w nim z pewnością nazwiska morderców, a na ostatnim zdjęciu pani Marty, wykonanym na plaży, widać wyraźnie po lewej stronie cień mężczyzny – fotografa, być może zabójcy. Dociekliwi historycy będą mogli wznowić śledztwo po 1 stycznia 2022 r. – gdy minie okres 70 lat tajności akt archiwalnych we Francji, ustalić miejsce pochówku pani Marty, losy reszty jej majątku ruchomego, jak i apartamentu na czwartym piętrze domu przy bulwarze des Moulins 158 w Monte Carlo. Żyją też zapewne potomkowie Reginy Różałowskiej (miała synów Romana i Jerzego), jak i córka państwa Romanowskich. Spadkobiercą płk. Alfreda Rachmana, zmarłego w Izabelinie około 1983 r., został piłkarz zespołu Hutnik Warszawa. Wieść niosła, iż sportowiec popisywał się „starymi” szablami, pistoletami skałkowymi i złotą inkrustowaną papierośnicę z polskim napisem: „Naszemu Drogiemu Marszałkowi”.
Remigiusz Włast Matuszak
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.